Jerzy Bokłażec Jerzy Bokłażec
642
BLOG

Dwie koncepcje szacunku

Jerzy Bokłażec Jerzy Bokłażec Polityka Obserwuj notkę 12

Pojęcie szacunku trudno uchwycić szkiełkiem i okiem, bo jest nieostre i mgliste. Nie znaczy to jednak, że nie warto podejmować prób rozproszenia tej mgły. 

Chyba każdy, kto uważa się za osobę dobrze wychowaną zgodzi się, że powinniśmy szanować innych ludzi. Ale jakie obowiązki moralne nakłada na nas ten postulat? Co konkretnie powinniśmy robić (lub czego nie robić), żeby ludzi szanować? Tutaj już zgody nie ma. 

Na przykład moja prywatna koncepcja szacunku wymaga ode mnie, abym podczas internetowych rozmów nie atakował personalnie mojego polemisty, nie szydził z jego osoby, nie sięgał po inwektywy. Całą sferę osobistą traktuję jako wyłączoną z dyskusji i staram się skupiać na kwestiach merytorycznych. Kiedy spór dotyczy meritum, to nie widzę powodu, abym miał powściągać moją krytykę, skoro uważam ją za uzasadnioną, bo jeśli bym to zrobił, sprzeniewierzyłbym się ważnej dla mnie wartości, jaką jest dążenie do prawdy – np. jeśli dostrzegam, że religia rodzi zło, to mówię o tym i wyjaśniam, na jakich podstawach opieram mój sąd. Nie widzę też powodów, abym miał unikać krytyki satyrycznej – przecież właśnie o niej myślał biskup Ignacy Krasicki, kiedy kończył swoją „Monachomachię” słowami: „prawdziwa cnota krytyk się nie boi”. Jednak cała sfera objęta moją krytyką ma charakter nieosobisty, dlatego – według moich kryteriów – nie umniejszam szacunku należnego mojemu rozmówcy. Sam również nie czuję, aby moja godność w czymkolwiek cierpiała, kiedy słyszę krytykę – nawet szyderczą – zapatrywań, pod którymi się podpisuję. Po prostu atakowane są poglądy, a nie moja osoba. 

Całkiem odwrotna koncepcja szacunku wyłania się z licznych wypowiedzi chrześcijan, którzy podejmują ze mną dyskusje: często nie powstrzymują się od potępień, drwin czy choćby docinków pod moim adresem, a więc prawdopodobnie uważają, że szacunek dla drugiego człowieka nie wymaga od nich takiej wstrzemięźliwości. Ale na gruncie dyskusji merytorycznej zazwyczaj budują wysoki mur obronny wokół swoich przekonań – znacznie wyższy niż obwarowania, którymi ewentualnie mogą się otaczać wszelkie poglądy niezwiązane z religią. Z moich doświadczeń wynika, że właściwie każda otwarta krytyka religii jako takiej (a nie tylko jej „błędów i wypaczeń”) dla wielu osób wierzących ma cierpki posmak obrazy. Najwyraźniej jest tak, że cały ogromny obszar, obejmujący wierzenia, kulty oraz ich społeczne konsekwencje osoby te uznają za swój teren prywatny, na którym ustalają własne zasady i domagają się ich respektowania. Dlatego każdy, kto wchodzi na ten teren, ryzykuje, że usłyszy zarzut braku szacunku, gdy te zasady naruszy.

Myślę, że z zestawienia obu koncepcji można wyciągnąć kilka wniosków, ale w tej chwili ograniczę się tylko do dwóch. Wniosek pierwszy: kiedy dwie osoby mówią o szacunku, to nie zawsze mówią o tym samym. Wniosek drugi: zdarza się w życiu, że nie jesteśmy obdarzani takim szacunkiem, na jaki w naszym mniemaniu zasługujemy. Można z tym walczyć – albo się do tego przyzwyczaić.

 

Świat, w którym istnieją religie, nie jest szczególnie sympatycznym miejscem. Jestem przekonany, że świat bez religijnych wierzeń, dogmatów, przesądów, bez religijnego przymusu, bez religijnej przemocy byłby lepszym światem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka