Polska publiczność jest łatwym celem dla wszystkich tych, którzy chcą ją sprowokować. Ostatnio udało się to izraelskim kibolom, ale także ukraińskiemu wicepremierowi. Co ciekawe, w tym drugim przypadku nikt by prowokacji nie zauważył, gdyby nie eksperci. Czy mamy szansę się z tej przypadłości wyleczyć?
Transparent kiboli z Izraela oskarżający Polaków o mordowanie Żydów widzieli wszyscy i wszyscy się oburzyli. Zatrząsł się z oburzenia patriotyczny Internet, politycy postanowili wykorzystać okazję, aby sobie wzajemnie dopiec oskarżając o niedostateczną reakcję, a gdyby pójść za niektórymi komentarzami z platformy X, należałoby co najmniej zagrozić Izraelowi wojną, aby wydał nam winnych, których byśmy przykładnie wychłostali i włóczyli po majdanie.
Tymczasem wystarczyłoby zidentyfikować sprawców i ich ukarać, na przykład zakazując wjazdu do Polski (i Europy), używając narracji o “mowie nienawiści”, skądinąd słusznie. No i należałoby dopilnować UEFA, żeby ich klub został odpowiednio dotkliwie ukarany finansowo, co wobec panujących powszechnie antyizraelskich nastrojów nie byłoby szczególnie skomplikowane.
U nas natomiast zaangażował się w podsycanie narodowego oburzenia prezydent, minister spraw zagranicznych i szereg polityków, nie wspominając o rzeszy komentatorów politycznych, którzy doprawdy powinni mieć lepsze rzeczy do roboty w tym gorącym okresie niż wyrzekanie na to, że jakieś łyse osiłki z Haify wniosły na węgierski stadion idiotyczny transparent. To znaczy, idiotyczny dla ludzi normalnie patrzących na historię i stosunki międzynarodowe, bo w środowisku Gazetowyborczym i wśród miłośników prozy doktora Grabowskiego, taki transparent jest dowodem głębokiej wiedzy i zaangażowania.
Drugi epizod z ostatnich dni związany był z pewną wyrafinowaną złośliwością, jakiej dopuścił się ukraiński wicepremier, pan Taras Kaczka, który udzielając wywiadu jednemu z polskich mediów wyeksponował książkę, w której dominującym elementem była narracja o tym, że I Rzeczpospolita zachowywała się wobec Ukrainy jak mocarstwo kolonialne. Rzecz jest przedmiotem sporów historyków i od czasu do czasu wydostaje się z zacisza sal wykładowych, żeby służyć do tego, aby pokazywać Polsce jej miejsce w szeregu państw i społeczeństw, które skrzywdziły Ukrainę.
Jednak konia z rzędem temu, kto, po pierwsze, zauważył tytuł książki, a po drugie, wiedział, czego dotyczy. Może, gdyby to było “Mein kampf”, to by wybuchł skandal, ale praca Jana Sowy sprzed ponad dekady wydana w niewielkim nakładzie i budząca emocje specjalistów? Co najwyżej stanowiłaby sygnalizację dla wtajemniczonych, ale wówczas należałoby użyć podobnego kodu, aby wysłać sygnał zwrotny. Tymczasem za sprawę zabrali się właśnie specjaliści, którzy ręka w rękę i ramię w ramię, tudzież wpis we wpis, postanowili przedstawić ją szerokiej publiczności.
Nie udało im się osiągnąć takiego sukcesu, jak kibolom z Haify, ale pewien szum wywołali. Co najdziwniejsze, byli to ludzie (nomina sunt odiosa) zaangażowani w dialog z Ukrainą i zajmujący w nim bardzo rozsądne stanowisko, więc internetowa inba w ich wykonaniu była dość zdumiewająca.
Tego rodzaju afery i oburze na ogół służą jednemu: wzbudzaniu i kanalizowaniu społecznych emocji, utrzymywaniu publiczności w stanie wzburzenia i sterowaniu zachowaniami, a także odrywaniu uwagi opinii publicznej od spraw, które są naprawdę istotne. Polska jest tu szczególnie podatna: wystarczy, aby ktoś pomazał jakiś pomnik, rzucił puszką rozpuszczalnika w synagogę, czy rozwinął czarno-czerwoną flagę pokazując przy tym środkowy palec, a już media tradycyjne i społecznościowe zaczynają wrzeć. Jedni atakują, inni bronią, wszyscy żądają interwencji najwyższych władz, a władze atakują się nawzajem za działanie lub brak działania. W tle jest zawsze honor narodowy.
Do afer podobnych do tej z transparentem izraelskich kibiców już się przyzwyczaiłem i prawdę powiedziawszy straciłem nadzieję na to, że uda się ograniczyć ich zasięg, ale przyznam szczerze, że wywołanie afery przez wybitnych specjalistów, którzy do jej wywołania użyli swojej specjalistycznej wiedzy, zdumiało mnie niepomiernie. Bo gdy się okaże, że nawet elity nie są w stanie się powstrzymywać przed generowaniem fal oburzenia, jak się obronimy przed sterowaniem naszymi emocjami? Czyżbyśmy na zawsze mieli pozostać - jak powiadają - łatwi w hodowli?
PS. Nazwisk specjalistów nie zamieściłem, bo nie chodzi o to, aby pokazywać palcem, tylko o zjawisko. Kto będzie chciał, to sobie znajdzie, ale generalnie piszę raczej ku zastanowieniu, a nie ku napiętnowaniu.
Wracam po siedmiu latach. Prowadzę podcast o nazwie Coistotne, dotyczący głównie spraw międzynarodowych. Mówię o groźbach nuklearnych, polityce klimatycznej, budowie europejskiego mocarstwa, wzroście potęgi Chin i amerykańskich kłopotach z własnym państwem, o wszystkim tym, co jest w naszym świecie istotne. Podcast jest dostępny na Youtube i Spotify, ukazuje się nieregularnie, ale przynajmniej raz w tygodniu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura