Beret w akcji Beret w akcji
674
BLOG

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego - Część 43

Beret w akcji Beret w akcji Polityka Obserwuj notkę 17

Janina Świdzińska Skorupska ps. "Kaja" batalion "Miłosz" Kompania "Reda" pluton "Kłos"

Żołnierski pogrzeb

W sierpniu nasz kompania pod dowództwem kpt. "Redy" kilkakrotnie próbowala atakować gmach YMCA obsadzony przez doskonale uzbrojonych Niemców. Żaden z tych ataków nie powiódł się. Gmach był wielki, górował nad otoczeniem, we wszystkich umocnionych oknach czekali Niemcy i witali nas huraganowym ogniem z broni maszynowej. Między budynkiem i nami rozpościerało się pole śmierci...

Gmach YMCA opanowaliśmy 2 wrzesnia; przyczyniło się do tego omyłkowe zrzucenie przez niemieckiego lotnika bomby przed wejściem do budynku, co spowodowało popłoch wśród załogi. Nasz pluton atakował od strony ul. Książęcej. Mimo ostrzału wdarliśmy się do wnętrza. Rozbiegliśmy się po wielkim gmachu w poszukiwaniu wycofujących się Niemców. Któryż z chłopców, biegnących galeryjką nad basenem, zobaczył znienawidzony mundur feldgrau*, rzucił butelkę z benzyną. Na Niemcu zapalił się mundur. Razem z koleżanką stłumiłyśmy ogień i opatrzyły wziętego do niewoli. Został odwieziony do szpitala. Dowódcę załogi YMCA zatrzymała "Dzidka" uzbrojona tylko w granat.

Uwolniliśmy kilku Polaków znajdujących się w budynku. Zdobyliśmy żywe świnie! (Przez parę dni jedliśmy wspaniałe, mięsne obiady, które długo wspominaliśmy.) Zdobyliśmy również broń i amunicję. Przepełniało nas wspaniałe uczucie zwycięstwa nad wrogiem.

Po powrocie do naszej kwatery Książęca 7 zastałyśmy przyniesionego na noszach spod YMCA poległego podczas ataku pchor. "Leszka". Był naszym ulubionym kolegą... Radość ze zdobycia YMCA momentalnie przygasła. Przenieśliśmy nosze z ciałem do drewnianej szopy. Razem z "Niutką" oczysciłyśmy z krwi i ziemi kombinezon na zmarłym. Zobaczyłyśmy, że cialo przeszyła cała seria z karabinu maszynowego, jedna z kul utkwiła w czole. Chłopcy przynieśli skądś zbitą z surowego drewna trumnę, a my pobiegłyśmy do ogrodu Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych po kwiaty. Rosło ich tam pełno; przez cały sierpień nikt ich nie mógł zrywać, bo teren był ostrzeliwany z YMCA. Zerwałyśmy całe naręcza i ubrałyśmy nimi ciało kolegi.

Pogrzeb "Leszka" odbył się nazajutrz wspólnie z pogrzebem por. "Kilofa" dowódcy III plutonu.

Pochowani zostali obok innych, wcześniej poległych. Pogrzebu tego nigdy nie zapomnimy... Zrobił on wielkie wrażenie nie tylko na nas, towarzyszach broni, ale również na osobach obcych, które przypadkowo w nim uczestniczyły. Oto opis pogrzebu zachowany w notatkach powstańczych Leszka Proroka**:

"Na dziedzińcu Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych długi dwuszereg załamany w podkowę. Pośrodku dwie trumny. Za trumnami na trawniku, pod starym kasztanem dwa świeżo wykopane groby. Na twarzach obecnych wzruszenie.

Przed dwuszereg wystepuje ksiądz staruszek***, od wielu lat kapelan Instytutu. Od początku Powstania dzieli los swych wychowanków, tworzących wojsko jedyne w swoim rodzaju - najcichsze wojsko świata. Jedno ze skrzydeł podkowy formuje oddział głuchoniemych żołnierzy AK, znanych z dzielnej postawy bojowej. Tym kapelan poświęcił swe życie.

Ksiądz zaczyna mówić; zrazu niepewnie łamią się słowa, gdy patrzy na resztki murów (kościoła), które tylekroć go osłaniały podczas mszy, gdy patrzy na trumny dwóch tak ruchliwych, pełnych życia ludzi, gdy wreszcie przenosi wzrok na zebranych, a zwłaszcza na wychowanków, którzy milczą zawsze.

Z gmachu BGK w Alejach pada strzał, po nim drugi, trzeci. Cała seria ekrazytowych pocisków leci ponad ruinami kościoła Św. Aleksandra, ponad wlotem w Aleje Ujazdowskie. Sznury świecących kul błyskają przed oczyma skupionych.

Ksiądz zapala się. Zmienia ton przemówienia. Nie jest już pełnym pokoju pasterzem żegnającym dwie swoje owieczki. Nie ma pokoju, dopokąd świszczą kule. Za wcześnie więc mówić "requiescat in pace". Odwraca się od trumien w stronę zburzonego kościoła. Ukazuje go ręką i podnosząc głos, żąda kary, walki do końca z obłudnym "obrońcą chrześcijaństwa". Nie mówi o litości, o miłości bliźniego. Mówi o walce i zdeptaniu wroga.

Z uchylonych okien Instytutu padają między słowa kapłana pierwsze akardy Chopinowskiego marsza. Serie świetlnych kul lecą nadal  ponad placem, ścigając się z hukiem wystrzałów, który miesza się z namiętnym gniewem kaznodziei i zrezygnowanym smutkiem marsza, tworząc nie dającą się opisać muzykę. Taką muzykę tylko raz w życiu można usłyszeć.

Później przed front występuje młody porucznik. Zdejmuje hełm, chce wydać rozkaz: "Do - modlitwy!", lecz łkanie dławi mu głos. Bez słowa, skinieniem zdaje komendę sierżantowi, sam odchodzi na bok.

Następnie dwuszereg defiluje przed otwartymi mogiłami, a każdy rzuca na trumny garść piasku.

Nad ruinami kościoła przelatują nieustannie błyski; na dwie przysypane mogiłki pada deszcz kwiatów.

Jak to dobrze, iż piękny, pełen kwiatów ogród Instytutu jest w naszych rękach.

Był to chyba najwspanialszy pogrzeb żołnierski, jaki widziałem w walczącej Warszawie."

Cdn.

 

 

 

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (17)

Inne tematy w dziale Polityka