Można by pomyśleć, że tajemnicza śmierć połowy polskiej elity politycznej jest dla narodu wydarzeniem na tyle istotnym żeby narodowi chciało się pilnować państwa w zakresie jej dokładnego i wiarygodnego wyjaśniania. Można by pomysleć, że naród świadom tego, że każda wątpliwość w tym temacie jest dla jego państwa destrukcyjna i demoralizująca będzie chciał się każdej wątpliwości dokładnie przyjrzeć i rozłożyć na czynniki pierwsze. W końcu to nie kolejne z politycznych przedstawień tylko realna, tragiczna i budząca wątpliwości odnośnie swej natury, śmierć.
Nic bardziej błędnego. Oczywiście jest jakaś, podobno nawet coraz większa, ale jednak cięgle mniejszość zadająca pytania. Reszta rzyga, ma dosyć, wybiera przyszłosć, udaje, że nie widzi, jest odporna na argumenty, wyzywa od oszołomów każdego kto ośmieli się mieć wątpliwości, szydzi, żartuje sobie z tragedii, nie pyta o doniesienia posłańców złej nowiny takich jak Paweł Miter czy Cezary Gmyz, pyta o samych posłańców. Trudno oprzeć się wrażeniu, że pozostaje w stanie jakiejś zbiorowej psychozy.
To efekt pewnego rodzaju współczesnego totalitaryzmu. Dyktatury "ekspertów". systemu, w którym nie wolno wierzyć własnym oczom dopóki obrazu przez nie odbieranego odpowiednio nam się nie zinterpretuje i nie poda "do wierzenia". A nawet jeśli co inteligentniejszym przemknie przez głowę myśl, że coś może być nie tak wtedy mechanizm "świat jest zły, polityka jest zła a ja nie mam na nic wpływu" i tak wypłucze wnioski. Oczywiście strategia chowania się pod kołdrą i udawania, że potwory nie istnieją przynosi pewien krótkotrwały efekt. Niestety potwory są realne i tak jak pożarły Lecha Kaczyńskiego czy Sebastiana Karpiniuka tak prędzej czy później przyjść mogą po każdego z nas.
Inne tematy w dziale Polityka