Koncert w Gdyni fot. Paweł Paziak
Koncert w Gdyni fot. Paweł Paziak
belfegor belfegor
678
BLOG

VAYA CON DIOS - Pożegnanie z klasą

belfegor belfegor Kultura Obserwuj notkę 5
VAYA CON DIOS 

HALA GDYNIA - 6.10.2013 r.

 

 To był bardzo kameralny koncert. Mimo że w dużej hali, mimo że dla 4 tysięcy widzów – nie za mało, nie za dużo. W sam raz, by wejść w klimat muzycznej uczty, wsłuchać się w głos Dani Klein oraz w znakomicie brzmiące instrumentarium. W sam raz na prawie dwugodzinną podróż w melancholię, tęsknotę, refleksję. W folkowo-jazzowo-popowo-bluesowy świat Vaya Con Dios ­– w świat zespołu, który w Gdyni dał jeden z trzech polskich koncertów podczas pożegnalnej, ostatniej trasy koncertowej belgijskiej wokalistki i jej muzyków.

Ten koncert zachwycił wszystkich. Dani potrafiła swoim głosem wyczarować atmosferę intymności właściwą bliskości dwojga osób, a przecież było nas tam nieco więcej. Ale ona tym głosem panuje nad widownią i nad zespołem, jest królową sceny i udowadnia, że do tego nie potrzeba wrzasku, nieartykułowanych okrzyków i obscenicznych gestów. Wystarczy mikrofon, gra świateł kapitalnie interpretująca wydarzenia na scenie i głos o niskiej tonacji, czasem chropawy, czasem zduszony, by nagle wzmocnić go jednym dźwiękiem.

Uderza zgranie zespołu, tym bardziej niesamowite, że ze starego bandu nikt nie został! Wokalistka daje szanse na zaistnienie poszczególnym sekcjom. Oto odzywa się trąbka prowadząca konwersacje z kontrabasem, fortepian dialoguje sobie nieco ze skrzypcami. Wszystko podlane perkusyjną sekcją rytmiczną. Brzmi to wspaniale! To jeden z najlepiej zrealizowanych akustycznie koncertów, które widziałem. Może to również zasługa miejsca…

Ponieważ to ostatnia trasa zespołu, niejako z obowiązku musiały się znaleźć w programie najbardziej rozpoznawalne utwory: I Don’t Want To Know, Johnny, Je l’Aime je l’Aime, Don’t Break My Heart.

W połowie koncertu na scenie pojawił się gość specjalny – Marianne Aya Omac, Francuzka obdarzona świetnym mocnym wokalem. Jak powiedziała Dani, usłyszała jej śpiew na ulicy i postanowiła zaprosić ją na swoje tournee. To się nazywa szczęście!

 Po pierwszej piosence zaśpiewanej solo przez dziewczynę z burzą włosów publiczność zgotowała jej owację, a Dani Klein stwierdziła, że właśnie dlatego kończy karierę, by zrobić miejsce następcom. Za chwilę popłynęły dźwięki What’s A Woman w duecie z Marianne.

Na bis deser – Puerto Rico z towarzyszeniem wszystkich artystów i publiczności zgromadzonej w gdyńskiej hali, która gorąco pożegnała charyzmatyczną Belgijkę.

Kiedy wracałem, w głowie tłukły się słowa pewnej piosenki – „trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść… Niepokonanym”. Kto jak kto, ale Dani Klein wie to najlepiej.

belfegor
O mnie belfegor

Bez książek świat byłby nudny, wolałbym nie żyć. Samotność jest lekarstwem. Nietzsche powiedział: Bóg umarł. Pomylił się: umarł Nietzsche, a Bóg żyje. Tzw. sztuka współczesna to hucpa i straszliwy gniot. Tak jak "Wyborcza". To nie ja wpieprzam się w politykę, to polityka wpieprza się we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura