Różnicę miedzy PRL-em a III RP sprowadzić można do następującego stwierdzenia, wtedy mieliśmy fikcję wyborów dziś mamy wybór między fikcją a rzeczywistością.
Dwudziesta rocznica powstania państwa, dla którego cezurą założycielską jest data 89’, była doskonałym (zwłaszcza przez pryzmat analogii z okresem 1918-1939), choć nie wykorzystanym, momentem na dokonanie podsumowania dorobku III RP. Braki w tej materii nadrobiła za nas sama rzeczywistość, stawiając Polskę Anno Domini 2010 przed sprawdzianem dwóch katastrof, smoleńskiej i powodzi.
Obie, w ogólnym odczuciu, pokazały słabość i niedostatki naszego państwa, odciągając jednocześnie uwagę od równie istotnych, i świadczących o tym samym, zjawisk, jak zapaść finansów publicznych i służby zdrowia, niewydolność „dziurawego” systemu transportu drogowego i kolejowego, osiągnięcie granicy wytrzymałości przez nie modernizowaną i nie rozbudowywaną sieć energetyczną, zagrożenie katastrofą systemu emerytalnego. Do powyższego należało by dołożyć porażki na arenie międzynarodowej, to jest: ochłodzenie relacji z USA, zamkniecie aktywnej polityki regionalnej (i w ramach UE) oraz bierna zgoda na Rosyjsko-Niemiecką dominację (czego przejawem rura bałtycka).
Można by mnożyć kolejnych przykładów, przywołując choćby stan sądownictwa krajowego, nikły poziom wykorzystania środków unijnych z budżetu 2007-2013 czy dwu milionowe bezrobocie, ale nie o tym chciałem, kreśląc, ogólnie krytyczny, obraz Państwa Polskiego z czerwca 2010 r.
Zdecydowanie ważniejszym wydaje się znalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego Polska nie potrafi poradzić sobie od lat z tymi samymi problemami, dlaczego jest jednym z najbiedniejszych, jeżeli nie najbiedniejszym, krajem UE?
W tym celu proponuję cofnąć się do chwili ukonstytuowania III RP. Odwołanie do ustaleń „okrągłego stołu” wydaje się oczywiste, nie wchodząc w szczegóły (te znane i te nie upublicznione) przyjmujemy ten „akt” za chwilę narodzin systemu opartego na „konsensusie i porozumieniu” części środowisk opozycyjnych z „komunistami” reprezentującymi realną władzę w PRL. Powstały, w wyniku tego porozumienia, układ sił jest czynnikiem w najwyższym stopniu determinującym kształt naszego państwa. Jak pokazała praktyka, władzę w III RP sprawują od tamtego czasu, prawie nieprzerwanie, ludzie, grupy i siły odwołujące się do tamtego aktu założycielskiego, jako fundamentu istniejącego systemu (w sensie akceptacji i legitymizacji). Tak więc logicznym jest wniosek iż to właśnie im zawdzięczamy odnotowany skrótowo stan obecny. Na tym tle, choć nie jest to eksponowane, rozgrywają się, de facto, obecne wybory prezydenckie. Dziś, po dwudziestu ponad latach, od ogłoszenia Polsce końca komunizmu, mniej istotny, zwłaszcza dla młodego pokolenia, wydaje się życiorys opozycyjny (choć odnotujmy, że obaj wiodący kandydaci mogą się nim poszczycić) zdecydowanie ważniejsze, jest jak lokują się oni (kandydaci) i ich poglądy względem całego tego, nazwijmy to kolokwialnie, okrągło stołowego systemu, który wytworzył (i odpowiedzialny jest za trwanie) układu sił krępującego rozwój społeczeństwa polskiego (czego koronnym przykładem chora konstytucja, której konieczności zmian nie kwestionują nawet sami twórcy). Na ile poszczególni kandydaci, pełniąc funkcję prezydenta, będą konserwować istniejący stan w którym Polska jest … tym czym jest. A na ile staną się, jeżeli nie motorem, to przynajmniej czynnikiem nie spowalniającym rozwój.
Kampania wyborcza, ze swej natury, nie przyniesie nam odpowiedzi na n to pytanie, musimy sięgnąć do znanych faktów. Materiału porównawczego dla Jarosław Kaczyńskiego, i występującego w zastępstwie Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego, dostarczają nam działania rządów pod przewodnictwem obu liderów partyjnych. Okres 14-to miesięcznych rządów gabinetu JK to czas wprowadzenia kilku istotnych, choć dla niektórych kontrowersyjnych, zmian, jak likwidacja WSI, powołanie CBA, obniżenie składki zdrowotnej, przeprowadzenie obniżenia podatku dochodowego i kilka jeszcze innych zmieniających, czasem istotnie, istniejący system. Po stronie drugiej mamy za chwile 3 lata rządów, w czasie których, poza wymuszoną przyjętymi wcześniej rozwiązaniami legislacyjnymi zmianą ustawy emerytalnej, nie zrobiono nic w celu zmian w systemie. Więcej, podjęto próby, skuteczne zresztą, cofnięcia, lub osłabienia efektu, przeprowadzonych przez poprzedników reform (wycofanie projektów anty powodziowych przygotowanych przez śp. Grażynę Gęsicką niech będzie tu przykładem). Praktyka, okazała się sprzeczna z kreowaną w mediach wizją zacofanego PiSu i modernistycznej Platformy. Dziś, na koncie tej pierwszej znajduje się więcej sukcesów (pomimo wielokrotnie krótszego czasu sprawowania rządów), niż ma ta druga. Platforma, zajęta administrowaniem, wpisała się w istniejący od 89’ a będący pochodną PRL-u układ sił, który przez lat 20 nie potrafi poradzić sobie z zaszłościami i wyzwaniami przyszłości. Bronisław Komorowski, jako ewentualny prezydent, będzie stanowił czynnik konserwujący istniejący układ sił i hamujący rozwój Polski (przykładem niech będzie propozycja obsadzenia przez człowieka z innych czasów, Marka Belkę, stanowiska szefa NBP, która to jest de facto realizacją po 20 latach praktyki okrągłostołowego „porozumienia”). Wybranie go (BK) na prezydenta, jest wyborem fikcji, w której mami się społeczeństwo jakimiś reformami, zmianami i nowoczesnością (jak Irlandią II). Faktycznie, za plecami BK znajdą schronienie wszyscy ci, którzy gładko i przyjemnie przeszli z PRL do III RP oraz ich koledzy, którzy urządzili się korzystając z patologii i niedomagań naszego państwa. Rachunki bedziemy musieli pokryć my, wyborcy.
Inne tematy w dziale Polityka