Kot piwny Kot piwny
1327
BLOG

Cztery słonie, łamane słonie...

Kot piwny Kot piwny Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

"Do czego dąży ten schizol" - można spytać będąc świadomym smutnego losu słoni w segmencie turystycznym, ale również czytając przecież wcześniej pierwszą część tego artykułu. Czy może być jakikolwiek argument za tym, aby legitymizować ten stan rzeczy jako właściwy, lub choćby dopuszczalny i przeciwstawiać się bojkotowi jazdy na słoniach? Albo inaczej - czy można to jakoś popierać, a jednocześnie zawzięcie bronić swego prawa do nazywania się człowiekiem niepozbawionym empatii i nie patrzącym bezdusznie na świat jako zwykły hipermarket?

Wydaje się że nie.

Dokładnie: "wydaje się".

... o ile temat jazdy na słoniach przyjmuje się pobieżnie chłonąc informacje z wiadomych nurtów propagujących bojkot.

Sprawa jest jednak o wiele bardziej skomplikowana, trzeba się w temat zagłębić, aby to zrozumieć.


* * *


To niesamowicie ciekawe jak ci, którzy kreując się na przepełnionych miłością do żywych stworzeń i zarzucający innym brak empatii, są zdolni do tak brutalnego hejtu, którym hojnie obdarowują ludzi mających inne zdanie niż oni sami. Co więcej, osobom postępującym wbrew ich wartościom i przekonaniom, osoby takie zarzucają często ignorancję stojącą na poziomie klasycznej głupoty. Tym bardziej przerażające i rozbrajające, aż po krańcową bezradność, jest to, że swoje przekonania promują hejtem na fali zwykłej mody, kilku zdjęć i filmików do wymiotów powtarzających się w sieci, oraz artykułów na blogach pisanych przez osoby popełniające te teksty również bez refleksji. Nakręcająca się spirala wciąga w ten wir nowych ludzi, którzy również nie sięgają po refleksję nad modnym trendem i włączają się w nurt tępiący innych.

Mnie osobiście nie dziwi to, gdy od dłuższego czasu przyglądam się społeczeństwu z poziomu Internetu. Brak weryfikacji informacji, brak zastanowienia się nad głębią absorbowanych przekonań i treści, to dziś niestety po prostu standard. Nie dziwi zatem, ale cholernie boli mnie to. Jakby ktoś do żywego przypiekał.

Dzisiejszą skłonność do refleksji i weryfikacji treści można zamknąć w pięknym dowcipie wykreowanym przez użytkownika Reddita:

"- Jeśli ktoś z lat 50. nagle pojawiłby się dzisiaj, co z aspektów życia codziennego byłoby najtrudniej jemu wytłumaczyć?

- Posiadam w kieszeni urządzenie umożliwiające dostęp do całej wiedzy znanej ludzkości. Używam go do oglądania zdjęć kotów i do kłótni z obcymi ludźmi."

Kto z autopsji nie zaobserwował tej postępującej, tragicznej degeneracji, niech pierwszy rzuci kamieniem  [przyjmuje pozę dinozaura]


O kim mowa będzie w tym artykule? Oczywiście o przeciwnikach jazdy na słoniach.

Tekst ten ten ma na celu  możliwość przeklejania go wszędzie tam, gdzie przeciwnicy jazdy na słoniach piszą wielokrotnie powtarzane bzdury. Może uda się uratować kogoś przed wpadnięciem w tę pseudoempatyczną spiralę obłędu. Mam dość robienia wpisów za każdym razem, lepiej rozpisać wszystko raz i wklejać linka.

Choć i tak wiem, że dla ludzi z klapkami na oczach i używających smartfonów do oglądania śmiesznych kotków, zbyt dużym wyzwaniem jest często przeczytanie na tyle długiego tekstu, aby mieć nadzieję iż dotarli do tego wersu. Ale spróbować przecież mi nic nie zawadzi.


Swoistym kopem do zebrania się w sobie i napisania tego artykułu był hejt jaki zaobserwowałem 08.02.2019 na jednej grupie FB dotyczącej Tajlandii. W Surin słoń przechwycił trąbą przechodzącą czy stojącą obok tajską studentkę i  miotał nią po straganach, drzewach i zaparkowanych skuterach. Na szczęście skończyło się na otarciach, ale nie brakowało wiele by zakończyło się to tragedią.


Reakcja Polaków na to? Bezcenna.

image


Ofiarą była tajska studentka, przystająca by zrobić sobie zdjęcie. Nie była to impreza komercyjna, tylko tradycyjne tajskie święto, a słonie szły tam na paradzie. Nikt nie zadał sobie oczywiście trudu by to sprawdzić. Zaczął się festiwal hejtu i wskazywania, że stało się właściwie, albo nawet szkoda, że nie skończyło się to gorzej. Ja oberwałem swoje już nawet tylko za zasygnalizowanie, że te komentarze są nie na miejscu. Pewnie dlatego (hehe), że na jednym zdjęć widocznym w moim FB profilu... siedzę na słoniu ;)


No dobrze, wiemy już co jest problemem, po co się za to biorę i gdzie to prowadzi lub doprowadzić może, gdyby to szaleństwo zostawić w spokoju i tylko patrzeć jak się rozrasta. Poświęćmy zatem chwilę by zrozumieć, czemu przeciwnicy jeżdżenia na słoniach to tępią i czują się zobligowani do wylewania wiader pomyj na tych, co korzystają z pełni dobrodziejstw słoniowej turystyki. Wszak pomoże to trochę zrozumieć skąd bierze się ten trend i (będąc szczerym) wytłumaczy trochę przeciwników elephant riding. Ich protesty biorą się naprawdę z dużych pokładów empatii, a problem tylko w tym, że ci ludzie nie zastanawiają się nad tym głębiej. Płytkie pobieżne wnioski, ignorancja - na to choruje całe społeczeństwo, nie ma sensu obwiniać każdego z osobna.

* * * 

"Phajaan" to nazwa tradycyjnego sposobu oswajania słoni w Tajlandii, ale rzecz jasna nie tylko w tym kraju stosuje się te metody. Po naszemu nazwać to możemy "łamaniem ducha" i nie odbiega to określenie od tego co z biednym zwierzęciem się wyprawia. Młody słoń (czasem nawet słoniątko) zostaje oderwany od matki i trzymany sam w odosobnieniu w ciasnej klatce. Na tym jednak nie koniec, bo jest po prostu do tego bity, maltretowany i w szerokopojęty sposób krzywdzony.  Długotrwałe katowanie ma na celu właśnie złamać ducha słonia, który dniami i nocami w ciasnej klatce doświadcza tylko bólu i permanentnego przerażenia. Nierzadko jest to urozmaicane różnymi formami podwieszania zwierzęcia czy krępowania i trzymania w niewygodnych pozycjach rodem z mokrego snu sadomasochisty.

Po jakimś czasie, gdy słoń dosłownie i w przenośni zostaje złamany, następuje przełom w traktowaniu go. Mahut zaczyna go karmić i opiekować się nim co maltretowane zwierze przyjmuje z początku rzecz jasna z niepewnością, ale i falą ulgi i wdzięczności. Dzika natura złamana katowaniem umyka w głąb zwierzaka. Na zawsze pozostanie w nim ten strach i wspomnienie bólu odzywające się za każdym razem, gdy za coś mahut lekko słonia ukarze. Z drugiej strony rodzi się nawiązywanie więzi z człowiekiem okazującym mu serce i serdeczność. Oswajanie. I choć strach zawsze pozostanie w zwierzęciu, pokazane mu zostaje, że wcale nie musi być krzywdzony funkcjonując wśród ludzi. Specjalista opisałby to zapewne lepiej, ktoś mógłby wytknąć mi pewne nieścisłości, ale ogólny sens "Phajaan" myślę, że oddałem właściwie.

Takie słonie trafiają do branży turystycznej, aby turyści mogli sobie na nich pojeździć.

Polecam obejrzeć ten filmik, ale ostrzegam - mocny jest. Człowieka ogarnia fala obrzydzenia na to co człowiek może zrobić zwierzęciu... Dla zwykłego zarobku.



Przeciwnicy jeżdżenia na słoniach wskazują, że brak zainteresowania wykorzystywaniem słoni "pod wierzch" w turystyce, po prostu zlikwiduje ten proceder. Brak zainteresowania turystów to upadające elephant riding camps i brak zapotrzebowania na nowe osobniki oswajane w "miejscach szkoleń". Czyli nie będzie wtedy "Phajaan". Na pierwszy rzut oka jest to ciąg bardzo logiczny.

I co? Zostaliście już przeciwnikami jazdy na słoniach na tym etapie? Jak tak, to mnie to nie dziwi i imho jest to właściwa pierwsza reakcja. Po prostu proszę: jeżeli dotarłaś/eś tutaj, to zostań do końca artykułu, a zrozumiesz czemu nie jest to takie proste.

Jeżeli zaś masz w dupie co robią tym słoniom, byleby można było sobie na zwierzęciu pośmigać, to faktycznie masz jakiś problem z empatią względem zwierząt. Bez obaw, to nie jest zaraz skierowanie do psychiatry. Uważasz, że jesteś człowiekiem i w kwestii zwierząt możesz wszystko niezależnie od tego co czują? Bez paniki, być może nawet jesteś w większości, w ujęciu ludzkiego gatunku względem tej kwestii.  Bo ludzie to gnidy są dla tej planety, to smutna norma i żadna nowina.


Na tym nie kończą się jednak argumenty przeciwników jazdy na słoniach. Równolegle do kwestii "Phajaan" wskazuje się, że takie tyranie słoniem wożącym turystów (i mahuta), jest jak u nas tyranie końmi na podjeździe do Morskiego Oka. Jeden z drugim Janusz z Grażynką sobie siedzą rozparci na ławeczce, a pod nimi słoń całymi dniami musi toto dźwigać. Zarobkowe dręczenie zwierząt jak w pysk strzelił, a ty człowieku wsiadając na ten grzbiet jesteś współautorem rzeczonej udręki.

Oddam głos ekspertom:

"The least harmful experience for the elephant, and the best for you too, is to ride on its neck (behind the ears) NOT on a trekking chair which goes on the elephant’s back. A fully-grown elephant can carry up to 150 kilograms on its back, but when you consider the weight of two people, the chair (it’s called a Howdah or saddle and alone can weigh 100 kilograms or more) and the mahout (who rides on the neck) you can see how this starts to be a heavy burden on the elephant."

adoreanimals.com


Oczywiście takich wskazań na Internecie znaleźć można wiele. Są pewne różnice, bo gdzieniegdzie pojawiają się limity 200 kg udźwigu, ale słonie wszak osiągają wagę 3-5 ton, to i rozrzut nie dziwi. Jedno jest jednak jasne...

Mahut (40-50kg), 2 turystów (2x75 kg) + siedzisko (50 kg), to o wiele więcej niż te limity, bo przy najbardziej brzuchatych Januszach i Johnach to będzie łączny ciężar nawet do 300 kg! Widać jawne przeciążanie słoni w przemyśle turystycznym. Ktoś spyta: "ejże, takie wielkie zwierze, jak koń co waży w cholerę mniej to takie ładunki dźwiga!" - odpowiedź jest prosta.: "Inna budowa ciała".

Wskazuje się, że słonie mają wrażliwy kościec szczególnie w ujęciu kręgosłupa. Wożenie całymi dniami turystów siedzących na ławce uciskającej tym całym ciężarem grzbiet, wywołuje ból i prowadzi do nieodwracalnych szkód w organiźmie zwierzęcia.

Kończąc, należy dodać, że słonie w obozach wiązane są za nogi grubymi łańcuchami, co już samym widokiem kraje serce. Są często bite, a mahuci krzywdzą je narzędziami przypominającymi wielkie nadziaki, zwanymi "ankus". Nie brak w sieci zdjęć poranionych głów słoni katowanych tym przyrządem.  Nie wklejam, nie linkuję. Przykre widoki.


Przeciwnicy jazdy na słoniach wskazują również rozwiązanie tego problemu: Sanktuaria.

To miejsca, w których słonie zabrane z miejsc gdzie je dręczono i wykorzystywano fizycznie, znajdują swój azyl. Można tam je karmić, kąpać się z nimi, bawić i po prostu zaznawać ich towarzystwa, a nie jeździć na grzbiecie. Bojkotowanie riding campów nie tylko sprawi, że nie będzie opłacalne  oswajanie metodą "Phajaan", ale też pozwoli wyciągać je z upadających riding camp by umieszczać w sanktuariach.

Pomysł genialny w swojej prostocie, logiczny i szczytny.

Nie pamiętam jakie jeszcze argumenty przeciwnicy jazdy na słoniach wskazują w swojej krucjacie. Może o jakichś zapomniałem, ale to co powyżej stanowi chyba samą esencję i clue argumentacji.

No to jak? Wiedząc to co teraz przejedziesz się na słoniu?

No ja myślę że nie! Słusznym jest to również tępić.

No... przynajmniej na pierwszy rzut oka, ale kto by się w temat mocniej zagłębiał, skoro "wie już wszystko"...

* * *


"Do czego dąży ten schizol" - można spytać będąc świadomym smutnego losu słoni w segmencie turystycznym, ale również czytając przecież wcześniej pierwszą część tego artykułu. Czy może być jakikolwiek argument za tym, aby legitymizować ten stan rzeczy jako właściwy, lub choćby dopuszczalny i przeciwstawiać się bojkotowi jazdy na słoniach? Albo inaczej - czy można to jakoś popierać, a jednocześnie zawzięcie bronić swego prawa do nazywania się człowiekiem niepozbawionym empatii i nie patrzącym bezdusznie na świat jako zwykły hipermarket?

Wydaje się że nie.

Dokładnie: "wydaje się". O ile temat jazdy na słoniach przyjmuje się pobieżnie chłonąc informacje z wiadomych nurtów propagujących bojkot.


Na pierwszy rzut weźmy budowę ciała słonia i jego faktyczne możliwości w zakresie udźwigu. Pamiętacie ten cytat po angielsku gdy odwoływałem się do ekspertów? Zapomnijcie o ekspertach. To po prostu powielany fałsz przeklejany w masie tekstów zniechęcających do jazdy na słoniach.

Skądś się jednak wzięło te 150 - 200 kg udźwigu, bo przecież znikąd na Internet nie trafiło. A i owszem, już służę wytłumaczyć jak to się mogło stać...

Otóż istnieje nieoficjalny, ale potwierdzany przelicznik, że słoń może unieść maksymalnie 5% masy ciała. Przy osobniku 3 tonowym da to  150 kg., zaś przy 4 tonowym zwierzęciu - 200 kg. I do tej pory wszystko się zgadza. 

Problem powstaje wtedy, gdy zrozumiemy iż ten przelicznik dotyczy udźwigu... za pomocą trąby.  Oczywiście nie znaczy to, że 5 tonowy słoń może sobie wziąć 250 kg. ciężar i sobie z nim wesoło hasać, to po prostu ustalony w teorii limit, dotyczący tego ile ten słoń w trąbie ma mniej więcej pary, aby  unieść nią na chwilę ogromny pień drzewa.

Myślę, że wielu osobom czytającym ten tekst już świta przesłanie, ale i tak to wyartykułuję:

Ktoś albo specjalnie, albo tylko prześlizgując się po tekście wzrokiem zaczął promować te 150 - 200 kg limitu obciążeń na słoniach. Czytał właściwe i dobre opracowania - pisał zaś bzdury. Gdzieś umknęło, że chodzi o udźwig trąby, a nie ile może nosić na grzbiecie. Zaczynam od tej kwestii (być może nawet z tymi limitami kg. się nie spotkaliście), by wskazać już na wstępie jaka celowa lub niecelowa jest w Internecie  manipulacja danymi z których rodzą się  czasem pewne idee. Tu - bojkot jazdy na słoniach. Człowiek czyta nonamowy artykuł i przyjmuje to jako pewnik napędzający masowe trenfy.


Inną kwestią może być przywoływany inny aspekt budowy ciała nie pozwalający dźwigać słoniom większych ciężarów. Kościec. I tu już przywołam naprawdę wpis ekspercki:


John Hutchinson of the Royal Veterinary College in London, UK has studied the locomotion of Asian elephants. He attributes their strength to several specialisations.

While many mammals' skeletons account for around 10% of their body weight, the figure is closer to 20% for elephants, meaning they have a more robust frame. Hutchinson also says that their straighter limbs enable them to resist the downward force of gravity better, and to hold their own bulk plus any load.
bbc.com


Osobom stojącym na bakier z językiem Szekspira już śpieszę tłumaczyć. Słonie mają 2 razy mocniejszy kościec względem wielu ssaków, co daje niejako mocną ramę na dźwiganie ciężaru.  Oczywiście większość tego ciężaru, to ich własna masa ciała, ale przenosi się to na możliwy udźwig dodatkowy.Ile zatem może naprawdę unieść na grzbiecie słoń, zanim ciężar zacznie być dla niego problemem większym niż dla naszych dzieci targających do szkoły wyładowane po brzegi tornistry?Odpowiem szerze: nie mam zielonego pojęcia.

Musimy jednak spróbować choćby teoretycznie zastanowić się nad tymi możliwościami.

Weźmy ciężar 300 kg. Czyli 2 mocno brzuchatych turystów + mahut + ciężar ławeczki (i tak liczę tu "górką"). Dla 4 tonowego słonia będzie to dodatkowe obciążenie na poziomie 7-8% masy jego ciała. W odniesieniu do ważącego 70 kg. człowieka, to tak jakby niósł na plecach ciężar jakichś 5 kilogramów. 2 czteropaki piwa + litrowa butelka wody. Dodajmy do tego rozkład ciężaru u słonia na 4 kończyny i wspomniany wyżej specyficzny, mocny kościec tworzący mocniejszą ramę. Ja rozumiem, że ciężar 300 kg. budzi przerażenie w nas, ludziach, ale spróbujmy jednak wyjść poza ciasne myślenie o obciążeniach tylko w ujęciu własnych możliwości. Mówimy tu o zwierzęciu, którego masa ciała, budowa i wynikające z nich możliwości dają kilkadziesiąt razy większe przełożenie.Dodać należy, że 2 tłustych Januszy na przejażdżce  to przypadki skrajne. Często na słoniu jeździ  tylko jeden turysta, a są riding camps, gdzie brak ławeczki i jeździ się solo na oklep. W skrajnej z drugiej strony sytuacji, czterotonowe zwierze idzie na spacer w dżunglę obciążone 100 kilogramowym  ciężarem. Mahut + drobna turystka bez siedziska.  2,5% masy ciała słonia na jego grzbiecie. Dla 70 kg człowieka, to jak 3 piwa w plecaku


Ktoś jednak może wskazać, że ta budowa ciała słonia, niezależnie od jego siły i teoretycznych możliwości, gra na jego niekorzyść. Słoń ma tak zbudowany kręgosłup, że ciężary jakie ma  nieść, kładzione klasycznie od góry, niszczą jego specyficznie zbudowany kręgosłup sprawiając ból. I jest to prawda. Jednak Tajowie nie są na to ślepi. Oto jak wygląda standardowa ławeczka do wożenia turystów:


image


Na czerwono zaznaczony ucisk ciężaru na ciało. W większości przypadków ciężar noszony na grzbiecie jest rozprowadzany na boki, na górną część żeber i kręgosłup nie jest uciskany. 


Mamy zatem już pewną świadomość, że wożenie turystów w aspekcie samego ciężaru nie jest dla tego wielkiego zwierzaka problemem, jak to się demonizuje. Zobaczmy zatem ile czasu taki słoń musi nosić takie ciężary w standardowym dniu roboczym.

"Obozy jeździeckie"  czynne są od 8:00 - 9:00 do 16:00-17:00. To daje średnio 8 godzin dziennie otwartego ośrodka na turystów. Między 18:00, a 19:00 w sezonie zapada tam zmrok, a nie ma raczej wśród turystów tendencji, aby zrywać się przed świtem lub tuż po, by pojechać i pojeździć. Widełki zatem 8 godzin myślę są w miarę trafne. Na Koh Chang byłem w dwóch obozach i za każdym razem czekaliśmy 30-40 minut na przejażdżkę. Czemu? Bo słoń odpoczywa. W ostatnim miejscu, w styczniu 2019, w camp było 10 słoni i obsługa trzymała nas, choć wkoło było sporo zwierzaków jedzących, odpoczywających, bawiących się z mahutami. Nie zaobserwowałem więcej niż 2 słonie chodzące na raz. Jeżeli zaś już, to były puszczane w rajd w tym momencie, gdy wcześniej puszczony słoń, albo dwa, powoli wracały już z przejażdżki. Rozmawiałem z mahutem ile razy dziennie "Jintra", na której jechaliśmy, jest w terenie i odpowiedział, że dwa... no z rzadka trzy razy. Gdy wróciliśmy, w obozie były wszystkie słonie w liczbie 10 łącznie z naszym i tym na który nam towarzyszył niosąc na sobie parę jakichś Rosjanek. 

Oczywiście mógłbym przewidywać, że mahut kłamie, ale odwołajmy się do matematyki.

Nawet gdyby przyjąć, że wręcz ogromne obłożenie i puszczaliby 4 słonie na raz, to przy  8 godzinach otwarcia, daje to 32 kursy. Stado liczy 10 sztuk, czyli max 3 na słonia w ujęciu "tłoku" turystów. 2 kursy Jintry dziennie stają się realne.

Jest zatem sobie słoń, co ma jeść i opiekę medyczną, a w zamian 2-3 razy dziennie  przez godzinę nosi na plecach kilka procent masy swojego ciała. Ktoś może wskazać, że turyści czasem wykupują 2 godzinne jazdy i jest to fakt. Sęk w tym jak wygląda dwugodzinny trip. Godzina jazdy i godzina zabawy ze słoniem, najczęściej kąpiel z nim w zbiorniku wodnym. Dodam też, że Tajowie 'godzinę' jazdy na słoniu traktują więcej niż swawolnie. Ja w obu przypadkach (2014 i 2019) w "siodle" nie byłem nawet pełne 3 kwadranse. Reszta to choćby karmienie zwierzaka bananami after.


Ktoś jednak rzeknie jedno proste słowo, które odrzuca precz fakt, że wożenie turystów na grzbiecie nie jest dla słoni problemem ani przez to jaki ciężar noszą, ani ile godzin w ciągu dnia.

"Phajaan" - opisany wyżej.

Trzeba sobie samemu przyznać, że możliwość przejechania się na słoniu okupiona jest jego cierpieniem i torturami, gdy był przygotowywany do obcowania z ludźmi. Tak?

Odpowiem w ten sposób: a skąd to wiecie?


Odnoszę wrażenie, że gdy przeciwnicy jeżdżenia na słoniach widzą to piękne zwierze w rękach człowieka, to przyjmują za pewnik, iż zostało za młodu złamane. Ponad 3000 oswojonych słoni w Tajlandii = 3000 przypadków "Phajaan". Czy aby napewno? 

Nie.

"Phajaan" aktualnie stosowane jest rzadko. Najczęściej wobec słoniątek odłowionych ze stanu dzikiego (co jest samo w sobie nielegalne), lub najbardziej krnąbrnych osobników. Jaki procent oswajanych słoni ma nieszczęście doświadczać "Phajaan"? Nie wiem, ale myślę, że bardzo niewielki. W dzisiejszych czasach totalna większość słoni funkcjonujących wśród ludzi, rodzi się z oswojonych samic. Nie są one zabierane matkom i obcowanie z ludźmi wynoszą w sposób naturalny mocno akcentowany przez obcowanie z ludźmi jego rodzicielki. "Phajaan" to patologia rozumiana w ten sposób już nawet przez Tajów w aktualnych czasach. "Phajaan" dotyczący głównie wyłapywanych zwierząt dzikich był ważny i stosowany nagminnie stulecia temu, lub nawet kilkadziesiąt lat wstecz.

Należy tu wskazać skąd u nas, zachodnich społeczeństw wzięła się wiedza o phajaan i co tak naprawdę nagłośniło ten proceder. Otóż wzięło się to z publikacji pt. "Gone Astray - The Care and Management of the Asian Elephant in Domesticity" autorstwa Richarda C. Laira, w której opisał ten brutalny proceder. Niestety doszło tu do haniebnego paradoksu... Oto "Gone Ashtray" otworzył ludziom szerzej oczy na phajaan, jednak popatrzmy co w tymże tekście pisze sam Lair przytaczając wcześniejszy raport z 1967:


An elephant born in captivity is brought up amongst human beings and its training is humane from the day it begins; but a wild beast parted from the herd and its mother must suffer agonies before its will is broken.

Tłumacząc dla nieanglojęzycznych: słonie urodzone w niewoli oswajane są w sposób HUMANITARNY, a łamie się tylko te odłowione ze stanu dzikiego.

Dziś w Tajlandii jest więcej słoni oswojonych niż żyjących w stanie dzikich (objętych ochroną), a odławianie ich z dżungli jest nielegalne. Na potrzeby segmentu turystycznego Tajom w pełni wystarczy pokoleniowa wymiana słoni w obrębie sztuk oswojonych. Odłów i łamanie to są godne potępienia przypadki, jednak całkowicie incydentalne.

Wrócę do wspomnianej na wstępie tragedii w Surin. Gdyby ten słoń atakujący Tajkę był wcześniej złamany, to albo by nie zrobił tego co obiegło serwisy informacyjne, albo zaprzestałby po pierwszym ciosie mahuta wywijającego ankusem. 

Musicie zrozumieć, że "Phajaan" to coś co jak najbardziej godne jest pogardy, protestu i tępienia... Ale może będąc w Tajlandii kilka razy i obcując (niekoniecznie na grzbiecie) z dziesiątkami słoni, nie spotkaliście tak naprawdę osobnika, który za młodości poddany był temu obrzydliwemu procederowi.


Idąc dalej należy sięgnąć do, może całkiem nieświadomej, hipokryzji przeciwników jazdy na słoniach oraz do sprytu i przedsiębiorczości Tajów.

Powiedzmy, że takie ludzkie bydlęta czyniące "Phajaan" nagle odbiją się od ściany. W ramach bojkotu ludzie olewają riding camps i ze słoniami obcują tylko w sanktuariach, gdzie kąpią się z nimi, karmią i miziają po trąbie. W sanktuariach w których słonie są odratowane z riding camps. Powiem szczerze, że gdybym ja był takim Tajem zarządzającym obozem gdzie łamie się słonie, to zacząłbym pewnie sprzedawać je do sanktuariów. Jeden z drugim, turyści, dostaną opowieść jak to "Mambo" trafił do sanktuarium po 10 latach pracy pod wierzchem, podczas gdy naprawdę został kupiony z obozu gdzie go złamano. Zweryfikujecie to? Nie, wy po prostu wydajecie 2x więcej bahtów by pomiziać się z 'odratowanym' słoniem podczas gdy nie ma to żadnego przełożenia na skończenie smutnego "Phajaan" w Tajlandii. Szczytem bezczelności byłoby, gdyby jakiś Taj wobec bojkotu przemienił po prostu swój riding camp na sanktuarium. Te same słonie, ale kąpiel z nimi zamiast jazdy na nich. Jak wskazywałem wyżej - dla słonia w sensie udźwigu to prawie żadna różnica, a opłata dla turystów 200%, 300% tego co było wcześniej. I bazujące na ludzkiej empatii: "Bo to na utrzymanie uratowanego słonia". Uratowanego przez zmianę szyldu...

I tu padam do nóg przepraszając czytające to panie, ale inaczej się nie da tego określić niż wulgarnymi słowy: Nie wiem ile teraz jest takich pseudosanktuariów, ale im większy bojkot tym będzie ich więcej. Miejsc, gdzie dajecie zadość swej empatii, a jesteście ruchani w dupę na bahty, przez przedsiębiorczych Tajów.

Temu słoniowi zaś bez większej różnicy czy się z turystą wykąpie, czy ponosi go niecałą godzinę na grzbiecie.


Zastanówmy się jednak nad alternatywą.


Mam wrażenie, że gros przeciwniików jazdy na słoniach widzi byt uratowanego od jazdy pod turystami zwierzaka mniej więcej tak:

image


Ale zostawmy heheszki.

Ustalmy teoretycznie, że bojkot doprowadza do upadku riding camps, bo turyści gremialnie omijają takie przybytki. Mamy masę słoni, które nagle stają się nieopłacalne, a sanktuaria ich wszystkich nie wchłoną (choć jak zauważałem, dla słonia to mała różnica czy jest w riding camp, czy w sanctuary). Słoń je dziennie 100-200 kg. pożywienia i nie wystarczy go puścić samopas by żarł cały dzień liście. Dieta powinna być urozmaicona. Utrzymanie słona miesięcznie wraz z opieką weterynaryjną to naprawdę grube tysiące baht, co przy średnich zarobkach Tajów jawi się więcej niż problematycznie. Odnoszę wrażenie, że większość przeciwników jazdy na słonie ma dokładnie sprecyzowany cel, ale okrągłe zero stoi w ich przypadku po stronie konsekwencji. Część z tych zwierząt wchłoną sanktuaria, gdzie za 2000 BHT turysta przez godzinę będzie mógł miziać je po trąbie. Niewielka część trafi w prywatne ręce ludzi mogących łożyć na ich utrzymanie. A reszta? Nie boję się dodać: a większość z nich?

Nie jest możliwe "wypuszczenie ich do lasu". W Tajlandii lasów zostało za mało, a takie osobniki zostawione samym sobie po prostu żyłyby bliżej ludzkich siedzib i robiły np. sobie free supermarket na plantacjach bananowców. Nastąpiłby problem, czy odstrzeliwać je masowo, czy skazać na nędzę tysiące rodzin rolników.


Słoń nie daje wełny, nie hoduje się go też na mleko. Za duże i kosztochłonne zwierze by trzymać je jeko "pet". Tajowie zbyt kochają słonie by hodować je na mięso... Co w takim razie może zaoferować słoń by być opłacalnym w utrzymaniu? Swoją siłę. Pracę fizyczną.


Areał leśny w indochinach skurczył się na tyle przerażająco, że w Tajlandii wyrąb dżungli (nawet nie parków narodowych) jest  dziś nielegalny. Ale proceder ten trwa... To jest miejsce gdzie wciąż wykorzystuje się słonie do prac związanych z wyrębem. Zwierzaki od świtu do nocy ciągają nawet tonowe bale drewna i są eksploatowane do imentu niczym konie pod Morskim Okiem. Zero litości. Jak już słoń trafi w ten kierat to pracuje do padnięcia.


image 


Pytam zatem - gdzie trafić mogą te słonie wożące 2-3 razy dziennie po 45 minut ciężar średnio  200 kg.?

To oczywiście pytanie retoryczne.

Póki słoń zarabia swoje, wożąc na plecach turystów, opłacalne jest go trzymać w takich riding camp. Gdy opłacalny być przestaje alternatywy dla jego dalszego losu stają się tyleż problematyczne, co czasem może i przerażające.

To może "urban legend", ale czytałem o tym jak słonie używane przy pracach w dżungli narkotyzuje się amfetaminą, by zwiększać ich efektywność. ZAZNACZAM nie wiem czy to prawda, nie mam możliwości weryfikacji. Sam w to nie wierzę, bo logika każe mi oceniać koszta takiego zabiegu. Proszek tani nie jest, a by zadziałał na zwierzę tych rozmiarów to nie mówimy tu raczej o standardowej "kresce". Zupełnie inaczej odbieram takie "legends" w ujęciu traktowania słoni. Tajowie kochają te zwierzęta, ale jak już trafi zwierzak w tak dziki kierat to dopuszczam do myśli, że może być już skreślony. 


Na koniec dam jeden mało ważny szczegół. Łańcuchy.

Przykre to widzieć jak słoń jest nimi krępowany, ale ustalmy jedno. To potężne zwierze jest niebezpieczne. Chodzenie sobie samopas w miejscu gdzie przebywają ludzie... Zwierze musi być wtedy przykute i tutaj właśnie wasze opinie czynią im krzywdę. Są Tajowie, zjeby, którzy wychodzą naprzeciw empatoopiniom turystów, Łańcuch źle wygląda i odbierany jest źle? To trzeba coś innego by nie rzucało się tak  w oczy a utrzymało tak dużego zwierza. Łańcuch nie krzywdzi słonia, metalowe linki zaś wrzynają się w skórę krwawo i boleśnie.



Czy jednak nawet jeżdżąc na słoniach możemy robić coś by działać na ich korzyść?

Tak. Po prostu trzeba robić to świadomie.

  • Gdy słoń na którym masz jechać ma dużo gojących się ran i blizny na głowie czy w okolicach uszu, to jazdy odmów. Zrób nawet więcej, zgłoś ten camp do kontroli, by zwyrodnialec zbyt nadużywający ankusa odpowiedział być może karnie za swoje podejście do słonia.
  • Gdy jest to możliwe celuj w jazdę na słoniu solo. Zawsze mniejsze obciążenie. Gdy jesteś zaś z kimś w parze na takim tripie... to już Twoja decyzja. Jadąc we 2 osoby dodajesz te kilkadziesiąt kg. słoniowi na przejażdżkę, ale jak się rozbijecie na 2 słonie, to ten drugi musi iść w dżunglę zamiast mieć labę.
  • Gdy widzisz, że w miejscu które wybrałaś/eś jest sporo chętnych na ride - odpuść. Tłok oznacza więcej kursów słoni, inicjowanych przez przedsiębiorczych Tajów. To oznacza może i 4+ godzinnych kursów dla słonia na dobę.




Po co zaś na słoniach jeździć? 

Nie będę tu zachęcał, powiem tylko tyle, że dopiero po przejażdżce zapałałem szacunkiem do tych wspaniałch  stworzeń. Trzymając bosą stopę, a ciele słonia czujesz pracę tych potężnych mięśni i wtedy dopiero czujesz respekt, którego nie znajdziesz karmiąc wielkie zwierze bananami. 

Nasza czterotonowa Jintra zboczyła ze ścieżki, bo zobaczyła smaczne liście. Mahut po 10 minutach już zupełnie stracił cierpliwość, uważając, że się pewnie nudzimy gdy słoń stoi i żre, a mimo to nie użył ankusa i desperacko próbował jedynie  ruchami nóg namówić Jintrę do porzucenia wyżerki. My zaś nie mieliśmy jej za złe. Doświadczaliśmy.

Kwadrans później, gdy szła leniwie w dżungli, usłyszała ciche trąbienie innego słonia. Odwróciwszy się, zaczęła szarżować, aż przez chwilę w moje serce wkradło się przerażenie. Gdy dwa słonie spotkały się w ogóle nie zwracając uwagi na ciężar na grzbiecie, mahut wytłumaczył iż ten drugi osobnik to największy przyjaciel Jintry. Dalej poszliśmy już razem, w dwa słonie. Te zwierzęta naprawdę wyglądały na zadowolone z życia.


Na pewno bardziej zadowolone niż ten, w Indiach:

image










https://www.britannica.com/animal/elephant-mammal

http://www.bbc.com/earth/story/20161121-the-worlds-strongest-animal-can-lift-staggering-weights





Kot piwny
O mnie Kot piwny

miau?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka