We wczorajszym wystąpieniu, odegranym przez premier Donalda Tuska, zwróciły moją uwagę następujące słowa:
„Ewentualne pomyłki są także traktowane jako pretekst do tego, by podwyższać temperaturę nienawiści, która po katastrofie nastała w Polsce. Być może jest tak, że część polityków prawicy używa tej katastrofy, bo nie chciało postawić sobie prawdziwych pytań na temat katastrofy. Przez te dwa lata byłem osobą najostrzej atakowaną w tej kwestii. Każdego dnia powtarzałem sobie i swoim współpracownikom: jest cierpienie, ktoś ma poczucie większej straty, musimy to wytrzymać. Musimy uszanować emocje. Dlatego nikt z nas, ani przez moment, nie próbował wykorzystać pracy komisji czy innych ustaleń, aby odpowiedzieć polityczną tezą na polityczną tezę. Dlatego nigdy nie usłyszeliście pytań, kto zapraszał ludzi na samolot i kto był organizatorem wyprawy.Pytań o to, skąd taki pośpiech jeśli chodzi o działania w sprawie sprowadzenia zwłok. Ja tych pytań nie będę powtarzał.”
Jeżeli słowa powyższe potraktować poważnie, wynikało by z tego, że Donald Tusk i jego współpracownicy, posiadają jakąś szczególną wiedzę odnośnie przyczyn katastrofy z dnia 10.04.2010 r. Co więcej wiedzę tę zachowali, jak dotąd, dla siebie. Wobec trwających od dwu i pół roku prac, w sprawie śmierci 96 osób, w tym Prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego, nasuwa się poważna wątpliwość co do rzetelności działań organów rządowych, których zwierzchnik właśnie przyznał się do manipulowania kluczowymi faktami.
W tej sytuacji nie pozostaje nic innego jak zwrócić się z prośbą do Prokuratora Generalnego o wszczęcie postępowania, którego celem będzie ustalenie jaką to wiedzą, na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej, posiada szef rządu III RP, a którą to nie chciał się dzielić z parlamentarzystami i ukrywał, dotąd, nawet przed członkami własnej komisji (Millera).
Inne tematy w dziale Polityka