Cezary Krysztopa Cezary Krysztopa
57
BLOG

Komu potrzebna nienawiść?

Cezary Krysztopa Cezary Krysztopa Polityka Obserwuj notkę 54

   Zostałem już tutaj na saloni24 dyżurnym mądralą więc co mi tam, skoro nic się już nie da na to poradzić będę się mądrzył dalej. Notka ma charakter czysto subiektywny i osobisty. W gruncie rzeczy nie mam żadnych teoretycznych podstaw do poniższych dywagacji, mam do dyspozycji wyłacznie własny ułomny i w dużym stopniu chłopski rozum oraz trzydzieści parę, czyli jak na salonową średnią wcale nie dużo, lat doświadczenia.

   Dramatyczny okres, którego ostatnio doświadczaliśmy, a właściwie ciągle doświadczamy przeorał naszą świadomość otaczajacego świata. Przeorał naszą psychikę. Oczywiście różnych ludzi w różnym stopniu. I różni ludzie w różny sposób to znieśli. Tak jak już madrzejsi ode mnie zauważyli wystąpił pewnego rodzaju dysonans poznawczy. A włażciwie moim zdaniem wystąpiły dwa jego rodzaje.

   Pierwszy jest oczywisty i dosyć dobrze opisany. Lech Kaczyński nie miał dobrej prasy i, o czym świadczyły sondaże, nie był pozytywnie przez większość społeczeństwa postrzegany. Podczas żałoby ta sama większość społeczeństwa odkryła w sobie pokłady sympatii wobec prezydenta i jego małżonki, których u siebie wcześniej nie podejrzewała. Chociaż moja nienawiść do Braci Kaczyńskich bywa w niektórych kręgach legendarna w gruncie rzeczy nie istnieje, szczególnie od czasu kiedy Jarosława Kaczyńskiego poznałem na urodzinach salonu24 (gdzie podpisywał moje rysunki) a politykę wschodnią Lecha Kaczyńskiego nauczyłem się szanować widząc impotencję rządu Tuska w tym zakresie. A jednak ów dysonans stał się również moim udziałem od czego się bynajmniej nie odżegnuję.

   Drugi rodzaj dysonansu poznawczego wystąpił u stronników Braci i PiS. Lech Kaczyński był dla nich symbolem i dysponentem pewnego poczucia wyjątkowości. Ktoś mógłby powiedzieć elitarnosci, kto inny powiedziałby sekciarstwa. To w jakim stopniu sam owo poczucie podzielał może być już tylko przedmiotem domysłów ale chcąc nie chcąc był dla wielu strażnikiem świetego ognia i kapłanem w gruncie rzeczy nieistniejacego boga. Dzięki niemu wielu mogło być obywatelami nie tej Polski, którą widzieli za oknem, ale tej w róznym stopniu wychuchanej i wymarzonej co nieistniejacej. W chwli upowszechnienia akceptacji osoby prezydenta zostali owego poczucia wyjatkowości pozbawieni.

   Obydwa dysonanse stanowią jak najbardziej ludzki i zrozumiały aspekt przeżywanej pzrez nas żałoby. Obydwa jednak wytworzyły równiez pewne postawy skrajne. Stało się tak, jak mi się wydaje, najczęsciej w przypadku osób, które świadomie czy nie jako cel walki politycznej widziały nie dobro państwa jako takiego ale walkę samą w sobie. W pierwszym przypadku objawiło się to durnymi demonstracjami i przedłużeniem walki politycznej z prezydentem na okres po jego śmierci. W drugim głupimi deklaracjami pt. "nigdy nie będziemy razem". Bo czy ktokolwiek czy cokolwiek jest w stanie znieść różnice polityczne? Czy jakiekolwiek różnice między ludźmi, które są źródłem politycznej rywalizacji? Nie, ale co nam szkodzi łączyć się w bólu podczas narodowej żałoby?

1

>>> Wypromuj również swoją stronę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (54)

Inne tematy w dziale Polityka