Roman.Graczyk Roman.Graczyk
565
BLOG

Rozdział trzeci: Nieudane werbunki (...) - odcinek dwudziesty

Roman.Graczyk Roman.Graczyk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

 Krzysztof Nikiforow

Z jego dossier[1] wynika, że jako młodzian był typem bon vivanta i spryciarza. To były cechy charakteru, które skłaniały funkcjonariuszy krakowskiej SB do przypuszczenia, że Nikiforow da się zwerbować do współpracy. Zaś okoliczność zasadnicza (przynależność do KIK-u) mówiła im, że warto byłoby go zwerbować. Ale paradoksalnie to właśnie wymienione cechy osobowości ułatwiły Nikiforowowi długoletnie uchylanie się od współpracy.

Plany jego zwerbowania SB snuje już w lecie 1964 r. Nikiforow jest wtedy absolwentem technikum mechanicznego, ale i członkiem sekcji młodzieżowej KIK-u. Dla SB interesujące jest to drugie, a fakt ukończenia technikum mechanicznego posłuży tylko do nadania mu – jako „kandydatowi na tajnego współpracownika” – pseudonimu „Mechanik”[2].

Nikiforow mimo zdobycia średniego technicznego wykształcenia aspirował do studiów humanistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zrazu tych planów nie udaje mu się zrealizować, wyjeżdża więc do Warszawy (skąd pochodzi i gdzie mieszkają jego rodzice), a tym samym krakowska SB jest zmuszona odstąpić od zamiaru jego zwerbowania. Ale w następnym roku akademickim absolwent technikum mechanicznego dostaje się na historię sztuki na UJ. To dla porucznika Tadeusza Gołąba sygnał, że należy działać: wraca do poprzedniego planu werbunkowego.

Z jego pisma do naczelnika Wydziału IV dowiadujemy się, jak zamierzał skłonić Nikiforowa do współpracy: chciał mu zagrozić sankcjami prawnymi za niedopełnienie obowiązku meldunkowego, zaś w zanadrzu miał jeszcze informacje o nienależytej konduicie „kandydata na t.w. <<Mechanik>>”. Naczelnik wydziału akceptuje pomysł swego podwładnego, ten zaś wkrótce sporządza banalne z pozoru wezwanie do komendy miejskiej MO. Gdy Nikiforow stawia się 18 grudnia 1965 r. na wezwanie, zostaje niemal od progu postraszony, że nie respektuje porządku prawnego (obowiązku meldunkowego), a z tego mogą być kłopoty. Na te słowa Nikiforow wyjmuje dowód osobisty, pokazując, że właśnie niedawno dopełnił tego obowiązku. Jest dość prawdopodobne, że przestrzegła go właścicielka mieszkania, w którym mieszkał, bo to jej Gołąb wręczył kilka dni wcześniej wezwanie. Gdyby rozmowa z porucznikiem Gołąbem toczyła się o dekadę później, SB-ek musiałby poszukać innego pretekstu do szantażu. Ale jesteśmy w roku 1965 i „władza ludowa” ma jeszcze duży respekt w narodzie, przy czym niebagatelnym składnikiem tego respektu jest strach podbudowany przekonaniem, że ta władza może dużo, a jednostka wobec niej nie może prawie nic.

Zatem Gołąb, niezrażony tym, że Nikiforow jest już wobec przepisów w porządku, powiada, że jednak „hak” dalej istnieje: „(…) wyjaśniłem, że mimo to rozmówca nie jest w porządku, ponieważ zameldował się prawie w ostatniej chwili przed rozmową z M.O. i zapytałem dlaczego zwlekał tak długo (…) rozumię jego zaaferowanie sprawami rodzinnymi, ale to go nie uwalnia od odpowiedzialności karno-administracyjnej jaką mógłby ponieść. Ponieważ jest studentem a więc osobą na pewno uzdolnioną, gdyż inaczej Państwo nie przyznałoby mu tego przywileju, wobec tego jego postępek, wprawdzie społecznie niezbyt szkodliwy, nabiera pewnej rangi i stąd istnieje potrzeba przeprowadzenia rozmowy przez M.O. na okoliczność osoby rozmówcy. Nikiforow zgodził się z poglądem pracownika i dodał, że nie czuje za to pretensji do M.O. oraz nadmienił, by jednak nie uważać go za człowieka nieodpowiedzialnego lub wręcz przestępcę. W odpowiedzi stwierdziłem, że M.O. nie ma zamiaru czynić przeszkód w jego starcie życiowym, natomiast rozmówca winien ze swej strony być szczerym w rozmowie, gdyż to zadecyduje ostatecznie czy o jego lekceważącym stosunku do obowiązujących przepisów państwowych poinformowane zostaną władze uczelni, względnie nie”.

Przytaczam ten fragment rozmowy SB-ka z jego ofiarą, chociaż z pozoru  wydaje się on nieistotny. Wszak nie obrazuje żadnego przełomu w tej rozgrywce. A jednak jest ważny, gdyż pokazuje klimat – by tak rzec – polityczno-policyjny tamtego czasu. Gołąb przecież ewidentnie nagina tu prawo w przekonaniu, że wola polityczna Partii (której bijącym ramieniem jest Służba Bezpieczeństwa) stoi ponad prawem. Niedwuznacznie sugeruje, że Nikiforow może stracić status studenta, jeśli władzy tak się będzie podobało. A na słowa Nikiforowa, że nie jest przestępcą, znowu go szantażuje: albo będzie pan z nami szczery, albo zgłosimy pana prawną niesubordynację władzom Uniwersytetu. Co z tego, że niesubordynacja była błaha i już ustała? W tamtym czasie skarga oficera MO na studenta (Nikiforow być może jeszcze w tym momencie nie wiedział, że rozmawia z funkcjonariuszem SB) mogła się jawić jako kłopot – przecież milicjant wyraźnie dał do zrozumienia, że Nikoforow studiuje niejako z łaski „ludowej władzy”.           

      Znaczenie tego fragmentu rozmowy polega na tym, że Nikiforow właśnie od tej wymiany zdań decyduje się rozmawiać na tematy wykraczające poza kwestię zameldowania. Mówi o sobie, ale także o „Tygodniku Powszechnym”, o „Znaku”, o kole poselskim „Znak”. Nie ma tu niczego, co by mogło „operacyjnie” interesować Służbę Bezpieczeństwa, ale jest skłonność do rozmowy. Dla Gołąba to sygnał, że warto podtrzymać ten kontakt. Sonduje młodego człowieka, pytając, jakie wnioski ten wyciąga z ich rozmowy. Gdy Nikiforow obiecuje poprawę i zaznacza, że zależy mu na studiach, daje sygnał, że jako student zaakceptował pewną logikę relacji łączącej go z milicjantem (funkcjonariuszem SB?): logikę szantażu. W takim razie Gołąb proponuje mu w przyszłości spotkanie. Nikiforow pyta, o co chodzi. Wtedy Gołąb częściowo odkrywa karty: „Wobec powyższego oświadczyłem, że jestem pracownikiem Służby Bezpieczeństwa i chciałbym porozmawiać z rozmówcą na pewne tematy”. I tak, od słowa do słowa, prowadzi do propozycji współpracy. Nikiforow gra na zwłokę: godzi się na spotkanie „w kwestii <<dialogu>>, jak to sam określił, ale nie na okoliczność <<tak lub nie>> tylko na tematy interesujące służbę, co pozwoliłoby mu na podjęcie w przyszłości decyzji –<<tak lub nie>>”.  Gołąb naciska na decyzję już teraz. Nikiforow się wije. Gołąb: „Wobec tego oświadczyłem, że w zasadzie człowiek sam sobie urządza życie, że najlepsi przyjaciele mogą tylko doradzić, pomóc, że jest człowiekiem młodym, że dalszy jego start życiowy zależy tylko od niego. Dodałem również, że jego ewentualna decyzja <<tak>> w żadnym wypadku nie wpłynie na zmianę jego dotychczasowych osobistych przekonań, sposobu bycia, nie będzie dla niego krępująca. Po tym Nikiforow wyraził zgodę na udzielanie informacji Służbie Bezpieczeństwa, pod warunkiem, że kontakt będzie utrzymany z przedstawicielem, z którym rozmawia, i że wiedzieć o tym będą tylko rozmówcy na powyższą okoliczność”.

