Z całą pewnością największym obecnie problemem naszej sceny politycznej jest Donald Tusk. Oszczędnie gospodarujący prawdą, leniwy patałach. Byłby żałosny gdyby dzięki zmasowanemu wsparciu "wiodących" mediów nie był jednocześnie drugą kadencję premierem. Każdy komu leży na sercu dobro kraju jako podstawowy cel powinien stawiać sobie odsunięcie jego i jego partii od władzy.
Problem to jednak nie jedyny. Problemem nie mniej istotnym jest struktura sceny politycznej opartej na partyjnych korporacjach, w których naturalnym stosunkiem międzyludzkim jest stosunek senior-wasal. Taka ściśle zhierarchizowana struktura choćby i przy najlepszych chęciach promuje ludzi typu BMW nie tyle mających ambicję realizacji swoich politycznych koncepcji co oczekujących w zamian za bierność, mierność i wierność nagród w postaci stołków i synekur. Wiecznych spadochroniarzy nie będących liderami jakichś społeczności i nie mających specjalnego pojecia o regionach, których są przedstawicielami.
Czy Jednomandatowe Okręgi Wyborcze są lekiem na całe to zło? Nie, oczywiście mają swoje wady. Niesławnej pamieci senator Stokłosa najlepszym dowodem. Nie jest jednak ich wadą to, że dzięki nim, jak pisze Zebe, wybrani mogą być ludzie, którzy nam się jak Kutz, nie podobają. To "wada" demokracji jako takiej. Moim zdaniem JOW-y sceny politycznej nie zmieniłyby radykalnie i od razu, struktury partyjne przecież by nie zniknęły. Nadal żeby być wybranym potrzebne byłyby partyjne pieniądze. Jednak w większym stopniu liczyłaby się autonomia wybieranego oraz jego działalność na niwie społecznej a nie partyjnej. Dlatego choć towarzystwo sen. Libickiego odpowiada mi umiarkowanie popieram inicjatywę Pawła Kukiza.
Inne tematy w dziale Polityka