Roman.Graczyk Roman.Graczyk
1159
BLOG

Rozdział trzeci. Nieudane werbunki (...) - odcinek trzynasty

Roman.Graczyk Roman.Graczyk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2
W tym rozdziale przedstawiam losy ludzi, którzy oparli się Służbie Bezpieczeństwa.
Jego bohaterowie mają, przy wszystkich ważnych różnicach, jedną wspólną cechę: nie ulegli. Jednym udało się w ogóle nie wpaść w te sidła, inni w nie wpadli, ale z mozołem i nie od razu jakoś się z nich przecież wyrwali. To jest ich tytuł do chwały. Bez ich świadectwa historia środowiska „Tygodnika Powszechnego” byłaby – powiedzmy to otwarcie – mniej chwalebna. Dlatego „czapki z głów!”
Niewiele jednak brakowało, aby ich świadectwo pochłonęły na zawsze mroki niepamięci. O ich postawie wiemy trochę od niedawna, zaś pracę nad tą książką ożywiał także imperatyw wydobycia tego świadectwa na światło dzienne. Zauważmy, że nie wiedzielibyśmy o nim zgoła nic, gdyby stało się zadość chwytliwemu przed paru laty hasłu, by archiwa byłej SB „zalać betonem”. Te archiwa są ważnym elementem pozwalającym lepiej rozumieć komunistyczną przeszłość. Należy je czytać. Ale, dodajmy, nawiązując do ustaleń z poprzedniego rozdziału: należy je czytać uważnie i samemu wyciągać wnioski, nie trzymając się ponad zdrowy rozsądek formalnych kryteriów ustanowionych przez SB.
Kierując się tym postulatem, w jednym rozdziale świadomie pomieszczam obok siebie takich ludzi jak Antoni Ochęduszko (który w ewidencji krakowskiej SB miał status „tajnego współpracownika”) i takich jak Edward Leśniak (który w tejże ewidencji występuje jako „kandydat na tajnego współpracownika”) z takimi jak Jerzy Kołątaj (będący zwykłym „figurantem”). Bo to nie formalny status nadany przez SB, ale realny kształt ich wymuszonych kontaktów z tajną policją decyduje o tym, kim oni w tym zakresie naprawdę byli, jaką naprawdę odegrali rolę.   
Nie da się pisać tej historii, nie bacząc na zmiany charakteru komunistycznej Polski z biegiem lat. Wziąwszy po uwagę zakres czasowy tej pracy (1956 – 1989), wspomniana ewolucja miała – na szczęście – charakter jednokierunkowy, patrząc w dłuższej perspektywie. Trzeba o tym ciągle przypominać i w toku lektury poniższych akapitów, takie przypomnienia będą się natrętnie powtarzać. To jednak nie natręctwo. To konieczna korekta, bez której rozumienie ludzkich losów w tamtej Polsce jest skrajnie trudne, a jakiekolwiek porównania postaw – pozbawione sensu.  
Poniżej przedstawiam losy 9osób, które oparły się werbunkowi, i możemy to dość szczegółowo zaprezentować w oparciu o materiały SB. Takich osób było w środowisku „TP” więcej, ale z racji zniszczenia dokumentów nie o wszystkich można opowiedzieć tak wyczerpująco. Bywa, że wiemy tylko o procedurze „opracowania kandydata na t.w.” i o odmowie współpracy[1]. Wiele osób nakłaniano do współpracy bez uruchamiania takiej rozbudowanej procedury. Ponadto, jak zawsze w podobnych sytuacjach, zdarzają się przypadki graniczne. Tak jest w przypadku Stanisława Grygiela, Adama Kinaszewskiego i Konrada Myślika – wszyscy oni odmówili współpracy[2]. Akta dotyczące ich procedur werbunkowych istnieją[3], jednak zdecydowałem się ich historii tutaj nie przytaczać. Historia nieudanego werbunku Grygiela kończy się, zanim ten blisko związał się z miesięcznikiem „Znak”. Kinaszewski i Myślik byli synami osób działających w środowisku (dlatego ewentualny ich werbunek zapewne byłby wykorzystany także przeciw środowisku ich rodziców), ale próbowano ich zwerbować do innych spraw operacyjnych.  
 
Antoni Ochęduszko
Antoni Ochęduszko urodził się w roku 1896. Jego perypetie z UB/SB szczegółowo opisałem gdzie indziej[4]. Ochęduszko był, jeszcze w latach 20., funkcjonariuszem Policji Państwowej, potem studiował politologię i robił interesy. Kupił w Krakowie kamienicę i założył księgarnię. Kierował nią też po wojnie, dopokąd władza ludowa nie zrobiła porządku z „drobnomieszczaństwem” – wtedy popadł w kłopoty z UB. Sądząc po zachowanej dokumentacji[5], Ochęduszce nigdy nie przedstawiono formalnego zarzutu, jednak przez wiele lat Urząd Bezpieczeństwa szperał w jego życiorysie, mając nadzieję, że znajdzie wreszcie coś, czym go przygwoździ. To się nie udało, ale od roku 1949 aż do okresu październikowego był wielokrotnie wzywany do UB/ KBP, przesłuchiwany, donosiła na niego agentura, zeznawali na jego temat znajomi, przeszukiwano jego dom, poddano go tzw. obserwacji zewnętrznej (chodzili za nim szpicle) i perlustracji korespondencji (czyli funkcjonariusze UB czytali listy do i od niego). Zachowało się z tego do naszych czasów sto kilkadziesiąt stron dokumentacji, ale dla każdego, kto ją czyta, jest oczywiste, że pierwotnie była ona obfitsza. Jej lektura dowodzi jednego: że w latach stalinowskich w Polsce istniało wzorcowe państwo totalitarne, czyli takie, w którym podejrzany jest każdy, bo tylko wtedy wszyscy boją się władzy. Ochęduszkę podejrzewano o szpiegostwo i o ciemne machinacje finansowe, ale ani na jedno, ani na drugie policja polityczna nie miała dowodów – nawet na poziomie operacyjnym. Podejrzenie o szpiegostwo podbudowane było tym, że w swojej księgarni urządził wystawę osiągnięć cywilizacyjnych Stanów Zjednoczonych, a o ciemne machinacje finansowe – tym, że znał człowieka, na którym ciążyły takie zarzuty.
Przeżył więc Antoni Ochęduszko trudne lata niepewności i strachu. Prowadzoną przeciwko niemu „sprawę ewidencyjno-obserwacyjną” zakończono dopiero w roku 1957. Wydawało się, że to nareszcie koniec kłopotów, tym bardziej że wraz z Gomułką przyszły nowe, lepsze czasy: Polska przestawała być państwem powszechnego terroru. Tymczasem, latem 1960 roku, Ochęduszko pracujący już wówczas w administracji „Tygodnika Powszechnego” zostaje wezwany do siedziby Milicji Obywatelskiej przy placu Szczepańskim w Krakowie, gdzie – wszelako – nie rozmawia z nim zwykły milicjant, lecz oficer SB, porucznik Józef Schiller.
 


[1] Zapiska w ewidencji operacyjnej Wydziału C WUSW w Krakowie informuje, że procedurę „opracowania kandydata na t.w.” prowadzono wobec Piotra Sułowskiego, kierowcy SIW „Znak”, i zakończono ją z powodu odmowy współpracy w roku 1984. Wypis ewidencyjny OBUiAD IPN w Krakowie z 16 listopada 2009. Podobnie w przypadku Zbigniewa Mazura, pracownika administracji SIW „Znak”, który także odmówił współpracy i procedurę zakończono w roku 1989. Wypis ewidencyjny OBUiAD IPN w Krakowie z 16 listopada 2009.  
[2] Adam Kinaszewski podpisał zobowiązanie do współpracy, ale następnie ją pozorował. Na koniec prawdopodobnie świadomie się zdekonspirował, informując kardynała Wojtyłę, co kończyło sprawę. Grygiel i Myślik z punktu odmówili.
[3] Akta Stanisława Grygiela: IPN Kr 010/10212; akta Konrada Myślika: IPN Kr 00100/646; akta Adama Kinaszewskiego: IPN Kr 009/7915, t.1-2
 
[4] Roman Graczyk, Tropem SB. Jak czytać teczki, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007, s. 95 – 147

ostatnio także badaniem najnowszej historii Polski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura