Bernard Bernard
603
BLOG

Czy minister Krzysztof Kozłowski mógł straszyć "kwitami" Lecha W

Bernard Bernard Polityka Obserwuj notkę 43

Gazeta Wyborcza napisała:
„Kozłowski wspomina też, że jako minister spraw wewnętrznych, był blisko z Tadeuszem Mazowieckim, walczącym o prezydenturę z Wałęsą. Kozłowski twierdzi, że wówczas zgłosił się do niego ktoś z kserokopiami dokumentów "na Wałęsę". Kozłowski miał o wszystkim opowiedzieć, szefowi sztabu Wałęsy Jackowi Merkelowi. Pokazał mu też otrzymane "dokumenty"."

To bardzo interesujące. Przychodzi ktoś, nie wiadomo kto. Przynosi coś nie wiadomo co. Gdzie są te kwity przyniesione przez niewiadomo kogo? Czy pan Kozłowski, Mazowiecki, Merkel mogliby to wyjaśnić? Czyżby tajemniczy ktoś przyszedł do ministra Kozłowskiego prywatnie? Przecież Krzysztof Kozłowski był ministrem spraw wewnętrznych!

Kozłowski idzie z tym do Jacka Merkla, szefa kampanii Wałęsy i pokazuje mu te „dokumenty". Aby je pokazać musiał je mieć, a więc minister Kozłowski miał je a nie tylko o nich słyszał lub je widział! Gdzie one się podziały panie ministrze Kozłowski? Panie premierze Mazowiecki?

To bardzo ciekawy kontekst, że minister SW przychodzi z kwitami niewiadomego pochodzenia do szefa kampanii Wałęsy. O czym panowie rozmawiali?

Stosunki między Mazowieckim i jego sztabem a ludźmi Wałęsy były wówczas bardzo napięte. Adam Michnik, naczelny wspierającej Mazowieckiego Gazety Wyborczej głosił, że jeżeli prezydenckie wybory wygra Mazowiecki, to o piątej rano zapuka do niego (Michnika) co najwyżej mleczarz (czy to nie Michnik dezawuował przypadkiem nasz „skarb narodowy" i najlepszą światową „markę"?). To nie był czas przyjacielskich pogawędek w stylu „Ach Jacku przyszedł do mnie facet z fałszywymi kwitami na Lecha ha ha ha! Ach Krzysiu, jacy ci ludzie zawistni hi h hi".

GW kontynuuje:
„Według Kozłowskiego to wówczas usłyszał od swojego podwładnego, że dochodziło do fałszerstw materiałów na polityków opozycji - w tym na Lecha Wałęsę. "Dokument w teczce Jarosława Kaczyńskiego też był sfałszowany" - przypomniał Krzysztof Kozłowski."

Od jakiego podwładnego usłyszał to Krzysztof Kozłowski? Czyżby ów podwładny był funkcjonariuszem SB, jeżeli posiadał taka wiedzę? Tego Gazeta już nie podaje. Może dziennikarze do zadań specjalnych Wojciech Czuchnowski i Agnieszka Kublik ustaliby nazwisko podwładnego ministra Kozłowskiego? Może ustaliliby kim była osoba przychodząca do ministra spraw wewnętrznych z tajemniczymi kwitami, a może nawet „dotarliby" do tych „dokumentów"? Bo chyba minister ich nie zniszczył tylko umieścił w przepastnych archiwach ministerstwa? Może zapytaliby też Krzysztofa Kozłowskiego czy i jakie podjął kroki w tej sprawie.

Wałęsa się nie przestraszył, z wyścigu o fotel prezydenta nie wycofał, sprawa wizyty tajemniczego gościa nie wypłynęła. Tajemniczy posiadacz „dokumentów" nie dotarł z nimi do innych osób ani mediów i to przez kolejne 18 lat. Czy więc cała historia jest wymyślona na użytek obrony Wałęsy? A może jednak coś było na rzeczy? Czy było to tylko przyjacielskie pokazanie kwitów, czy jednak próba wywarcia presji na Wałęsę? Jak fachowo nazywa się wywieranie takiej presji? Wiele pytań. Gazeto Wyborcza, czekam na odpowiedzi.

Bernard
O mnie Bernard

Niezośna lekkość wolności słowa rezerwowa: http://www.wolnoscslowa.blogspot.com/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka