William Szekspir napisał 400 lat temu wielki dramat „Henryk V”, w którym po zwycięskiej bitwie pod Azincourt angielski król wydaje rozkaz, by odśpiewać „Non nobis” i „Te Deum”. Bitwa stoczona w 1415 roku była taka… polska, jak Kłuszyn, Wizna – siły francuskiego wroga przekraczały wielokrotnie liczebność wojsk angielskich (25 tysięcy przeciwko 5 tysiącom). Lecz łucznicy pod wodzą Henryka wygrali. Wierzyli, że wojna była sprawiedliwa, zwycięstwo pobłogosławione.
Tym mocniej zabrzmiała pieśń wdzięczności Bogu. Na pobojowisku, w śmiertelnym zmęczeniu. W Europie dziękowano po bitwie śpiewając po łacinie psalm 115: „Non nobis, Domine, non nobis, sed nomini tuo da gloriam”. „Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę.”
Scenę po bitwie z porywającą pieśnią rozsławił Kenneth Branagh w ekranizacji szekspirowskiego dramatu historycznego:
Te same, dokładnie te same łacińskie słowa wykute są w kamieniu na wawelskim wzgórzu, pod złotą kopułą Kaplicy Zygmuntowskiej. „NON NOBIS DOMINE NON NOBIS SED NOMINI TUO...”
Słowa dumnych zwycięzców, w dobrej sprawie, lecz pokornych przed Bogiem. W jakiej sprawie, ze szczerego serca, zdolni bylibyśmy dzisiaj tak dziękować Mu po zwycięstwie?
Wspólna religia, wspólny psalm, wspólna łacina, wspólne emocje, wspólne przekonanie o konieczności walki na śmierć i życie dla ojczyzny, wspólne oddanie pierwszeństwa Bogu. Wspólny Szekspir, wspólna (?!) wawelska kaplica.
Inne tematy w dziale Kultura