Bogusław Mazur Bogusław Mazur
1151
BLOG

Argumenty kontra emocje, czyli bitwa o ceny paliw

Bogusław Mazur Bogusław Mazur Paliwa Obserwuj temat Obserwuj notkę 43

W bitwie o ceny paliw prezes Daniel Obajtek jest w trudnym położeniu. Argumenty ekonomiczne, z natury skomplikowane, zderzają się z prostymi, emocjonalnymi przekazami. A że polityka to głównie emocje, toteż wielu ludziom będzie łatwo uwierzyć, że ORLEN może regulować ceny wedle własnego widzimisię, tak jak w PRL regulowano ceny bułek, rowerów, cementu czy książek.


Jak wiemy, z Nowym Rokiem przestały obowiązywać preferencyjne stawki VAT na paliwo – za zgodą Komisji Europejskiej przez wiele miesięcy, z uwagi na wojnę na Ukrainie i związany z tym chaos cenowy na rynku paliwowym, Polska mogła korzystać z okresowego odejścia od 23 proc. stawki VAT. Okazało się, że 1 stycznia nie przyniósł skokowych podwyżek cen paliw.

Przyniosło to – zwłaszcza ze strony polityków opozycji – falę spiskowych teorii, że oto prezes Obajtek celowo zawyżał ceny benzyny i diesla, a teraz jednym podpisem je obniżył. Trudno zresztą dociec, na ile były to spiskowe teorie, a na ile cyniczne wykorzystanie szansy do emocjonalnego ataku. Niektórych krytyków trudno posądzać o brak biznesowej wiedzy.

Tak czy inaczej, minęło 35 lat funkcjonowania gospodarki rynkowej, jednak nadal pokutuje mit państwa – demiurga, które robi co chce i jak chce bez oglądu na rzeczywistość, bo samo jest rzeczywistością. Ten mit trudno przełamać argumentem, że to nie koncerny regulują ceny paliw, a rynek.

Tymczasem logika ataków na ORLEN wskazuje, że równie dobrze można by twierdzić, że ceny mieszkań albo dróg są wynikiem arbitralnych decyzji deweloperów, a nie wypadkową popytu, cen gruntów, cen materiałów budowlanych, robocizny itd., itp. Tak, jakby Polska była Białorusią, gdzie ceny paliw nie muszą mieć nic wspólnego z rynkiem. Jakby nie była krajem członkowskim Unii Europejskiej i nie musiała uwzględniać mechanizmy popytu i podaży.

Przykładem, do czego prowadzi ignorowanie tych mechanizmów, są Węgry. Ceny przez wiele miesięcy były zamrożone na sztucznie niskim poziomie, co spowodowało realne braki paliw na stacjach. W rezultacie Węgrzy jeździli tankować na Słowację. Niedawno cena na Węgrzech została uwolniona i jest teraz jedną z najwyższych w Europie.

„Obajtek mógł wcześniej obniżyć ceny paliw zamiast łupić Polaków” – taki jest podstawowy przekaz tygodnia atakujących. Zręcznie przy tym pomijają ogólnikami czy milczeniem argumenty, że popyt na paliwa, zwłaszcza na olej napędowy, jest w Europie na poziomie nienotowanym od lat. Mimo relatywnie wysokich cen, rynek chłonie ich duże ilości.

Gdyby więc ORLEN w 2022 r. obniżył ceny paliw do poziomu postulowanego przez atakujących, to paliwo wykupywaliby kierowcy z krajów sąsiednich, m.in. Niemiec, Litwy i Słowacji. Wtedy my musielibyśmy więcej importować, aby zaspokoić popyt. A to mogłoby się zakończyć jeszcze wyższymi cenami. Uruchomilibyśmy spiralę którą można byłoby zatrzymać w podobny sposób jak zatrzymali ją Węgrzy. Oczywiście byłby to powód do kolejnych ataków – „mogli temu zapobiec nie obniżając wcześniej cen”.

Argument, że ORLEN zszedł z marży do poziomu, który zaabsorbuje częściowo podwyżkę podatku, ale nie do poziomu, który zagrozi stabilności naszego rynku paliwowego, też jest argumentem ekonomicznym, zbijanym emocjonalnymi określeniami „śmieszne”, „infantylne”, „szkodliwe”, „ORLEN miał nadzwyczajne zyski utrzymując wysokie ceny” itp. Przy czym część atakujących, jak się patrzy na ich wiedzę, musi wiedzieć, że ORLEN - już połączony Lotosem i PGNiG - staje się koncernem multienergetycznym, czerpiącym zaledwie ok. 4 proc. przychodów ze sprzedaży detalicznej, w tym także paliw.

Zadziwia przy tym giętkość poglądów atakujących. Na przykład krytykowane jest wynagrodzenie kancelarii prawnej obsługującej koncern przy połączeniu trzech wielkich firm. I można mieć pewność, że niektórzy z atakujących dobrze wiedzą, że są to standardowe stawki przy tej skali operacji biznesowych.

Z kolei argument ORLEN-u, że wszystkie procedury zatwierdziła Bruksela, jest zbijany opinią, że to polski rząd odpowiada za to co się dzieje w Polsce a nie organy UE. I głoszą to te same osoby, które przy każdej okazji podkreślają, że Polska powinna wykonać postanowienia TSUE w sprawie KPO, bo Bruksela ma rację co do zasady.

„Kłamstwo ma krótkie nogi, za to szybciej biega” – mówi stare przysłowie. Trawestując można rzec, że demagogia, omijając prawdę, śmiga niczym jaskółka. Nie będzie więc żadnym zaskoczeniem, jeśli niedługo czołówka atakujących zacznie powielać mema, w którym prezes Obajtek z zębami wampira będzie wysysał benzynę z żył przeraźliwie chudego kierowcy w łachmanach. Grunt, żeby wyborcy uwierzyli, że mają się martwić brakiem podwyżek na stacjach paliw.

Poglądy idące w poprzek politycznych podziałów, unikanie zamykania się w bańkach dezinformacyjnych, chętniej konkretne sprawy niż partyjne spekulacje. Dziennikarz, publicysta, bloger, z wykształcenia historyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka