Ja wiem, różne są wersje czasu i miejsca ataku Niemiec na Polskę w 1939 roku. Powszechnie jednak, mam wrażenie, przyjmuje się, że II Wojnę Światową rozpoczęła salwa z pancernika Schlezwig-Holstein, z rozkazu dowódcy okrętu kmdr Kleikampa otwierająca atak na Westerplatte.
Co było później zasadniczo, o ile nie jesteśmy abslowentami testowo-luzackiego systemu edukacji, wiemy (no może tych, którzy zajmująć się "odkłamywaniem" historii znajdują przyjemność w poniżaniu pamięci żołnierzy). Dowodzona przez mjr. Sucharskiego placówka broniła się bohatersko do 7 września choć nie miała nadziei na odsiecz a przedwojenne plany przewidywały czas mozliwej obrony na 6 godzin. Po bitwie, w uznaniu męstwa polskich żołnierzy Gen. Eberhardt pozwolił mjr Sucharskiemu zachować oficerską szablę.
Co z tego wynika dla nas dzisiaj? Oczywiście oprócz materiału, który z bólem głowy muszą przyswoić uczniowie w ramach nauki historii, paru akademii ku czci i innych oznak pamięci o tych, którzy walczyli o to żebysmy mogli mówić po polsku? Moim zdaniem wynika pytanie: Czy dzisiaj podobne wydarzenia nie mogłyby mieć miejsca? Czy jesteśmy absolutnie bezpieczni? I czy jesteśmy gotowi na obronę prawa naszych dzieci do mówienia po polsku w przyszłości?
O II Wojnie Światowej, o polskich szansach i nadziejach w wywiadzie Adama Zawadzkiego z Piotrem Zychowiczem, wywiadzie otwierającym portal www.blogpublika.com, przeczytacie oczywiście dokładnie 1 września o godzinie 4.45

Inne tematy w dziale Polityka