Zwróćmy uwagę, że zgoda Nikiforowa poprzedzona jest kolejnym szantażem (”człowiek sam sobie urządza życie …”). Oraz na to, że nagabywany do napisania zobowiązania do zachowania tajemnicy Nikiforow obiecuje, że napisze je na następnym spotkaniu, bo teraz bardzo się spieszy i nawet musi już wziąć taksówkę, by się nie spóźnić. Na to Gołąb wychodzi z propozycją pokrycia kosztów kwotą 50 zł., którą – jak pisze funkcjonariusz – Nikiforow przyjął.

Fakt przyjęcia tych pieniędzy potwierdza tzw. fundusz operacyjny Wydziału IV z roku 1965: zapisano tam pod pozycją 121: „28.12.65 r., por. T. Goląb. t.w. <<Mechanik>>, Nr ew. brak (18.12), 50 zł.”, co się czyta: wpisu dokonano 28 grudnia, a dotyczy on spotkania, jakie porucznik Gołąb odbył 18 grudnia z człowiekiem nazwanym tu „t.w. Mechanik” i wydatkował w czasie  tego spotkania 50 zł. Podkreślam ten detal nie po to, aby pogrążyć Krzysztofa Nikiforowa, bo – jak napisałem na wstępie – Nikiforow w rzeczywistości odmówił współpracy, a – jak zobaczymy niżej – wymagało to od niego czegoś więcej niż życiowego sprytu. Podkreślam go z innego zupełnie powodu. W stosownej rubryce w funduszu operacyjnym napisano „t.w. <<Mechanik>>”, chociaż on nim jeszcze de facto nie był i, jak pokaże przyszłość, nigdy nie miał się nim stać. Tak samo określił go porucznik Gołąb w raporcie z 22 grudnia 1965 r., zaczynając od słów: „Proszę o zatwierdzenie pozyskania Nikiforow Krzysztofa, s. Jerzego i Marii (…) w charakterze tajnego współpracownika ps. <<Mechanik>>”. Tymczasem wszystkie pozostałe wzmianki w aktach  Nikiforowa w Krakowie nie nazywają go „tajnym współpracownikiem”, lecz – słusznie – „kandydatem na tajnego współpracownika”, podobnie jak zapis w centralnej kartotece ogólno-informacyjnej (KOI). W jego teczce osobowej widnieje, na pierwszej karcie, charakterystyka – rodzaj podsumowania starań SB o jego zwerbowanie – a w niej czytamy: „Opracowywany operacyjnie w okresie 1964 – 72 jako kandydat na t.w. przez Wydział IV WUSW – Kraków (w 1965 r. podpisał zobowiązanie [nieścisłość SB-eka piszącego charakterystykę ex post (27 lutego 1989): w 1965 r. Nikoforow wyraził tylko werbalną zgodę na współpracę, zobowiązanie podpisał dopiero w 1968 r. – RG] lecz nie przejawiał żadnej chęci do współpracy z SB). Dnia 1972-11-20 mat. zakończono z powodu braku możliwości operacyjnych”.

ciąg dalszy historii Krzysztofa Nikiforowa w następnym odcinku



[1] Wszystkie podane tu informacje o kontaktach Krzysztofa Nikiforowa ze Służbą Bezpieczeństwa pochodzą – o ile nie zaznaczono inaczej – z teczki „kandydata na tajnego współpracownika” pseudonim „Mechanik” (IPN Kr  009/8842)

[2] Pod takim pseudonimem występował w dokumentacji SB jako informator w latach 50. ks. Mieczysław Maliński – prawdopodobnie nie podjął jednak wtedy współpracy. 

ostatnio także badaniem najnowszej historii Polski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura