Rozmawiałem kiedyś z Pawłem Kowalem na temat ew. powstania europejskiego państwa. Doszliśmy do zbliżonych wniosków. Jest zdecydowanie za wcześnie a być może nigdy nie będzie to możliwe. Z wielu powodów. Po pierwsze na dziś właściwie nie istnieje polityczna wspólnota interesów, którą można byłoby nazwać europejską racją stanu. Te same europejskie elity polityczne, które mają usta pełne europejskich frazesów w sytuacji zagrożenia kryzysem schroniły się na znanych i bezpiecznych płytkich wodach narodowych protekcjonizmów. Po drugie instytucje unijne nie mają tradycji legitymacji demokratycznej więc oparcie na nich konstrukcji nowego państwa mogłoby być z punktu widzenia demokracji niebezpieczne. Zresztą, nie istnieje żadna europejska wspólnota, do której mogłyby się odwołać o taką legitymację prosząc. Po trzecie realnie nie istnieje żaden emocjonalny etos, do którgo takie państwo mogłoby się odwołać, a bez którego byłoby słabe. Po czwarte obecny kryzys pokazuje, że Unia sprawdzała się w dobrych czasach, gorszych może nie przetrwać. I po piąte wreszcie, choć państwa nie zawsze istniały jako narodowe to na dziś narody są zbyt do swoich państw przywiązane żeby chciały z nich rezygnować. Państwo europejskie to na dziś utopia.
Co ciekawe jak donosi dziennik.pl Niemcy na poważnie się nad taką "ucieczką do przodu" zastanawiają. Wg. Angeli Merkel i Wolganga Schaublego unia polityczna miałaby powstać w wyniku zgody Europejczyków w paneuropejskim referendum. Zresztą pomysły euroobligacji i unii bankowej, choć Niemcom nie w smak, zmierzają w podobnym kierunku. Jednak, jak napisałem w pierwszym akapicie, Unia w obecnym kształcie w kryzysie się nie sprawdziła. Moim skromnym zdaniem stało się tak z powodu głębokiej wiary zachodniej Europy w idee państwa opiekuńczego. Wiary podniesionej do poziomu paneuropejskiego. Idee to może zresztą za dużo powiedziane, stało się tak z powodu wiary w to, że można się lenić i żyć ponad stan, budować nieefektywne struktury i wykładać miliardy na utopie. Czy "więcej tego samego" jest rozwiązaniem problemu? Nie sądzę.
Ratunkiem dla Unii Europejskiej jest moim zdaniem nie państwo europejskie ale swego rodzaju samoograniczenie, forma przetrwalnikowa. Instytucje takie jak Komisja Europejska czy Parlament Europejski albo tracą realną decyzyjność na rzecz ciał międzyrzadowych takich jak Rada Europejska (a nawet po prostu rząd Niemiec) albo i tak są fasadowe. Nie ma sensu się dłużej oszukiwać, że jest inaczej. Nie ma również sensu żeby bardziej przezorni utrzymywali mniej przezronych co najwyraźniej działa na tych drugich demobilizująco. Tym bardziej, że filozofia europejskiej biurokracji pt. "powołajmy urząd d/s rozwiązania problemu" jest tyleż nieskuteczna co kosztowna. Unia powinna powrócić do żródeł czyli w możliwym do wyobrażenia okresie stać się strefą wolnego handlu, podróżowania i usług z decyzjami podejmowanymi na poziomie Rady Europejskiej i likwidacją zbędnych unijnych instytucji. A z czasem może zaistnieją powody do głębszej integracji.
Inne tematy w dziale Polityka