Jerzy Bokłażec Jerzy Bokłażec
657
BLOG

Bezdzietni egoiści?

Jerzy Bokłażec Jerzy Bokłażec Polityka Obserwuj notkę 4

    Według Benedykta XVI, katoliccy duchowni są egoistami i odrzucają Boga. Tego niezwykłego odkrycia dokonałem kilka dni temu, szukając w Internecie materiałów na temat mającej się wkrótce ukazać encykliki papieża. W witrynie „Dziennika” znalazłem artykuł, w którym ze zdumieniem przeczytałem: Dla papieża posiadanie dzieci to przejaw solidarności międzypokoleniowej, zaś niechęć do ich posiadania to przejaw egoizmu i odrzucenia Boga.   

    Papież co prawda nie wskazał wprost na siebie i swoich podwładnych, ale logika tego zdania raczej nie pozostawia wątpliwości. Ktoś mógłby zaprotestować: ależ oni chcą mieć dzieci, tylko celibat im nie pozwala. Gdyby jednak naprawdę chcieli i traktowali postulat solidarności międzypokoleniowej z taką samą powagą, jakiej domagają się od osób świeckich, to zrezygnowaliby z działalności kapłańskiej albo zmienili swoje wewnątrzorganizacyjne przepisy na wzór zasad kościołów protestanckich, co pozwoliłoby im założyć rodziny. A jednak tego nie robią – najwyraźniej wartość ich tradycyjnie pojmowanej misji jest dla nich tak wielka, że czują się w pełni usprawiedliwieni, gdy nie podejmują trudu wychowania potomstwa.   

    Skoro jednak mówimy o misji, to przecież inni ludzie też mają prawo, aby swoje profesjonalne obowiązki traktować w sposób misyjny – na przykład naukowiec, dziennikarka, inżynier, pianistka, ekolog, projektantka mody, lekarz, kapitan statku, informatyk, reżyser teatralny, nauczycielka, pisarz, grafik komputerowy i wiele innych osób, które poświęcają się swoim twórczym i zawodowym pasjom. Poświęcają się tak dalece, że niekiedy rezygnują z macierzyństwa i ojcostwa. Czynią wiele dobra, pomnażając nasz wspólny cywilizacyjny i kulturowy dorobek, ale w nagrodę słyszą z ust namiestnika chrześcijańskiego Boga, że są egoistami i bezbożnikami.

    Nie chodzi zresztą tylko o twórców i intelektualistów – prawo do posiadania lub nieposiadania dzieci przysługuje każdemu z nas, a nasz wybór w tej materii jest głęboko osobisty i intymny. Z tego wyboru nie musimy się nikomu tłumaczyć i nie jest on kwestią moralnej oceny. Nie jesteśmy też zobowiązani, aby dociekać motywacji ludzi, którzy w taki a nie inny sposób układają sobie życie. Jeśli tych motywacji nie znamy, to nie mamy powodu, aby zakładać, że są one błahe, egoistyczne lub w inny sposób naganne. 

    Katoliccy kapłani znakomicie to rozumieją – ale tylko wtedy, gdy myślą o sobie. Troskliwie pielęgnują tradycyjną obyczajowość, która wymaga od nas, abyśmy podchodzili do osób duchownych z ponadprzeciętną dozą szacunku, delikatności, wyczucia i taktu. Natomiast duchowy przewodnik wspólnoty religijnej nie musi dbać o etyczne imponderabilia; może np. zarzucić samolubstwo ludziom, o których nic nie wie, nie ryzykując utraty nawet odrobiny swojego autorytetu. Po prostu jemu wolno więcej, co wynika z asymetrii – niemal ontologicznej – między nim a „zwykłym” człowiekiem. 

    Pół biedy, jeśli ta moralna nierównowaga byłaby tylko wewnętrznym prawem wspólnoty, bo przecież przynależność do żadnego kościoła nie jest obowiązkowa. Niestety, wydaje się, że naturalną cechą dużej i silnej religii, takiej jak katolicyzm, jest dążenie do rozciągnięcia swoich obyczajów na całość społeczeństwa, w którym ta religia dominuje. Usprawiedliwia ona swoje zakusy, twierdząc, że daje światu normy i zasady o uniwersalnej wartości. Ale niemal codziennie przekonujemy się, że to twierdzenie nie jest prawdziwe. A z pewnością nie zasługuje na uniwersalność norma, pozwalająca na wywoływanie poczucia winy u osób bezdzietnych przez podobne osoby, które jednak do żadnej winy się nie poczuwają.

Świat, w którym istnieją religie, nie jest szczególnie sympatycznym miejscem. Jestem przekonany, że świat bez religijnych wierzeń, dogmatów, przesądów, bez religijnego przymusu, bez religijnej przemocy byłby lepszym światem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka