Kot piwny Kot piwny
157
BLOG

Quo Vadis

Kot piwny Kot piwny Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 1
SLD uznało, że na rywalizacji z PO o liberałów i skrajny centrolew nie ma zatem co liczyć. Wrócono do koncepcji 2005 uznając, ze to przedefiniowanie się jakie za pewną opcję uznano wtedy – to najlepsze rozwiązanie. Zostawiono koncepcję odbudowywania się poprzez spychanie PO w prawo, za to zwierano mocniej szeregi na kwestiach typu LGBT, prawa kobiet, etc. Lewica wahała się parę lat, ale w końcu uznała, że najlepsza droga to droga radykalna. Co z tego, że jak się okazało dekadę z hakiem później – prowadziła ta droga do przepaści

Po rozpadzie zarówno prawicowego AWS jak i centrowej Unii Wolności wyrosły dwie nowe siły polityczne – PiS i PO, które w 2001 jeszcze były trochę w powijakach, ale powoli zaczynały coś znaczyć. Razem zebrały ponad 20% głosów co przełożyło się na blisko 24% mandatów IV kadencji. Z prawej strony do sejmu weszła również nowopowstała Liga Polskich rodzin (8% głosów i mandatów), a przez próg wyborczy nie przebiła się rozbita AWS (5% poparcia) zabierając głosy prawicy.

Niesamowite zwycięstwo zanotował za to lewicowy SLD, który wygrał zbierając 41% głosów (47% mandatów) i był bliski samodzielnego wygrania wyborów.

Znamienne było jednak najbardziej zaniknięcie wtedy polskiego centrum w polityce. Wcześniej za takie stabilne centrum (choć wg prawicy nieprzyjemnie skręcające liberalnie) robiła wspomniana Unia Wolności, ale jej rozpad wiele namieszał. Jej centrum liberalne, inaczej centrolew, poszedł w SLD nie mając innej alternatywy, zaś centroprawica UW przeniosła się głównie do PO (i po części do PiS). Ale fakt iż SLD było jedną dużą partią skupiająca zarówno betonową lewicę co centrolew, zaowocował opozycyjną konsolidacją prawicy (dawnego AWS, a potem PiS i LPR) i prawicowych centrystów (dawnego UW, a potem PO i PiS).

Zatem o prawej stronie wyrosły trzy wyżej wymienione siły prawicowe:

1. Platforma Obywatelska – będąca wtedy chadecją w wersji light, lub po prostu centroprawicą

2. Prawo i Sprawiedliwość – będącą zwykłą prawicą

3. Liga Polskich Rodzin – będąca prawicą narodową i ciężkim konserwatyzmem

Te trzy partie przeszły do opozycji dysponując ok. 150 mandatami wobec 216 SLD co było sporym zwycięstwem liberałów i lewicowców.

Samego centrum zatem nie było, bo partie ludowe ówczesnej Samoobrony i PSL dysponujące pozostałymi 20% mandatów to była zupełnie inna historia. Ludowcy to nie byli centryści. Poza tym sami się dostosowali, bo jedni poszli w koalicyjny rząd, a drudzy zostając w opozycji mocniej ruszali motywy narodowe w które uderzała prawica.

Jakieś 40% społeczeństwa w lewo, jakieś 40% na prawo, 20% podzieleni ludowcy – całkiem zdrowy podział jak na tamta chwilę. W tym przypadku z mocniej zmobilizowanym elektoratem wygrywających ‘lewych’. No ale natura próżni nie lubi.

Już jakiś czas przed wyborami 2005 w PO nastąpiło pewne przedefiniowanie tożsamości. Z jednej strony nostalgia za UW była chyba tam silna, z drugiej pewnie zaznaczyła niechęć do rywalizowania po prawej stronie z rosnącym w siłę PiS. Mi się wydaje jednak, że zadecydowała też przynajmniej w części zimna kalkulacja polityczna. Otóż jak to w demokracji rządzić będą raz lewi, raz prawi, ale nie mogąc zbudować rządu sami będą musieli iść w koalicję, albo z ludowcami (jak SLD 2001-2005), albo…? No oczywiście, że z politycznym centrum. Platforma przedefiladowała zatem lekko w lewo zajmując pozycje centralne, aby skosić do swego garnuszka masy centrolewu z wyborców SLD, zawiedzionych bardzo słabą kadencją rządów tej partii i przygotowywała się do słynnego POPiS. A później? Hulaj dusza, znów zmiana z prawej na lewą, to w 2009 SLD będzie potrzebowało koalicjanta – centryści (wzbogaceni głosami centroprawicy zawiedzionej PiSem) zapraszają do współpracy. Tak zdrowo zbudowana partia centrowa miałaby szanse zabetonować się w rządzie na lata, o ile czegoś by nie spieprzyła w koalicji.

Nastąpiło jednak tąpnięcie roku 2005, którego nie spodziewał się nikt.

Lewica zebrała jakieś w sumie 16%, z czego samo SLD pod 11% (nie weszły Socjaldemokracja i Partia pracy). Znamienna była tu frekwencja, na poziomie 40% - lewicowy elektorat został po prostu w domach. Platformie część jej poparcia wyborców zorientowanych centralnie po prawej - odebrał PiS, ale zebrała swoje po lewej od poranionego SLD i niby wszystko było ok, gdyby nie ten koszmarny wynik lewicy. W takiej sytuacji prawica, czyli PiS nie musiała się oglądać na Platformę i po prostu zmontowała rząd z konserwatystami z LPR i narodowo-populistycznymi ludowcami Leppera.

„Szok, niedowierzanie” jak to by określił ktoś, na twitterze często skrótowo przedstawiany per PAD.

Kadencja ta miała zatem upłynąć pod znakiem prawicy, w opozycji zaś nie tylko nieprzytomnie przetrzebiona lewica, ale i reaktywowane centrum noszące jeszcze odrywaną powoli łatkę light chadecji. Płacz był zresztą też u light ludowców, bo dostali oni nieprzytomny wpierdol przy urnach od radykalnej Samoobrony.

I to był proszę państwa pierwszy gwóźdź do trumny polskiej polityki. Bo przegrani w tym rozdaniu podjęli decyzje, które były brzemienne w skutkach.

1. Lewica postanowiła się niejako przedefiniować, co z założenia było konceptem trafnym. Nie można być w rozkroku, zatem trzeba było odpuścić pozycje lightowej części centrolewu stając się na powrót „lewicą per se” celującą w elektorat na poziomie jakichś 20% zorientowany najmocniej na lewo. Było to słuszne pod tym względem co robiła Platforma (niżej). Uznano, że fajne będzie budowanie swojej lewicowej tożsamości w sposób bardziej radykalny opierając się na ideach w ten radykalizm wpędzających. Na razie jednak – bardzo delikatnie. To były raczej dopiero przymiarki do tej drogi.

2. Platforma już wtedy w opozycji do PiS powoli zrywała z centroprawicą coraz bardziej przechylając się na lewo. Przez to coraz bardziej wchodziła w buty partii liberalnej zamiatając sobie u chadeków, a tym samym niejako zrywając ze swoim pomysłem tożsamości stricte centrowej. I to był kompletny błąd, bo wtedy jeszcze Platforma mogła liczyć na centrowe pozycje, ale idąc w lewo blokowała sobie prawą flankę i nie dawała Lewicy rozwinąć skrzydeł po lewej. Nadmienić trzeba jednak, że PO to przepoczwarzenie się robiła powoli, ale sukcesywnie na fali opozycyjności wobec koalicyjnej prawicy.

3. Ludowcy z PSL zrobili coś jeszcze głupszego. Zamiast odciąć się od opozycji PO-SLD (kreując jej oddzielny nurt ludowy), zaczęli się bawić w politykę i zbliżać do lewicy i centrolewicy na fali oporu przeciw PiS. Gratulacje Pawlak i Kalinowski. No to było mistrzostwo świata. W efekcie elektorat chłopski radykalny i raczej prawicowy, z niknącej Samoobrony nie powrócił do PSL, tylko przeszedł do PiS, a samo PSL co kadencja stoi nad grobem (rozumianym jako próg wyborczy) i musi wchodzić w koalicje na coraz dziwniejszych układach z projektami dalekimi od swojej tożsamości. Od tamtej pory po prostu na wsi kojarzy się jako ludowa frakcja liberalna.

Ten 2005 był zatem początkiem końca lewicy (o czym później) i ludowców oraz zaprzepaszczeniem koncepcji odbudowania politycznego centrum.

I zrobili to sami zainteresowani.

W 2007 na fali przerażenia wyborców projektem IV RP nastąpił skok frekwencji, przy którym tym razem to dla elektoratu prawicy było ciut za zimno na dworze by skoczyć do urn. Choć przyznać też trzeba, że po tych rządach PiS+przystawki z 2005-2007, wynik trochę niżej 35% też jakiś tragiczny nie był. Nagle jednak się okazało, że „Lewica i Demokraci” (iteracja SLD) pozycji swoich nie odbudowali zbierając raptem jakieś 1,7 pkt. procentowych głosów więcej względem hekatomby roku 2005. Czemu? Bo PO już szalała jako mocny centrolew i choć wciąż jeszcze miała w szeregach light chadecję (jej transformacja wciąż trwała), to kosiła szuflami elektorat lewicy. To co wzięli w 2005, wzięli też z lewej wśród ludzi liberalnych w 2007, a nawet więcej. Tym większe było rozgoryczenie, że dawne SLD startował przecież z Demokratami.pl z jednej listy i na elektorat liberalny, centrolewicowy – mocno liczył. Finalnie doszło do wychujania w skali hard, bo PO wygodniej było iść w koalicję z PSLem, który też na wyborach wyszedł marnie (bo niby jakiś wzrost zanotował, ale jasnym się okazało, że finalnie stracił wieś prawicową na korzyść PiSu), no ale tym co zebrał dał jakąś przewagę w sejmie. Platformie to się bardziej opłacało, wszak wciąż w szeregach (i elektoracie) mieli light chadeków, zatem koalicja z ludowcami jawiła się lepiej niż z lewicą, a i słabszy PSL o mniej skomlał.

W międzyczasie doszło do wiadomej tragedii roku 2010, która całkiem pozamiatała sceną polityczną. Wcześniej, to się może nie lubiano, ale po tym zaczęło iść na noże. W efekcie widząc co się dzieje w polityce radykalizował się i rozwarstwiał mocno również sam elektorat, ogólnie społeczeństwo. I tak doszło do wyborów 2011.

Tu jak Filip z Konopii wyskoczył Palikot trafnie rozumując, że Polska może być już zmęczona polaryzacją PiS-PO, tak jak dawniej zmęczona była polaryzacją AWS-SLD. I nowy projekt ma szansę zaistnieć. No i zaistniał, ale biorac pod uwagę kto był jego twarzą, nie trudno zgadnąć, że poszli za nim głównie liberałowie i lewacy. Efekt, znów wpierdol dla SLD w wyborach 2011. Armageddon wręcz, lekko ponad 8% głosów dla partii co 10 lat temu w dniu wyborów myślała patrząc na exit pools „będziemy rządzić samodzielnie”.

I tu nastąpił gwóźdź do trumny nr 2.

1. SLD uznało, że na rywalizacji z PO o liberałów i skrajny centrolew nie ma zatem co liczyć. Wrócono do koncepcji 2005 uznając, ze to przedefiniowanie się jakie za pewną opcję uznano wtedy – to najlepsze rozwiązanie. Zostawiono koncepcję odbudowywania się poprzez spychanie PO w prawo, za to zwierano mocniej szeregi na kwestiach typu LGBT, prawa kobiet, etc. Lewica wahała się parę lat, ale w końcu uznała, że najlepsza droga to droga radykalna. Co z tego, że jak się okazało dekadę z hakiem później – prowadziła ta droga do przepaści.

2. PO zaś, po wygraniu drugiej kadencji uznało, że centrolew i łatka partii liberalnej to jak widać nie takie złe rozwiązanie, skoro oznacza 8 lat rządów. Zerwano już dokumentnie z casusem true centrum, na które można by łapać jeszcze co lżejszą centroprawicę. Przełomem tego była próba walki Gowina (będącego twarzą ginącej chadecji w Platformie) o zwierzchnictwo nad PO i po porażce exodus jego frakcji.

W polskiej polityce powstał mur. Albo jesteś po lewej(liberalnej), albo po prawej(narodowo-konserwatywnej). Idea politycznego centrum po długiej agonii zdechła sobie po cichutku pod wrzaskami dwóch Polsk, które się wtedy narodziły. Nivy nic, bo przecież tak samo było po wyborach w 2001, ale to był 20111, już po „smoleńsku” i rozwarstwieniu na ostro. Wcześniej prawica i lewica to byli rywale, teraz już wrogowie.

Wybory 2015 odbyły się już w tym klimacie, pełnego rozwarstwienia, bipolaryzacji i dwóch wrogich obozów. Jak się łatwo domyśleć, wygrała je prawica po 2 kadencjach opcji liberalnej. Doszło jednak do sytuacji bez precedensu na lewicy, bo… nie weszli.

Czemu?

Bo oto przebudziły się lewicowe szury. Partia Razem.

Wielu obwinia SLD czy Razem, ze do wyborów powinni iść z jednej listy i nie dogadanie się przyczyniło się do katastrofy. Wydaje mi się jednak, że nie, wręcz przeciwnie – pójście oddzielnie było tu naturalne i otwierało jedyną sensowną drogę dla Zjednoczonej Lewicy spod znaku „SLD + przystawki” (co ciekawe też resztek frakcji Palikota).

Otóż zaznaczył się wzrost poparcia prawicowych szurów spod znaku Korwina, oni o mały włos do parlamentu się nie dostali.

IMHO wtedy jeszcze mogło dojść do całkiem zdrowej sytuacji:

Z jednej totalne lewicowe radykały (Razem) + normalna lewica (SLD+reszta), z drugiej prawicowe radykały (kuce) + normalna prawica (PiS). I PO, z którym SLD mogło postarać się rywalizować, aby sukcesywnie spychać ich na prawo z pozycji liberalnych w stronę (z powrotem) centrum, aby odbierał elektorat centroprawicy PiSowi.

Problem w tym, że Lewica uznała tą drogę za trudną, być może nierealną gdy spojrzeć na siłę jaką dysponowała już Platforma, a Platforma uznała, ze do konceptu centrum wracać nie chce i ogólnie to po lewej stronie im dobrze. Wszak ludzie zmęczą się rządami PiS i w 2019 to liberalna demokracja pójdzie na stołki, to gdzie sens się przesuwać i walczyć o elektorat nie swój (paradoksalnie o ten, z którego startowali w 2001). Uznano też zapewne, że wobec rozwarstwienia społeczeństwa na prawo-lewo, o głosy centroprawicy i light chadecji będzie im za ciężko i nie podołają. Platforma była ślepa na to, że 4 lata po kompromitacji „świeżej siły w sejmie” (Palikot), w 2015 wyskoczył znikąd Kukiz zgarniając 9% mandatów poselskich tylko dlatego, że kiedyś fajnie śpiewał i rzucał hasłami antysystemowca. To był elektorat centrowy i light chadecja. Platforma kompletnie olała to. Zdecydowano się jebać po Gowinie, że ich zdradził (choć to oni przesuwając się na lewo zdradzili jego i true centrum/light centropraw) i dalej dusić lewicę kierując ją na drogę radykalizacji w jej desperackiej walce o elektorat.

Te dwie decyzje były gwoździem do trumny nr 3.

W 2019 z pozycji lewicowych do parlamentu startowała już jedna siła, połączone Razem, SLD, a przy okazji projekt Biedronia. Tylko, że oni połączyli się, bo dobiegało już końca przedefiniowanie się SLD, o którym pisałem wyżej. To naturalne, że wystartowali razem, bo w 2019 już niewiele się różnili. Lewica zgodnie przeszła w opcję radykalną, lewicową szurnię. Odtrąbiono jakiś sukces, bo udało się wejść do sejmu, na szalonym poparciu 12,5%. Uznano to za potwierdzenie trafności decyzji jaką drogą zmierzać, że przedefiniowanie się było słuszne, bo dało kopa i tak powinna wyglądać w demokracji normalna lewica (tak, jestem pewien, że oni tak myśleli i myślą do dziś). Nikomu nie zaświtało ostrzeżenie w postaci Konfederacji, czyli kolejnej iteracji kuc-korwinistów. Otóż po raz pierwszy udało im się wczołgać do sejmu, choć w nim obecna już była siła mocnej konserwatywnej prawicy jaką stał się PiS. Nikomu po lewej stronie nie zaświtało co to oznacza. Otóż tak jak w 2015 obie szurpartie (Razem i KORWiN) nie weszły, tak w 2019 obie weszły (SLD i Konfederacja). Czemu? Bo społeczeństwo miało 4 lata na większą radykalizacje w ujęciu bipolaryzacji i w takich klimatach do sejmu wchodzą nawet skrajni radykałowie. Jeszcze SLD/już NL, nie uważali się za takich. Wszak oni mieli 12,5%, a te prawicowe szury 6,8. A to przecież jest jasna i konkretna różnica: „My jesteśmy normalni.”

Tak czy owak ciut zabrakło, ale na tyle niewiele (PiS miał naprawdę minimalną większość), że uznano to za wypadek przy pracy. Uznano, że wybory są słuszne. Lewica, że podąża właściwą drogą, a PO, że okopanie się na pozycjach liberalnych i jebać pozycje centrowe – to jest słuszna koncepcja. „Następnym razem im dojebjemy”.

Tylko jak dojebali, to już jest inna historia. Otóż zostały zweryfikowane 2 rzeczy:

1. Szurowość NL. Na dziś to partia radykalna będąca po prostu odwrotnością Konfederacji. Widać to nawet po samych wynikach. Jakieś 1,5 punktu procentowego różnicy. Normalni lewicowcy są w elektoracie PO, obok liberałów.

2. Potrzebę centrum na scenie politycznej. Ludzie kompletnie tego potrzebują i desperacko dadzą się zaciągnąć do urn gdy ktoś im da taką opcję. Wcześniej był to antysystemowy Kukiz, dziś Hołownia jawnie ogłaszający „Trzecią Drogę”.

I gdzieś tam po drodze zginęła przez ostatnie 20 lat polityczna frakcja ludowców (no ok, jeszcze sobie rzęzi). Ci co przepłynęli z Samoobrony do PiS stali się twardym elektoratem prawicy, ci co zostali przy PSL, odpłynęli w sporej części do PO. Dziś Kosiniak wszedł do sejmu tylko dzięki Hołowni dając Trzeciej Drodze marnych kilka%. Za 4 lata już kompletnie nie będzie co zbierać.

Najgorzej na tym wszystkim wychodzi true-lewicowa część społeczeństwa. Faktycznej lewicy w tym kraju już nie ma, są tylko (w sensie sił politycznych) radykałowie i liberalni demokraci. Tak jak przez 20 lat zmarła w polityce opcja ludowa, tak umarła normalna lewica. I nie widać aby tę tendencję można było odwrócić.

Problemem dzisiejszej lewicy jest to przedefiniowanie się o którym pisałem. Dawniej pewnym symbolem jej był Ikonowicz (co prawda związany raczej z PPS) siedzący na schodach i nie dopuszczający komornika i policji do zrobienia eksmisji rodzinie żyjącej poniżej skraju ubóstwa. Dziś jest to jakaś fancy kobita w TVN24 tłumacząca, że jak facet definiuje się jako kobieta, to niedopuszczalne jest używanie zaimków męskich.

W programie Nowej Lewicy jest masa ważnych i trafnych pomysłów i planów, ale to 'na papierze' bo w wersji „z czym do ludzi” idzie już szurnia. Z Nową Lewicą identyfikuje się Holland, która twierdzi, że „mężczyznom należy odebrać prawo wyborcze”, zasadniczo to samo co mówi Korwin-Mikke, tylko w druga stronę. Dla Nowej Lewicy przesiąkniętej ideologią woke ważniejsze jest czy należy mówić „murzyn” czy „czarnoskóry”, a nie to, czy dzieci z biednych rodzin na podkarpaciu mają co zjeść na kolację. Ważne jest to, aby w klimatach załamania demograficznego i spadku produktywności (mniej ludzi pracuje, więcej na garnuszku) zapewnić kobietom 2-3 dni dodatkowego wolnego w skali miesiąca (bo okres), jednocześnie promując parytety - aby jebać po przedsiębiorcach co pracowników będą woleć pracujących w miesiącu dni 22, a nie 19. Ważne są prawa LGBT, cicho jakoś o motywach społecznego i cyfrowego wykluczenia seniorów.

Zasadniczo w swojej wymowie Nowa Lewica stała się partią skierowaną na prawa kobiet, mniejszości seksualnych i propagowania neoliberalizmu społeczno-kulturowego. Ikonicznym przykładem jest Nowacka na Marszu Miliona Serc, która z mikrofonem zarzuca „jak tam dziewczyny?”, po chwili refleksji dorzuca „eeee… i chłopaki”, ale potem i tak daje już w zaimkach żeńskich. Jakby jej się marsze pomyliły, bo ten Kobiet to był rok temu. Mężczyźni zasadniczo przestają mieć czego szukać i proponuję wejść na stronę PKW zobaczyć rozkład głosów płci na NL i Konfederację. Widać pewne tendencje, no na Lewicę jeszcze trochę mężczyzn głosuje, ale tak jak NL zaczyna równać do Konfy w wyniku wyborczym, tak i rozłożenie głosów dobije z czasem na podobny schemat (tylko w druga stronę). Zasadniczo jak nie jesteś kobietą z klasy średniej/dużego miasta, to program Nowej Lewicy przestaje być dla Ciebie (przynajmniej w kwestii co się promuje, a nie co sobie w programie na stronie NL wpisała). I jak ma być inaczej, skoro jednym ze sztandarowych postulatów jest coś, co w praktyce (w praktyce!, w teorii wiem, ze to sobie tam fajnie tłumaczą iż nic z tych rzeczy) może być w kraju prawa wprowadzeniem „domniemania winy” (w sprawie gwałtu).

Do tego ten motyw wszelkiego zła na Patriarchat, który zahacza już o casus teorii spiskowych. Jak ktoś idzie w krytykę agresywnego i nieprzytomnego feminizmu, to się po prostu nazywa go mizoginem. I sprawa załatwiona.

Lewica w ten sposób idąc drogą szurni, tworzy sobie (ale nie tylko) 3 problemy.

1. Radykalizacja drugiej strony. Dopóki Lewicy nie odbijało to kuce byli poza sejmem, teraz sa już druga kadencję i realny mieliby wynik pod 10%, gdyby nie spieprzyli po prostu zawodowo finału swojej kampanii. Im bardziej w przestrzeni publicznej promowane są motywy skrajne lewicy, które są absolutnie nieakceptowalne przez konserwatywną część społeczeństwa, tym więcej osób przepływa z centrolewu do ciężkiej prawicy, a z ciężkiej do prawicowych szurów, jak do Konfy. Im więcej drze się japę domagając się liberalizacji kulturowych co jest nie bardzo dla 50% społeczeństwa, tym większy odsetek z tych 50% staje się bojownikami o konserwatyzm, a nie jedynie jego zwolennikami. Nowa Lewica wręcz taśmowo produkuje w tym momencie prawicowych fanatyków.

2. Im większa rzesza konserwatystów zostanie wkurwiona i obsadzi okopy fanatycznej walki o swoje postulaty społeczno-kulturowe, tym większa szansa, ze będą odbierać kiedy tylko nadarzy się okazja, to wszystko co w pocie czoła zostało wypracowane. W rok na fali katoprawicowej kontrkrucjaty wywołanej krucjatą lewicowo-neoliberalną można przegrać to wszystko co się zmieniało przez dwa pokolenia. A przypomnę, że to nie tylko kwestia legislacji. Oni to często bojówki kiboli z kijami bejsbolowymi, zaś po stronie lewicy bywalcy kawiarni z Nowego Świata. Jak się rozpęta wojnę kulturową, to trzeba wiedzieć z czym się będzie walczyć jak dojdzie do kompletnego rozłamu i co można stracić (z mozołem wypraceowane). Dzisiejsza lewica tego nie ogarnia i uparcie idzie na kurs kolizji społecznej.

3. Idąc tym kursem NL ogranicza sobie zaplecze elektoratu. Biedota? Stracona na rzecz PiS, nawet jak są jakieś programy społeczne, to nie przebrzmiewają spod haseł feminizmu. Wieś? No raczej niewiele do zaoferowania, a jak już to nie przebija się to przez krzyczenie o prawach LGBT. Seniorzy? Może i coś tam jest programowo, ale jak Ci ludzie mają to ogarnąć spod skowytu o lewicowy neoliberalizm raczej nie będący po drodze z ludźmi starszymi negatywnie patrzącymi na zmiany kulturowe? Z nastawieniem socjalnym nigdy nie będzie można iść na zbieranie głosów przedsiębiorców. Mężczyzn z elektoratu wywiewa niczym tornado. Nawet wśród młodzieży już teraz wygrywają kuce. Z czym do ludzi? Jakie plany na przyszłość? Czy tam w ogóle ktoś myśli?

Dlaczego to tak ciężko zrozumieć? Co w tym jest trudnego? Praca o wartości lewicy to praca u podstaw, mozolna, powolna, obliczona na przemiany pokoleniowe. Za trudne to? Wymaga za dużo wysiłku zamiast darcie jap? No nikt nie powiedział, że to będzie proste.

Ale zawsze lepiej drzeć tą japę, postulować zmiany tu i teraz. Jeżeli pan Janusz z Głogówka przez 50 lat osobę czarnoskórą nazywał murzyn, to musi to zmienić – natychmiast. Bo wołająca o to niebieskowłosa studentka, na fali woke, ŻĄDA, aby zmiana nastąpiła od razu. Chęci zmian społeczeństwa pod względem kulturowym zastąpiła kulturowa roszczeniowość. A potem dziwne, że tenże pan Janusz wkurwiony takim stawianiem sprawy głosuje na PiS, choć w latach 90 tych robił w SLDowskiej młodzieżówce. Do tego zauważyć należy, że im bardziej odklejone postulaty (a mogą być odklejone nie dlatego, ze są głupie, ale radykalne) to idealna pożywka dla agitacji prawicowej, co było widać choćby po tym nieszczęsnym „będą nam kazać jeść świerszcze”. Skąd to się wzięło? Podchwycili wystawienie się na strzał, gdy za ostro gadano o potrzebach ograniczania śladu węglowego na talerzu. W Krytyce Politycznej będzie napierdalanie artykułów (jak u Jasia Kapeli), że całkiem w porzo powinno być 12m2 powierzchni mieszkalnej do życia. Im będzie to mocniej promowane, tym łatwiej ktoś rozkręci na prawicy motyw: „będą nas chcieli zamykać w kojcach”. Szczególnie jak lewicowi aktywiści sami się podkładają, bo tenże Jasio napierdala artykuł, że należy ograniczać to czy tamto, a latać samolotem od większego dzwonu, a potem wyciekają info jak żebrał od kogoś o pożyczenie SUVa na jakiś wyjazd. Im głośniej się będzie o coś dziamgać tym łatwiej o kompromitacje wynikające z nie dającej się wyeliminować ze swoich szeregów hipokryzji.

To jak mocne i agresywne wołanie o zmiany kulturowe działa w rozbiciu o prawicowe wykorzystywanie tego do własnych celów, widać choćby po promowaniu (słusznie, nie przeczę) edukacji seksualnej. Prawica na fali oporu przeciw 'lewackiej ideolo' przekuwa na „uczenie dzieci masturbacji”. To właśnie dlatego zmiany kulturowe trzeba wprowadzać mozolnie, powoli z obliczeniem na pracę wielopokoleniową. Gdyby Abolicjoniści i Emancypantki zachowywali się jak dzisiejsza Lewica, to kobiety prawa wyborcze w XX wieku, a czarnoskórzy zniesienie niewolnictwa zobaczyliby jak świnia gwiazdy.

Mnie osobiście najbardziej boli coś jeszcze innego. Wykuwałem swoją lewicową świadomośc w latach 90tych, na przełomie mileniów. Wtedy gdy sztandarowe hasła lewicy to było „każdy inny, wszyscy równi”, „żyj jak chcesz, a nie jak ci każą ci co bazują na świętej książeczce”. To prawica była tymi co chciała przymuszać do życia wg jakichś praw moralnych i kulturowych, a lewica się temu opierała wskazując, ze każdy może żyć jak mu się podoba. Dziś, to lewica częściej niż prawica nawraca na fali społecznej krucjaty co robić, jak żyć, jakich słów używać w przestrzeni publicznej. I ma czelnośc wciąż nazywać się lewicą.

I dlatego prawica rośnie w siłę, a dziś jest dzika radość, że na drodze III kadencji prawicy stanął prawicowy chadek ubierający się w buty centrysty, który nas jeszcze nieźle przez te 4 lata zaskoczy. I wszyscy odtrąbiają sukces choć względem 2019 lewica idąc wybraną drogą, straciła połowę mandatów i pół miliona głosów (przy frekwencji skaczącej z 61 na 74 procent!).

Będzie klepanie się po plecach, a Żukowska dalej będzie w TV pierdoliła o prawach kobiet. Bo jak po wyborach to skreslone naprędce kwestie programowe zamieszczane na stronie dla przyzwoitości znów się ukryją pod Feminizmem i LGBT. I Będzie zaje jak w 2027 lewica po raz drugi do sejmu nie wejdzie, a prawicowe szury z Konfederacji siekną procent kilkanaście wchodząc w koalicję.

I to właśnie wtedy będziemy mieli taliban, a Nowa Lewica zastanawiać się będzie „ale jak to?” i „dlaczego tak się stało?”.

Kot piwny
O mnie Kot piwny

miau?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka