Notkę tę dedykuję Niegdysiejszemu Blondynowi, jako że właściwe definiowanie pojęć to przedmiot jego, podobnie jak mojej, ogromnej troski. Wracamy do tego tematu w różnych kontekstach, niejedną dyskusję toczyliśmy na ten temat; towarzyszy nam świadomość Wieży Babel i konsekwencji, jakie płyną z pomieszania i wieloznaczności pojęć. Dlatego powracam do klasyków, Platona i Arystotelesa, autorów podstawowych pojęć - polityka, demokracja, wolność, wspólnota, liberalny, wykształcony. Dziś każde z tych słów ma wiele znaczeń, często diametralnie różnych, wręcz przeciwstawnych. Stąd "dyskusje" prowadzą do nikąd.
Przypomnę znaczenia wyjściowe, źródłowe (definicje uproszczone przeze mnie na potrzeby bloga).
1. Polityka, polityczność - od polis (państwo-miasto); zajmowanie się właściwym porządkiem duszy i polis przez ludzi wolnych, wykształconych = szlachetnych, dżentelmenów, ukierunkowane na cnotę, "dobre życie"
2. Demokracja - rządy dżentelmenów (patrz wyżej), mające na celu dobro całej wspólnoty politycznej; najlepsze dla polis jako całości. Na marginesie, zgodnie z klasyczną definicją, nie mamy dziś do czynienia z demokracją, lecz ochlokracją (rządy gminu)
3. Wolność - pozwala osiągnąć pełnię czlowieczeństwa, doskonałość, ukierunkowaną na cnotę, we wspólnocie politycznej; (wolność nie od cnoty, lecz dla cnoty)
4. Liberalny = wolny, w sensie ukierunkowania na cnotę jako cel i najwyższe dobro człowieka; to pojęcie pierwotnie nie miało nic wspolnego z ekonomią - wręcz przeciwnie.
5. Wspólnota - współobywatele w polis, troszczący się o właściwy ład duszy i polis oraz o dobro wspólne.
Po tym wstępie przytoczę fragmenty referatu Jana Rutkowskiego, UW, "Wykształcenie liberalne w perspektywie sporu o istotę wolności". Referat został wygłoszony na sympozjum "Wychowanie i kształcenie w systemach politycznych" na UKSW w dniach 6.-8.04.2011 r.
Wybór fragmentów i podkreślenia pochodzą ode mnie.
"Czym jest wychowanie liberalne? Wieloznaczność tego pojęcia bywa przyczyną pewnego zamieszania, jakie współcześnie zwykle wkrada się w dyskusje - nie tylko - pedagogiczne. Mówiąc o wychowaniu liberalnym często myśli się po prostu o edukacji, odbywającej się w ramach ustroju liberalnego. Równocześnie określenia tego używa się do opisania wychowania permisywnego, kontestującego tradycyjną moralność - można rzec: libertyńskiego. Jednak najbardziej źródłowym rozumieniem pojęcia liberalnego wychowania jest wykształcenie liberalne, utożsamiane z kształceniem ogólnym. W takiej perspektywie celem wykształcenia liberalnego jest uformowanie człowieka, jego charakteru, sumienia. W pedagogice religijnej często używa się wtedy określenia formacja. (...)
Źródłem nieporozumień może być fakt, że określenie "liberalny" ma współcześnie odmienne konotacje niż dla myślicieli starożytnych. Zdaniem Leo Straussa : "jego pierwotne polityczne znaczenie jest niemal dokładnie przeciwne temu, które ma ono współcześnie."
Przyjrzyjmy się najpierw antycznemu rozumieniu wykształcenia. Dla klasycznych filozofów liberalny był człowiek, który zachowywał się jak ktoś wolny, w odróżnieniu od niewolnika. Niewolnik nie żyje dla siebie i nie może kierować swym życiem wg własnej woli. Żyje dla kogoś innego. Również człowiek zmuszony do pracy na własne utrzymanie nie jest wolny. By móc przeżyć, pracuje, a potem odpoczywa dla nabrania sił do pracy. Mówiąc współczesnym językiem: jest producentem i konsumentem. Dwie najwyższe ludzkie aktywności: polityka i filozofia, są dla niego niedostępne.
Kształcenie jako takie jest ukierunkowane na politykę i filozofię. (...) Celem kształcenia jest opuszczenie jaskini. Innymi słowy kształcenie jest rozwiazaniem problemu polityczności. Zajmuje się właściwym porządkiem duszy i jego ukształtowaniem; celami kształcenia są Arystotelesowski człowiek szlachetny, zwany przez Leo Straussa (zgodnie z anglosaską tradycją) dżentelmenem oraz filozof.(...) Człowiek nie rodzi się dżentelmenem, lecz staje się nim dzięki wykształceniu liberalnemu. Żyjąc w polis uzależniony jest jednak od współobywateli, również tych, nie będacych dżentelmenami. (...) Człowiek szlachetny zajmuje się właściwym porządkiem polis, jest politykiem w źródłowym znaczeniu tego słowa. (...) Jedynie we wzorcowym mieście Platona filozofowie mieliby być przymuszani do aktywności politycznej. W każdym innym, czyli każdym rzeczywiście istniejącym - filozof, w przeciwieństwie do dżentelmena, żyje niejako obok miasta. (...) Oddanie bios theoretikos, kontemplacyjnemu sposobowi życia, zakłada brak zaangażowania w sprawy publiczne.
Sprawami najważniejszymi, takimi, którymi warto zajmować się ze względu na nie same, jest wlaściwy ład duszy i miasta. Dżentelmen - inaczej niż większość mieszkańców polis - może i chce zajmować się problemem właściwego porządku. To uzasadnia władzę dżentelmenów w mieście. Jak pamiętamy, Arystoteles w Polityce odróżnia ustroje właściwe i zwyrodniałe.
Ustrój sprawiedliwy to taki, w którym rządzący nie kierują się jedynie własnym interesem lub grupy, którą reprezentują (chciałoby sie rzec, swojego "elektoratu"), lecz mają na celu dobro całej wspólnoty politycznej. Rządy dżentelmenów są najlepsze nie tylko dla nich samych, lecz również dla miasta jako całości.
Tu jednak pojawia sie problem z uzasadnieniem władzy dżentelmena w oczach ludu. Dla człowieka szlachetnego cnota jest dobra sama w sobie; wybiera ją ze względu na nią samą. Dla gminu cnota jest pożądana o tyle, o ile jest skutecznym środkiem, służącym osiągnięciu życiowego powodzenia: bogactwa i prestiżu.Wolność jest dla człowieka szlachetnego koniecznym warunkiem życia prawdziwie ludzkiego. Wolność umożliwia istnienie sfery polityczności. Dżentelmen nie zgadza się z ludem w sprawie najważniejszej: celu czy też najwyższego dobra człowieka. Odmienne wizje spoleczeństwa wręcz uniemożliwiają porozumienie. Dlatego dżentelmen sprawujący władzę jest odpowiedzialny za miasto i za dobro ludu - jednak nie przed ludem. (...)
Po co istnieje miasto? Jaki jest sens polityki; czemu ma służyć sfera polityczności? Narzucającą się dzisiaj jako oczywista odpowiedzią jest stwierdzenie: dla poprawy komfortu ludzkiego życia. Aktywność polityczna ma zmierzać do zastąpienia, charakterystycznej dla społeczeństw przednowożytnych, ekonomii niedostatku ekonomią obfitości. (...)
Najważniejszy jest dobrobyt, gdyż - jak pamiętamy - jedynie zapewnienie powszechnego dostatku mogło uchronić demokrację przed zarzutem dominacji wulgarnych ignorantów nad ludźmi właściwie uporządkowanymi, czyli wykształconymi.
Polityka ma służyć ekonomii, a właściwie de facto ma być przez nią zastąpiona. Skoro już uznamy rozwój ekonomiczny za główny cel działań politycznych, pojawia się następująca wątpliwość: czy polityka jest jeszcze potrzebna? Czy nie wystarczy - obdarzany niemal mityczną czcią przez liberałów - samoregulujący się wolny rynek? (...)
Spór między kolektywistycznymi czy socjaldemokratycznymi wizjami a liberalizmem ekonomicznym (czyli kapitalizmem) jest w tej perspektywie jedynie kontrowersją dotyczącą środków, lecz nie odnosi się do celów, gdyż te są powszechnie akceptowane i przez wszystkie strony uznane za oczywiste. W tym sensie koncepcje kolektywistyczne są - podobnie jak liberalne - "prawowitymi dziećmi" nowożytności; jeśli się ze sobą sprzeczają, to jedynie o sposoby, lecz nie o cel, jakim ma być powszechny dostatek.(...)
Żeby dobrze ocenić odległość i dostrzec we właściwych proporcjach przepaść, oddzielającą klasyczną wizję człowieka i miasta od współczesnego rozumienia celu i sensu polityczności, wystarczy przeczytać Arystotelesowską Politykę. (...)
Po co istnieje miasto? Czemu ma służyć?Całą, jakże rozbudowaną i pełną niuansów odpowiedź Stagiryty można streścić jednym, prowokacyjnie dzisiaj brzmiącym stwierdzeniem: miasto i cała sfera wolności politycznej istnieje dla cnoty i ze względu na nią. (...)
Dla filozofów klasycznych istnienie miasta ma swe uzasadnienie i sens jedynie w perspektywie cnoty. Polis istnieje dla cnoty. Pełnię człowieczeństwa, doskonałość człowiek osiągnąć może jedynie dzięki wolności, która urzeczywistnia się w życiu we wspólnocie politycznej. Polityczności nie znają i nie potrzebują zwierzęta i bogowie. Celem polityki nie jest upowszechnianie dobrobytu. Charakterystyczny dla arystotelesowskiej filozofii podział na "samo życie" i "dobre życie" implikuje twierdzenie, że ludzie pragną nie tylko samego życia, ale dobrego życia.
Współczesność - w opozycji do tradycji arystotelesowskiej - charakteryzuje afirmacja "samego życia" wraz z jego biologicznymi troskami i przyjemnościami. (...)"
Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka