Nie wszyscy byli przeciwko Biculewiczowi. W trzy dni po ogłoszeniu stanu wojennego na falach radiostacji „Wolna Europa” popłynął z Monachium wiersz Biculewicza. W wierszu tym broni Biculewicz zabitych na Wybrzeżu w 1970 roku robotników. Wiersz ten przedrukowywała podziemna prasa Solidarności w Mielcu, w Rzeszowie i w Gdańsku. Wiersz był tak mocny i tak trudny do zniesienia dla reżimu: że poinformowano Biculewicza, że jest zagrożony wyrzuceniem z kraju. Reżim wiedział doskonale, że Biculewicz nie zna języków obcych. Takie wyrzucenie byłoby równoznaczne z wyrokiem śmierci.
Biculewicz - nie przekraczał miary w swojej odwadze. Czuł instynktownie, że jego czas nadchodzi. Odwaga, tak. Ale wymierzona po aptekarsku.
Jeżeli w tramwaju historii robi się tłoczno, to znak, że Biculewicz nadchodzi. Patrz do przodu. I nie pytaj sąsiadów, która godzina. Gdy godzina stosowna nadejdzie, to poczujesz ją od środka w oddechu swoim.
Biculewicz jest tuż, tuż. To jest właśnie ten wiersz i ta godzina. To jest właśnie ten wiersz: odbity od śladów zostawionych w powietrzu przez twoją duszę. To jest właśnie twój czas. Nie pytaj sąsiadów, która godzina.
20.05.2017
Inne tematy w dziale Polityka