Przed jego domem cały czas koczowali dziennikarze, celebryci i koleżanki z Sejmu. Ryszard Petru teraz już codziennie doświadczał, że bycie liderem europejskim wymaga nie lada poświęcenia. Obudził się wypoczęty i zerknął na budzik. Była dziewiąta rano. Obok leżała kartka z tygodniowym programem spotkań.
Poniedziałek - George Clooney, wtorek - Hollande, środa - Dalajlama, czwartek - Messi, piątek - George Soros albo Brad Pitt. - No tak - szepnął do siebie, trzeba kogoś wybrać i sprawdzić pogodę w TVN 24. - Będzie słonecznie - mówił Tomasz Wołek, ale widząc jego twarz jakoś mu nie wierzył. Czuł jednocześnie, i było to fizyczne uczucie, że jest osaczony. Nagle spod jego łóżka wyskoczyła z mikrofonem w ręku reporterka ZDF, młoda sprytna Niemka na enerdowskich sterydach, która zarzuciła go gradem jej Fragen. Ryszard, trochę zaspany, zdążył jednak wklepać trochę podkładu pod oczy, szarpnął grzebieniem po włosach, bo już się czaił niemiecki operator. Nie dał jednak za wygraną i rzucił się w kierunku łazienki. Ale tam, ku jego zaskoczeniu, czekała już na niego Janina Paradowska, wyzywająco oparta o umywalkę, cała w czerwonym kostiumie, podkreślającym jej znakomitą figurę. Stanął jak wryty i nie wiedział co zrobić, tak wszystko w nim buzowało na jej widok.
- Kiedy wrrreszcie przyjmiesz Merkel? Niemcy są zrozpaczeni - powiedziała z wyraźnym wyrzutem ale i ze swoją wyjątkową, kobiecą troską. Pochylił się nad nią i szepnął jej coś do ucha, tak by nikt nie usłyszał. - Ty jesteś wariat Rrrysiek, wiesz?
Odwrócił się i wszedł do dużego salonu. Niewiele mebli i stół, reszta komód, szafek, półek z książkami o Afryce została usunięta w kąt. Praktycznie całą przestrzeń tego wielkiego białego salonu zajmował podest z kamerami telewizyjnymi oraz duży mikser do efektów świetlnych. Petru podniósł do góry rękę i wszyscy zamilkli. - Odpowiem na pytania za kilka minut - powiedział ciepłym głosem i przysiadł się do Lisa, Wrońskiego i Żakowskiego, którzy zajadali jajka na miękko i popijali je zsiadłym mlekiem. Sądził, że uszanują przynajmniej ich śniadanie. Ale oni nie! Zgromadzili się wokół niego, zaczęli gapić się, czy żółtko jest miękkie, zaglądali do talerza i notowali dla swoich stacji, co Ryszard dziś je. Niby banał, ale ludzie czekali, bo nie wiedzieli co jeść. I nagle posypał się grad pytań: Kiedy koniec Kaczyńskiego? Kiedy postawi Niemcy i Europę na nogi? Czy zastąpi Merkel?
Tylko jedna dziennikarka, wysoka i szczupła, wręcz zjawiskowa, o jasnych długich włosach, zachowała odrobinę kultury i taktu. Była to Inge Ganze Wahrheit z Ganze 24. - Zjedz spokojnie te jajka, posól je, nie spiesz się, ja zaczekam - powiedziała Inge i zrzuciła z siebie czarny kaszmirowy płaszcz i niebieski szal. Lis, Wroński i Żakowski jedli w ciszy jajka z majonezem i nic nie mówili. Wszystko rejestrowały kamery, a reporterzy coś notowali, choć nic się działo. W końcu Ryszard odsunął krzesło, wstał, zapiął srebrny guzik w marynarce i odezwał się do światowych mediów:
- Chciałem powiedzieć, że Merkel nic nie rozumie, Cameron nie panuje nad sytuacją, a Hollande już nie rządzi Holandią. Czy to jest jasne? - wstrzymał oddech i czekał. Trwało to krótką chwilę i dziennikarze zaczęli bić brawo, a Dominika Wielowieyska rzuciła mu piękną, kameruńską różę, którą sama wyhodowała w przydomowym ogrodzie. Poczuł głęboki, nieokiełznany polityczny dreszcz wysoko na plecach, który wędrował w dół po jego kręgosłupie. Jego biała koszula lśniła w porannym słońcu, aż w końcu na twarzy Ryszarda pojawił się uśmiech. Wszyscy na to czekali. Kiedy ludzie zobaczyli jego uśmiech na Times Square, pod Bramą Brandenburską czy na Placu Czerwonym, ruszyli do pracy, wsiedli do samochodów i do metra, zaczęli pedałować na rowerach, otworzyli swoje laptopy i serca, zaczęli po prostu normalnie żyć. Z lodówek wyciągnęli sery, jajka, rucolę i polską kiełbasę. - Ostatni raz daję Wam jeszcze jeden dzień życia - pomyślał Petru i znowu zajrzał podekscytowany do łazienki.
Inne tematy w dziale Polityka