Po pierwsze chciałbym wyrazić uznanie dla wpisu Grudeqa. Od dawna coś podobnego chodziło mi po (przepraszam, PO ) głowie a jednak to On pierwszy ujął to we właściwe słowa. Polskę w jej dramatycznej historii spotykały rózne koleje. W tym rozbiory. I te w wieku osiemnastym i ten w dwudziestym. Takie rozbiory spotykają się w historii ze względów oczywistych z jednoznaczną moralną oceną.
A może sama koncepcja nie jest taka zła? Jeżeli nie istnieją, wg. wiarygodnych deklaracji przedstawicieli obu stron takie sytuacje, które mogłyby nas choćby na chwilę skłonić do "bycia razem" może czas spojrzeć prawdzie w oczy? Może nie jesteśmy już jednym narodem? To konstatacja bolesna ale decyzje z niej wynikające być może oszczędziłyby nam morze zepsutej krwi.
W jednym się z Grudeqiem nie zgadzam. Nie zgadzam się z podziałem geograficznym. Otóż wydaje mi się, że Państwo Znających Prawdę nie może być powierzchniowo porównywalne z Państwem Lemingów. Bractwo Znających Prawdę jako elitarne siłą rzeczy musi być od luźnej Konfederacji Lemingów mniej liczne. Wydaje mi się, ze w zupełności wystarczyłoby z jedno czy dwa województwa z dostępem do morza i stolicą w Toruniu.
No i jak, niezła koncepcja?

Inne tematy w dziale Polityka