Kiedy kilka miesięcy temu prezydent Bronisław Komorowski w wywiadzie dla"Gazety Wyborczej"powiedział, że, jeśli będzie zgoda, to stanie na czele wspólnego marszu w Święto Niepodległości w 2012 roku nawet się ucieszyłem. Może ta niepodległość nie jest aż takim przeżytkiem skoro wybrany głosami “światlejszej” części społeczeństwa prezydent też chce ją świętować? Po to jednak żeby takie “wspólne” świętowanie mogło mieć sens potrzebne było spełnienie jednego niezwykle ważnego warunku. Rzetelnego wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej.
Tak się nie stało. Gołym okiem widać jak małe matactwa obozu waadzy stają się dowodami nawet nie na jego cwaniactwo tylko przerażającą słabość. Dziś dzięki żyrowaniu w ciemno przez stronę “polską” rosyjskiej wersji wydarzeń strona rosyjska może z nią zrobić wszystko. Może zmusić do podpisania umowy na dostarczanie niepotrzebnego gazu przez dziesiątki lat, może sobie wziąć w energetyczny jasyr północno-wschodnią część Polski, może sobie nie oddawać wraku TU154, może sobie grać w makabryczny totolotek ciałami ofiar katastrofy, może pluć naszym “mężykom stanu” w gęby i sikać im do zupy. A oni muszą tą zupę żreć, uśmiechać się i zapewniać o jej wysokich walorach smakowych.
Po wywiadzie Komorowskiego jego doradca Nałęcz dojaśnił"...że marsz z udziałem prezydenta można nazwać inaczej niż Marsz Niepodległości...". Myślę, że skoro “Kolorowa Niepodległa” została skutecznie skompromitowana przez mało kolorowych niemieckich bandytów i ich kastety to jeśli prezydent będzie miał na czele czego stanąć to można by to nazwać Marszem Podległości. Adekwatnie.
tekst został opublikowany i zilustrowany na portaluObserwator.com,
Inne tematy w dziale Polityka