Barbara Helena Bączkowska Barbara Helena Bączkowska
185
BLOG

Ginące akta w sądzie, śmiejące się biegłe i rachunek biegłego za rozmowę ze zmarłą.

Barbara Helena Bączkowska Barbara Helena Bączkowska Społeczeństwo Obserwuj notkę 1
Tak działa wymiar sprawiedliwości?

Znikające dowody już na starcie

Do sądu trafiło moje odwołanie z 14 załącznikami – razem 30 kart dowodów. Pieczęć na pierwszej stronie potwierdza, że tam były. Tyle że gdy zajrzałam do akt w czytelni, po dokumentach nie było śladu.

Zamiast wyjaśnić, kto i dlaczego je usunął, sąd ruszył z postępowaniem w zupełnie innym kierunku. Powołał biegłych, których opinie miały zastąpić brakujące dowody. Co chciał wykazać sąd, usuwając z akt te 30 kart? Najwyraźniej coś zupełnie innego niż ja, działał w czyimś interesie.

Śmiech biegłych w czasie „badania”

Najpierw sąd wysłał mnie aż 170 km od Torunia — wbrew wszelkiej zasadzie ekonomii procesowej — na badanie, które trwało zaledwie godzinę. Już w trakcie zorientowałam się, że to czysta fikcja. Biegłe śmiały się pod nosem, jakby od dawna wiedziały, jaki będzie wynik.

Jeszcze dobitniej pokazały to podczas zdalnego posiedzenia sądu. Gdy przedstawiałam swoje stanowisko, biegłe — widoczne na ekranie — wyraźnie się śmiały, wymieniały porozumiewawcze spojrzenia i zachowywały z lekceważeniem, jakby wszystko było już dawno ustalone. Na ilustracji poglądowej, załączonej do tej notki, widać, jak rozmawiają między sobą przy wyłączonym mikrofonie i świetnie się bawią. Samo nagranie z tego „badania” trwa około 10 minut. Widząc, co się dzieje, poprosiłam sędzię o ich wyłączenie.

Mimo to — mimo nagrania, mimo wcześniejszego mojego wniosku o wyłączenie sędzi i mimo rażącego zachowania biegłych — sędzia Hanna Cackowska-Frank zleciła im kolejną opinię uzupełniającą. Tym samym pogwałciła podstawowe zasady procesu i pozwoliła, by ci sami, skompromitowani biegli dalej decydowali o losach sprawy.

Pominięte nagranie i kolejne zlecenie dla tych samych biegłych

Nagranie, które obnażało brak profesjonalizmu i stronniczość biegłych, powinno było wstrząsnąć sprawą. Powinno doprowadzić do ich wyłączenia, zabezpieczenia dowodu i powołania nowych, niezależnych specjalistów.

Nic takiego się nie stało. Sędzia oddaliła ten kluczowy dowód, opierając się na aktach, w których – przypomnę – od początku brakowało 30 kart. A zamiast odnieść się do kompromitującego zachowania biegłych, zleciła im przygotowanie opinii uzupełniającej – ale już w warunkach, w których nie będą nagrywane ani widoczne. W ten sposób pozbawiła mnie jedynego dowodu na brak ich bezstronności.

Przypadek? Niedopatrzenie? Czy może próba ukrycia materiału, który mógłby skompromitować nie tylko biegłych, ale i obraz rzekomo rzetelnego procesu?

Skandaliczna ciągłość – te same diagnozy, ten sam schemat

Warto zaznaczyć, że opinia tych biegłych była zbieżna z wcześniejszym fałszerstwem psychiatry, która za sfałszowanie dokumentacji na potrzeby sądu została prawomocnie skazana. Mimo to te same tezy nadal krążyły w dokumentach, służąc za podstawę kolejnych decyzji.

Dalej – sąd wysłał mnie znów kilkadziesiąt kilometrów od Torunia, tym razem do profesora neurologa. Ten zaś wystawił opinię, za którą sąd bez wahania zapłacił, chociaż w dokumentacji znalazła się rzecz wręcz niewiarygodna.

Rachunek za rozmowę z moją zmarłą matką

W toku tej farsy doszło do czegoś, co w normalnym państwie prawa powinno natychmiast skończyć się śledztwem. Biegły profesor-neurolog wystawił bowiem rachunek, w którym wykazał czynność polegającą na rozmowie z moją matką. Problem w tym, że moja mama od dawna nie żyje.

To oznacza, że:

  • albo biegły fikcyjnie wpisał tę rozmowę, by sztucznie zawyżyć wynagrodzenie,
  • albo mamy do czynienia z całkowitym chaosem i brakiem rzetelności w dokumentacji, co podważa wiarygodność całej opinii,
  • a dodatkowo rodzi podejrzenie możliwego oszustwa przy rozliczeniu.

Trudno o bardziej jaskrawy przykład, jak w tej sprawie działa „wymiar sprawiedliwości” i biegli, którzy najwyraźniej czują się całkowicie bezkarni.

Pozorowany proces zamiast sprawiedliwości

To pokazuje, że cały proces był od początku pozorowany – najpierw „zniknęły” dokumenty, które mogły przemawiać na moją korzyść, potem dopuszczono biegłych jawnie okazujących pogardę, a na końcu zapłacono za czynności, które w ogóle się nie odbyły.

Ten mechanizm miał jeden cel: usunąć z akt niewygodny materiał, a w jego miejsce stworzyć nowy – pasujący do tezy sądu i mający zamknąć mi usta.

Tak w praktyce wygląda w Polsce „wymiar sprawiedliwości”. Nie jest to jednostkowa wpadka, ale raczej dowód na to, jak łatwo można w sądzie zamienić prawo w narzędzie pozoru i nadużyć.

Oddalony wniosek o nowego biegłego mimo prawomocnego skazania psychiatry

Złożyłam wniosek dowodowy, w którym powołałam się na fakt prawomocnego skazania psychiatry za sfałszowanie dokumentacji medycznej na potrzeby tego samego sądu.

Logiczne wydawałoby się więc, że po ujawnieniu takiego fałszerstwa, sąd powinien powołać nowego, niezależnego biegłego, aby zweryfikować całość materiału.

Ale stało się dokładnie odwrotnie.

Sędzia nie tylko oddaliła mój wniosek o dopuszczenie dowodu z opinii nowego biegłego, ale wcześniej dokładnie przejrzała akta i — ignorując to, że fundamentem tej sprawy było prawomocne fałszerstwo — uznała za miarodajną opinię tych samych biegłych, którzy powielili wcześniejsze, skompromitowane tezy.

W ten sposób sędzia świadomie oparła się na materiale, który w każdej rzetelnie prowadzonej sprawie powinien zostać całkowicie zdyskwalifikowany.

Apelacja: nie zamierzam milczeć jak działają biegli i sędziowie

Mimo wszystkich tych uchybień, zlekceważonych dowodów, znikających dokumentów i jawnie kompromitujących zachowań biegłych, złożyłam apelację. 

Nie mogłam zaakceptować wyroku wydanego w warunkach tak rażącego naruszenia moich praw.

Co więcej, już po zakończeniu postępowania sądowego, dostałam przesyłkę zawierającą… cudze dokumenty. To sąd popełnił błąd w ochronie danych osobowych, a mimo to obciążył mnie obowiązkiem pilnowania ich bezpieczeństwa – grożąc przy tym karą do dwóch lat więzienia, jeśli nie odeślę tych akt w ciągu trzech dni. I to oczywiście na mój koszt, bez zapewnienia nawet zwrotu za znaczek czy za dojazd.

Szanuję prywatność cudzych danych — nie tak jak sąd

Szanuję prywatność cudzych danych — dlatego tym bardziej bulwersuje mnie, że to nie sąd zadbał o ich ochronę, a teraz próbuje przerzucić odpowiedzialność za swoje niedbalstwo na mnie. A kto wie, czy podobnie nie zastrasza tej osoby, której dokumenty przez pomyłkę znalazły się w mojej kopercie — wymagając od niej pilnowania moich danych pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Ironia tej sytuacji jest porażająca. Sąd grozi mi do dwóch lat więzienia, bo w wyniku ich błędu trafiły do mnie cudze dokumenty. Tymczasem to właśnie ten sąd wcześniej zgubił lub zniszczył aż 30 kart moich własnych dowodów, które były kluczowe dla sprawy. I jakoś nikt tam nie ponosi za to odpowiedzialności — chociaż błąd sądu wyrządził mi znacznie większą szkodę niż hipotetyczne „zagrożenie” z mojej strony.

To wszystko pokazuje, jak łatwo w tej machinie stać się ofiarą — nie tylko braku profesjonalizmu, ale i gotowości do przerzucania winy na obywatela, byle chronić instytucję. Wygląda na to, że działania sądu w tej sprawie prowadzone były w partykularnym interesie, by zrealizować określony cel, a nie w imię sprawiedliwości.
Dlatego mimo wszystko walczę dalej — bo dziś to ja, jutro może być każdy z nas.


Poniżej fragment rachunku opłacony przez SSO Hannę Cackowska-Frank
image


Ukończyłam UMK w Toruniu i uzyskałam tytuł mgr matematyki w 1991r, Studia Podyplomowe na UMK w Toruniu, w zakresie Informatyki dla Nauczycieli oraz Podyplomowe Studium Zarządzania Zarządzania Zasobami Ludzkimi. Obecnie jako społeczniczka pełnię funkcję pełnomocnika regionalnego Stowarzyszenia Niepokonani 2012 (województwo kujawsko-pomorskie).                                                                                                                                                                                  Uwaga. Wszelkie prawa zastrzeżone do treści notek na blogu. Prawa autorskie do danej treści i zdjęć są ZASTRZEŻONE przez autora treści. Możliwe jest udostępnianie treści poprzez wskazanie dokumentu źródłowego ZA POMOCĄ LINKU. Kopiowanie i powielanie treści jedynie za zgodą autora.  Kontakt: Facebook,  poczta salon24 lub www.niepokonani2012.pl,  pełnomocnik regionalny Stowarzyszenia Niepokonani 2012 woj. kujawsko-pomorskie tel.733-030-433. 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo