Ile razy zdarzyło się Wam zapomnieć RMUA (RMUY, sruły, piny, nipy, normalny cżłowiek nie jest w stanie spamiętać całego tego badziewia)? Pomijając już sam fakt tego, że rzadko zdarza się żeby lekarz kogoś z czegoś wyleczył to nie ma chyba nikogo kto niemiałby za sobą ponurych doświadczeń z polską służbą zdrowia w wyniku których nie tylko nie poczułby się wyleczony ale zgoła bardziej chory. Masz człowieku trzymać rachunki (które i tak blakną szybciej niż wynosi obowiązkowy okres ich trzymania), nosić ze sobą w różne miejsca tony papieru oraz zbierać papiery dla ZUS żeby kiedyś dostać emeryturę. Te same papiery zbiera rownież sam ZUS, w końcu trzeba dać pracę tym wszystkim zusowskim darmozjadom, ale jeśli nie pokażesz swoich to nie dostaniesz emerytury. TO JEST CHORE.
Wracając do służby zdrowia. W tym kraju na różne sposoby jest ubezpieczonych 99procent obywateli. Cały system mający na celu wyłapanie w rejestracjach przychodni pozostałego procenta jest niesłychanie kosztowny, jeszcze głupsze jest wymaganie od rodziców dokumentów ubezpieczenia dzieci, z których KAŻDE (mocą ustawy) jest ubezpieczone. Znacznie taniej byłoby uznać, że ubezpieczeni są WSZYSCY i przestać kazać ze sobą ludziom nosić ryzy niepotrzebnego papieru. Oczywiście trzeba by to zrobić w połączeniu z jakimś mechanizmem zabezpieczającym przed nadużywaniem takiego rozwiązania. W Rzepie sprzed paru dni przeczytałem, że rząd nad takimi rozwiązaniami pracuje. I chwała, bo to jest ten rodzaj oszczędności, którego od niego oczekuję (w odróżnieniu od jumania mi kasy z portfela).
Napisałem, że będę chwalił? Nauczony doświadczeniem jeszcze się wstrzymam, pochwalę jak zobaczę na własne oczy.

Inne tematy w dziale Polityka