Następne zachowane w jego dossier dokumenty datowane są dopiero na grudzień 1968 i luty 1969 r.: to dwa donosy na Nikiforowa aktywnych w KIK-u konfidentów: t.w. „Magister” i t.w. „Realista”. Oba wskazują, że Nikiforow dzielił się z kolegami swoimi wrażeniami z pobytu za granicą, nie tając swojego dystansu do systemu realnego socjalizmu.
Później następuje w dokumentacji seria donosów związanych z głośną w KIK-u „sprawą Zawadzkiego” (opisaną w rozdziale drugim). W kilku donosach agenci powtarzają szerzącą się w środowisku pogłoskę, że Nikiforow sypie. Nic nie wskazuje, aby ten naprawdę sypał, są natomiast ślady SB-eckich prób rzucenia na niego podejrzenia[1]. Miało się to dokonać przy pomocy działającej w KIK-u agentury: ludzie ci mieli z polecenia SB tak intrygować, aby wśród ich rozmówców powstało wrażenie, że w „sprawie Zawadzkiego” Nikiforow jest „wtyczką” Służby Bezpieczeństwa. Jednym z tych śladów jest notatka służbowa z 27 sierpnia 1969 r., podpisana przez sierżanta St. Gralę, w której opisano „kombinację operacyjną” w stosunku do Nikiforowa w związku ze „sprawą Zawadzkiego”. Czytamy w niej: „Celem zastosowanej kombinacji jest pogłębienie i uautentycznienie istniejących w środowisku KIK domniemań, że osoba rozmówcy [Krzysztofa Nikiforowa – RG] jest naszym współpracownikiem i, że przekazał nam informację o Zawadzkim”.
Ta intryga SB dowodzi, że zobowiązanie do współpracy z maja 1968 r. pozostało tylko na papierze. Nadto dowodzą tego inne zapiski oficerów SB. Na przykład Schiller we wspomnianych uwagach do notatki Grali z 27 sierpnia 1969 r. pisze: „Nikiforow czyni starania o wyjazd do Włoch i to jest przyczyna, dla której chce rozmawiać z pracownikiem [funkcjonariuszem SB – RG]. W ubiegłym roku (...) daleko zobowiązał się wobec naszej służby przed podobnym wyjazdem, nie wykazał jednak żadnych przyjętych na służbie powinności”. Schiller sugeruje takie prowadzenie rozmów paszportowych z Nikiforowem, aby wreszcie skłonić go do rzeczywistej współpracy.
Jak te rozmowy były prowadzone, nie wiadomo, wiadomo jednak, że w lutym 1970 r. złożono na niego donos, iż podczas pobytu na Zachodzie kontaktował się z paryską „Kulturą”, przekazując jej „wrogie” informacje o Polsce, a do kraju przywiózł bezdebitowe wydawnictwa. W dossier Nikiforowa znajdują się też liczne „dokumenty W”, czyli streszczenia i odpisy jego korespondencji od stycznia do września 1970 r. To dowód, że w tym czasie Nikiforow był pod obserwacją SB.
W 1969 i 1970 r. Nikiforow znowu starał się o wyjazd do Włoch, jednak dwukrotnie dostał odmowę. W czerwcu roku następnego ponawia próbę. W notatce służbowej z 24 czerwca 1971 r. czytamy, że powodem odmowy wydania mu paszportu wcześniej była jego odmowa współpracy z SB. „Obecnie jednak – pisano w tej notatce – zmienił stosunek w tym zakresie i pragnie rozmawiać – powrócić do starych spraw. Liczy, że to pomoże mu w wyjeździe do Włoch, tzn. iż nie otrzyma odmowy”.
Interesującą ocenę ex post zachowania Nikiforowa zawiera o kilka dni późniejsza notatka z 29 czerwca 1971 r. Napisano w niej, że kiedy w lipcu 1968 r. dano mu pozytywną decyzję paszportową, uznano, że „okres kryzysu jaki przeżywał po podpisaniu zobowiązania o współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa już mu minął i aktualna wówczas jego postawa daje uzasadnione przesłanki, że został faktycznie pozyskany”. Okazało się jednak – przyznaje w tej notatce kpt. Zygmunt Kozieł – że były to płonne nadzieje, gdyż Nikiforow „po podjęciu paszportu na wyjazd więcej się już nie pokazał i ponownie zaczął unikać kontaktu z pracownikiem operacyjnym”. Uznano go „za niepoważnego i drwiącego z naszego aparatu, na co nie można sobie było dalej pozwalać”.
Dlatego dostał „zastrzeżenie paszportu” w roku 1969 i 1970, zaś „podobna odmowa czeka go również w r[oku]b[ieżącym]”.
Mimo to postanowiono jeszcze raz spróbować, tym razem jednak kpt. Kozieł proponował zagrać tak: obietnica paszportu w przyszłym roku w zamian za wcześniejszą faktyczną współpracę. Kiedy jednak 13 października 1971 r. Nikiforow zgłosił się do kpt. Kozieła, domagał się paszportu, ale ku zdziwieniu SB-ka „propozycji dla nas żadnych nie ma”. Kozieł powiedział mu, że może przyjść ponownie, jeśli będzie gotów podjąć współpracę.
W maju 1972 r. „sprawę Nikiforowa” przejął plutonowy Zbigniew Kasprzykowski, prywatnie – co nie jest bez znaczenia – kolega Nikiforowa ze studiów. Kasprzykowski po przeanalizowaniu akt Nikiforowa doszedł do wniosku, że być może nie wszystko stracone.
Spróbował wobec Nikiforowa intrygi polegającej na tym, że udał przed nim lojalnego kolegę – mimo że oficera SB. Zaproponował mu jako dowód owej lojalności zwrócenie zobowiązania do współpracy z 1968 r. (nic nie wspominając o zatrzymaniu kopii, która zachowała się w aktach do dziś). W zamian za to Nikiforow miałby go informować o „pewnych spawach”, ale tak, iżby to nie godziło w jego przekonania moralne. Czyli współpraca, której nie nazywa się współpracą. Nikiforow, jeśli wierzyć dokumentom, przez pewien czas dawał niejednoznaczne sygnały, w końcu jednak propozycji Kasprzykowskiego nie przyjął.
20 listopada 1974 r. plutonowy Kasprzykowski pisze postanowienie „o zaniechaniu kandydata na t.w. <<Mechanik>>” z tej racji, że „niniejsze opracowanie nie rokuje nadziei na pozyskanie kandydata do współpracy”.
***
Krzysztof Nikiforow wodził za nos Służbę Bezpieczeństwa przez siedem długich lat (osiem, licząc od formalnego początku jego „opracowania”). Jego przypadek pokazuje, że niezależnie od użytej przez SB terminologii możemy odróżnić współpracę rzeczywistą od pozornej. Nikiforow pozorował gotowość do współpracy, czasem zaś samą współpracę – nigdy jednak nie współpracując. Służbie Bezpieczeństwa musiało na jego współpracy bardzo zależeć, skoro pomimo kolejnych niepowodzeń, przez wiele lat utrzymywała w mocy strategiczny plan jego werbunku. Tak bardzo, że kontynuowała ten plan nawet po próbie zdyskredytowania go w środowisku. W ostatniej fazie próbowano zastosować w stosunku do niego metody soft – rzadziej stosowane w dobie socjalizmu przaśnego Gomułki, częściej zaś od czasów Gierka. To metody, które nie stawiały na szantaż, ale próbowały – jakby to karkołomnie nie brzmiało – zbudować jakieś poczucie wspólnoty interesów. Metody, które mniej niż na strach potencjalnych tajnych współpracowników kładły nacisk na wytwarzanie dobrej atmosfery i uznania dla „partnera”. W tej atmosferze współpraca już nie była nazywana współpracą, lecz rozmową czy wymianą myśli. To wersja dla intelektualistów i estetów. Wielu na to poszło w czasach Gierka i Jaruzelskiego. Nikiforow nie poszedł. Tak długo grał z Bezpieką, jak długo było to możliwe. Powiedział „nie”, gdy okazało się, że nie da się dłużej grać bez realnej współpracy.