Pijany Błasik kazał nieduczonej załodze TU-154 rozbić samolot na polecenie szalonego prezydenta Lecha Kaczyńskiego po to żeby pomóc w karierze Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego dziwnej partii. Nawet w obliczu tak trudnych terminów państwo zdało egzamin, szybko kogoś tam (kto by tam się teraz połapał kogo) pochowano, ubytki we władzy uzupełniono, medale przypięto, żałobę zakończono.
A że nie ma dowodów? A te które są jakoś nie chcą pasować do z góry założonych tez? Przecież nie ma dowodów również na ich niesłuszność. Że jacyś eksperci twierdzą, że inni eksperci gadają głupoty? Że Błasika nie było w kabinie? Że załoga, jak wynika z ekspertyzy fonoskopijnej, wiedziała co robi? Że prokuratura twierdzi, że wbrew temu co twierdziliśmy BOR nawalił? Że naszego guru Klicha (na bazie wynurzeń którego Katodina zbudowała scenariusz swojej powieści sensacyjnej) jego macierzysta instytucja na pysk chce wywalić? Że NIK twierdzi że Arabski, a co za tym idzie rząd, był odpowiedzialny za organizację wizyty? To wszystko nic.
Winni mogą być tylko martwi. Dla naszego wspólnego dobra. Tu i teraz.

Inne tematy w dziale Polityka