Uważam, że to najbardziej cenna inicjatywa PiS dająca perspektywę utrzymania "małego" rolnictwa. Tyle, że jest wiele pytań i wiele zagrożeń.
Sugestię takiego rozwiązania przedstawiałem już pewnie z 10 lat temu. Nawet nie chce mi się szukać tamtej notki. Jednak moja propozycja nie dotyczyła tylko lokalnego rynku żywnościowego, ale całości sprzedaży w danym supermarkecie.
Takie rozwiązanie miało wymuszać na sprzedawcach poszukiwań lokalnych producentów. Jeśli procent obrotu byłby zbyt mały - market wpłacałby jakąś kwotę na rzecz rozwoju produkcji lokalnej (samorząd lokalny).
Oczywiście , w znacznej części lokalne produkty byłyby związane z branżą żywnościową.
Jakie są zagrożenia? Przede wszystkim przepisy dostosowane do wielkoskalowych producentów. Dotyczy to wszystkich branż, a podam przykład "z własnego podwórka", czyli ogrodnictwo - sadzonki roślin.
Aby można było wprowadzić na rynek sadzonki roślin trzeba skrupulatnie wypełnić wszelkie zasady ustalone przez PIORiN - ustalone z myślą o wielkich producentach. Kuriozalne jest np. w przypadku mikrofirmy, gdzie właściciel sam zajmuje się produkcją, prowadzić dokumentację, w której należy zaznaczać oględziny roślin nie rzadziej niż co 2 tygodnie.
Cóż, ogrodnictwo polega na codziennej kontroli wizualnej i to często wielokrotnie w ciągu dnia. Podobnych przepisów (choćby dotyczących sprawozdawczości) jest sporo, a to odciąga od pracy na rzecz wypełniania dokumentów, co zawsze dezorganizuje pracę.
Te kwestie w odniesieniu do mikro- i małych producentów powinny być stosownie zmienione.
Natomiast sama idea - wydaje się słuszna. Dotychczasowe sugestie rozwiązania problemu - dopuszczanie producentów do samodzielnej sprzedaży było absurdalne. Chodzi o to, że taki "chłop od pługa" nie tylko musiałby wyprodukować towar zgodny z europejskimi normami, to jeszcze sprzedawać go z wypełnieniem obowiązujących nakazów fiskusa.
I jeszcze jeden czynnik - czas.
Jest pytaniem jaki procent producentów rolnych jest gotowa zasiąść za straganem i sprzedawać swoje produkty? Ile czasu to zajmie? Jak to zorganizować, gdy są pilne prace wymagające bieżących działań. A przecież jak się w rolnictwie coś spaprze to okazja do poprawki - jest za rok.
Dlatego inicjatywa jest cenna, ale muszą wystąpić też inne okoliczności takie, by umożliwić umieszczanie produktów lokalnych producentów na rynku.
Kolejna kwestia. Mali producenci mogą nie mieć towaru w ilościach zapewniających ciągłość dostaw. Czy organizacja dostaw spadnie na jakieś organizacje producenckie, czy też będzie to zadaniem własnym supermarketów?
I kwestia cen. Jakość wielu produktów zależy od ilości włożonej w to pracy. Także smak i inne walory. Zatem - musi występować zróżnicowanie cenowe. Nie zawsze będzie to tańsze niż obecnie serwowana "pasza".
Na koniec. A może zobowiązać markety do utworzenia (na zewnątrz) punktów indywidualnej sprzedaży (straganów) dla lokalnych, okolicznościowych produktów?
To takie wstępne uwagi tyczące problemu.
członek SKPB, instruktor PZN, sternik jachtowy. 3 dzieci - dorośli. "Zaliczyłem" samotnie wycieczkę przez Kazachstan, Kirgizję, Chiny (prowincje Sinkiang, Tybet _ Kailash Kora, Quinghai, Gansu). Ostatnio, czyli od kilkudziesięciu już lat, zajmuję się porównaniami systemów filozoficznych kształtujących cywilizacje. Bazą jest myśl Konecznego, ale znacznie odbiegam od tamtych zasad. Tej tematyce, ale z naciskiem na podstawy rzeczypospolitej tworzę portal www.poczetRP.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo