Zabawne tytułowe stwierdzenie, prawda? Niestety nie dla mnie, ja katar mam od kiedy pamiętam. Leczył mnie batalion lekarzy, zeżarłem tony chemii, podziurawiono mnie lasem igieł. A katar jak miałem tak mam. I nikt właściwie nie potrafi powiedzieć dlaczego. Po to żeby poczuć jakiś zapach włąściwie muszę sobie jego źródło włożyć do nosa. Jakoś trzeba z tym żyć i jakoś trzeba to sobie racjonalizować, inaczej człowiek by oszalał. No to sobie tłumaczę, że skoro czuję się wyjątkowy to i dolegliwości muszę mieć wyjątkowe, że lekarze to banda hohsztaplerów a służba zdrowia służy głównie sama sobie, że frustracja, którą ten katar wywołuje jest inspirująca, że większość ludzi ma jakieś problemy ze zdrowiem itp.
I raz kiedy wyszedłem z pracy nie miałem kataru. Dziwne. Zaciągnałem się świeżym warszawskim powietrzem i dotarło do mnie jak głupie są te racjonalizacje, jak nieważne kiedy można po prostu oddychać, że liczy się tylko to żeby móc porządnie odetchnąć. I chociaż wyraźnie śmierdział spalinami to to był kurde zapach wolności.
Niebyłbym zwierzęciem politycznym gdybym natychmiast tego nie uogólnił. W jakimś sensie wszyscy mamy katar. Politycy, celebrysie z cyckami przeszczepionymi na plecy i całe watahy innych mądrali bardzo dbają o to żebyśmy cały czas mieli zatoki wraz z mózgami ubabrane smarkami spraw nieistotnych. Nie ustają w zasypywaniu nas alergenami, wirusami i bakteriami kłamstwa, banału i tandety. Oczywiście żeby nie zwariować próbujemy to sobie racjonalizować. Mówimy sobie, że tak jest na całym świecie, że wszyscy tak mają, że politycy zawsze kłamią, celebrysie muszą istnieć i zawracać nam głowy a madrale używając słów rozumianych tylko przez siebie rozmydlać i odwracać istoty znaczeń. Taka karma, taki świat, tak musi być.
Wydaje mi się jednak, ze wystarczyłby porzadny haust świeżego powietrza żebyśmy sobie przypomnieli, że to co istotne jest w gruncie rzeczy szalenie proste.

Inne tematy w dziale Polityka