Parówkowy portal natemat.pl opisał ciekawy przypadek byłego działacza gejowskiego i redaktora "branżowego" magazynu Michaela Glatze, który pod wpływem nawrócenia zerwał z homoseksualnymi skłonnościami, zaręczył się i twierdzi, że po 16 latach życia jako homoseksualista odkrył, że nie jest "prawy", że homoseksualizm jest z natury pornograficzny, a tym samym niszczy wrażliwe umysły i sieje w nich zamęt. Opisując swoją historię w "Net World Daily" pisze: "...Bóg przyszedł do mnie, gdy byłem zmieszany i zagubiony, samotny, przestraszony i zasmucony. On powiedział mi – poprzez modlitwę – że nie mam się czego bać i że jestem w domu; po prostu potrzebowałem nieco posprzątać swój umysł. Wierzę, że wszyscy ludzie, nierozłącznie znają prawdę. Wierzę, że to dlatego chrześcijaństwo przeraża ich tak bardzo. Ono przypomina im o ich sumieniach, które posiadają wszyscy..."
Nie jest moją rolą ocena moralna skłonności homoseksualnych. Kościół praktyki homoseksualne jednoznacznie potępia, ale ze skłonnościami homoseksualnymi być może niektórzy przychodzą na świat (przypadek Glatze'go dowodzi, że nie wszyscy). Poza wszystkim jednak, choć ja osobiście uważam, że to rodzaj samooszukiwania, nie ma obowiązku kierowania się chrześcijańskim światopoglądem.
Cóż więc mi przeszkadza w tekście natemat.pl? Otóż każde z określeń typu "nawrócony", "prawy", "grzech i zepsucie" czy "zaślepienie homoseksualizmem" są ujęte w cudzysłów. Bo przecież nie ma takiej możliwości żeby ktoś traktował je poważnie. Co innego gdyby Glatze dokonywał aktu coming-outu, tego nie można by ujmować w cudzysłów, to dopiero byłoby bardzo ciężkim grzechem.
Inne tematy w dziale Polityka