W ciągu kilku ostatnich lat mieliśmy do czynienia z sekwencją kampanii wyborczych o bardzo zbliżonej do siebie naturze i kształcie. Niezależnie od tego w jakiego rodzaju wyborach głosowaliśmy z grubsza był to wybór pomiędzy Kaczyńskimi / Kaczyńskim a Tuskiem (nawet jeśli tak jak teraz chwilowo zastępują ich inni) lub partiami, które w dość totalny sposób sobą reprezentują lub reprezentowali. Właściwie można powiedzieć, że nie tyle była to sekwencja kampanii a właściwie jedna nie kończąca się kampania rządząca się regułami samoistnie określonymi po tzw. aferze Rywina.
W tej kampanii choć niewątpliwie swego czasu dość gorącej spierano się najczęściej o sprawy dość efemeryczne. Tak jak opozycja pomiędzy Polską liberalną a Polską solidarną, która to opozycja jest z gruntu fałszywą ponieważ choć rzeczywiscie zespół koncepcji strategicznego rozwoju Polski można z grubsza na takie dwa bloki podzielić to jednak twierdzenie jakoby liberalizm gospodarczy stanowił absolutne zaprzeczenie polityki równych szans jest manipulacją, czego dowodem są choćby służba zdrowia, która w teorii jest solidarna a praktyce za pomocą korupcji i najprzeróżneijszych niezdrowych mechanizmów jak najbardziej "sprywatyzowana" czy szkolnictwo wyższe, którego bezpłatnej natury w imię solidarności owszem można bronić, pamiętając jednak przy tym, że na dzień dzisiejszy studia bezpłatne są dla bogatych ponieważ biedniejsi nie mogąc wyżyć z pomocy państwa i tak muszą pracować co pociąga za sobą konieczność nauki na studiach zaocznych.
Albo niebezpieczna opozycja pomiędzy III a IV RP, która niektórych prowadzi do konstatacji, że skoro ta Polska w której żyję nie chce nosić odpowiedniego numerka to ja takiej Polski nie chcę i nieniejszym ogłaszam, ze Polska nie istnieje wogóle. A Polska jest jedna, niezależnie od tego jaki numerek nosi. Polska jest niepodległa i warto to szanować pamiętając oczywiście, ze jest również niedoskonała i z pewnością wymaga jeszcze wiele pracy.
Te, jeszcze chwilę temu rozpalające głowy dyskusje, powoli się wypalają. Oczywiście nikt kto stał do tej pory na barykadzie szybko nie przyzna się ani przed światem ani przed sobą, że stoi tam już bez sensu ale to czego z pewną pomocą TVPiSLD dokonał Napieralski jest dowodem na to, że pewna epoka w polskiej polityce ma się ku końcowi (bynajmniej nie uważam, że Napieralski osiągnął coś bo jest taki sprytny bo nie jest, ot trafił na właściwy czas). Wyborcy mają dosyć jałowego sporu nie przekładajacego się na reformy, zaczynają szukać nowych rozwiązań co spośród największych polskich partii najszybciej chyba zrozumiał PiS podejmując próbę wyjścia poza ramy dotychczasowego konfliktu. PO trudno powiedzieć czy ze zmęczenia rzadzeniem, czy zwyczajnie braku pomyślunku trwa w okopie niczym japoński żołnierz, któremu nikt nie powiedział że wojna się skończyła (co oczywiście nie znaczy, że nie bedzie innych).
Cezurą, która powinna i moim zdaniem będzie stanowiła o zmianie pola bitwy w polskiej polityce jest katastrofa smoleńska. I tak bedzie niezależnie od tego ilu z nas będzie chciało wejść pod kołdrę gdzie będzie mogło udawać, ze nic się nie zmieniło. Zmieniło się i to co się teraz dzieje, czyli w pewnym sensie eskalacja konfliktu na całkiem jeszcze starych zasadach jest moim zdaniem nerwowym preludium końca tych zasad gry, które tak dobrze w ostatnich latach poznaliśmy.

Inne tematy w dziale Polityka