Kiedy kilka lat temu, za rządów dziwacznej koalicji PiS-Samoobrona-LPR miałem w Green Gallery przy Rynku Starego Miasta w Warszawie wystawę pt. "Rzeczpospolita Trzecia i Pół do Czwartej" (nota bene tytuł został bez pytania "zapożyczony" w TokFM, które ma czy miało audycję o podobnym tytule) miałem okazję poczuć się dość osobliwie kiedy przybyła na miejsce ekipa telewizyjna filmując rysunki ukradkiem niektóre starała się omijać. Spytałem wtedy dlaczego? Odpowiedź brzmiała, nie pamiętam dokładnie, ale jakoś tak.."...na pewno pan rozumie...". Nie ukrywam, że pochlebiło mi wtedy, że ktoś to co robię uznał za niebezpieczne i wywrotowe jednak z drugiej strony poczułem pewnego rodzaju ucisk w piersi. Być może był to haust owej legendarnej "dusznej atmosfery rządów PiS". Jednak w gruncie rzeczy do dziś trudno mi ocenić na ile na ową "duszną atmosferę" składała się rzeczywista wina PiS a na ile wbudowany w ludzi skrypt konieczności zginania karku "na wszelki wypadek".
Historia nieco starsza i z nieco innej beczki. Do dziś, choć trochę nauczyłem się pływać, mam jakiś głupi irracjonalny lęk przed wodą. A jako nastolatek sporo czasu spędzałem na wsi gdzie koledzy spędzający (no wraz ze mną, wraz ze mną) czas najczęsciej przy ciężkiej pracy fizycznej nie mieli głowy do podobnych niuansów. Kiedyś bawiliśmy sie na łące w zakolu rzeki. W pewnym momencie stwierdziłem, że pomiędzy mną a rzeką nie ma nikogo a koledzy niby niezależnie od siebie jakoś tak biegają i się kręcą, że w efekcie zaciska się wokół mnie pętla. W większości byli ode mnie starsi i więksi ale powiedziałem wtedy, ze zabiję pierwszego, który do mnie podejdzie i skończyło się na śmiechu. W moim przypadku dość nerwowym.
Dziś obserwując polskie życie publiczne czuję się zarówno tak jak podczas wystawy i tak jak wtedy nad rzeką. "Dziennik", "Polska", "Wprost", dziennikarze w telewizji publicznej, teraz "Rzeczpospolita" i "Uważam rze" (obym nie miał racji ale...). Wszystko to przypadki jakoś uczciwie wytłumaczalne. Biznesmeni, nawet "zaprzyjaźnieni" mają prawo kupować wydawnictwa i budować ich kierownictwa wedle uznania, zmiany w redakcjach to rzecz zwykła, po prostu się zdarzają, zmiany "linii" róznież. A jednak wszystkie te zmiany mają jakiś wspólny mianownik. Pacyfikację krytyki wobec rządzących. Intuicja podpowiada mi, że zaciska się jakaś pętla. A krzyk nie pomaga.

Inne tematy w dziale Polityka