Roman.Graczyk Roman.Graczyk
427
BLOG

Rozdział trzeci: Nieudane werbunki (...) - odcinek 23

Roman.Graczyk Roman.Graczyk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 Jerzy Kołątaj

Pierwsze informacje o Jerzym Kołątaju zawarte w jego dossier[1] pochodzą od kandydata na tajnego współpracownika  pseudonim „Rumun”[2].  Informował on usiłującego go pozyskać porucznika Józefa Schillera, że Kołątaj pełni w „Tygodniku” „funkcję redaktora technicznego”, a dalej, że zarabia „ok. 2500 zł. miesięcznie. (...) jest żonaty. Ma jedno dziecko. Otrzymał ostatnio b. ładne mieszkanie – 2 pokoje z kuchnią. Ojciec jego nie żyje. Matka zaś chorowita, zamieszkuje w Lubelskim, prawdopodobnie w miejscowości Szczebrzeszyn. Oprócz pracy czysto technicznej, pisze on również recenzje książek dla <<TP>>. Zna się b. dobrze z członkami redakcji i osobiście angażuje się w pracy tego zespołu. Jest dość leniwy, a raczej wygodny. Chociaż innych dochodów poza redakcją nie ma, nie podejmuje żadnych innych zajęć dla poprawienia swej sytuacji materialnej. Pod względem politycznym nie odbija od całości zespołu”.

W rękopisie Schillera zdanie „Jest dość leniwy, a raczej wygodny” zostało podkreślone – czy to przez samego Schillera, czy też przez jego przełożonego. Co nam to mówi? To znak, że Bezpieka szukała jakiegoś motywu do „rozpracowania” młodego redaktora technicznego „TP” i że zastanawiała się, czy ta, podana przez Stefana Pappa, cecha charakteru Kołątaja da się do tego celu jakoś wykorzystać. Nie wiemy – pozostałe dokumenty na ten temat milczą, ale też dossier nie jest kompletne, o czym świadczy nieciągłość oryginalnej paginacji  – czy wykorzystano ten motyw? Ważne, że motyw taki się pojawił. Zresztą w przytoczonej tu krótkiej charakterystyce Kołątaja jest takich potencjalnych motywów „rozpracowania” więcej, i w ogóle dużo jest informacji, których być nie powinno. Rozwińmy tę myśl.

Jak napisano wyżej, we fragmencie poświęconym próbom zwerbowania Pappa, ten związany z „Tygodnikiem” plastyk nie dał się zwerbować. Ale Papp nie chcąc w niczym urazić Schillera, rzadko w trakcie spotkań z nim mówił: tego nie powiem. Częściej próbował kluczyć. Mówił rzeczy ogólniejsze zamiast oczekiwanych bardziej konkretnych, starał się mówić o kolegach raczej rzeczy dobre, a jeśli już złe, to jakieś drobne przywary w rodzaju, że Jerzy Kołątaj, choć narzeka na niskie zarobki, to nie bierze się do dodatkowej roboty. Nic takiego, drobna ludzka słabostka – myślał zapewne Papp. Jeśli tak myślał, to nie docenił Służby Bezpieczeństwa, tego, że dla jej funkcjonariuszy inwigilowani ludzie są po prostu materiałem do „rozpracowania”. Czyli – żadnych sentymentów. To, co dla Pappa mogło być drobną przywarą kolegi, dla SB mogło było być elementem prowadzącym do jego osaczenia.

Ten przykład pokazuje, jak bardzo kruche podstawy miała taktyka: nie współpracuję, ale też otwarcie nie zrywam kontaktów z SB.

Informacje o Kołątaju SB czerpała z wielu źródeł. M.in. od tajnego współpracownika „Ares” oraz od kandydatki na t.w. „Samotna” (Sabiny Kaczmarskiej).

24 kwietnia 1968 r. przeprowadzono z Kołątajem rozmowę w gmachu KWMO w Krakowie „pod pretekstem uzupełnienia danych w kwestionariuszu paszportowym”. Rozmowa zatem miała z pozoru związek z planowanym wyjazdem Kołątaja do brata, do Aleksandrii. W rzeczywistości chodziło o co innego.

Kwestie wyjazdowe omówiono na początku, potem kapitan Schiller przeszedł do spraw ważniejszych. Zapytał Kołątaja, który był już wówczas sekretarzem redakcji „TP”, o ocenę postawy zajętej przez grupę „Znak” w marcu tego roku.

Na pytanie Schillera Kołątaj odpowiedział, że „nie widzi związku między jego wyjazdem, a oceną wydarzeń. Stwierdziłem – kontynuował swoją relację oficer SB – że nie chodzi mi o ocenę w ogóle, ale o osobiste zdanie rozmówcy. Pytanie takie wydaje mi się zupełnie naturalne. Wówczas Kołątaj po krótkim namyśle zaczął opowiadać: Posłowie <<Znaku>> sporządzili swoją interpelację 11.03.br. Był to okres kiedy znano już fakty z wystąpień studenckich w Warszawie, ale jeszcze był spokój w innych miastach. Składając interpelację mieli rozeznanie określonej, ówczesnej sytuacji i z punktu widzenia takiej oceny wystąpili. Czy mieli prawo do swojej własnej oceny? – mieli. Czy mieli prawo wystąpić z interpelacją? – mieli. Obrady Sejmu PRL rozpoczęły się po miesiącu od chwili złożenia interpelacji. Sytuacja w ciągu tego czasu uległa ogromnej zmianie i jej analiza musiała być inna. Że posłowie swoją pierwotną analizę i oceną podtrzymali na posiedzeniu Sejmu, to jest sprawa posłów. Posłowie nie przekazywali interpelacji do ośrodków za granicą, a tym bardziej do W.E. Rozgłośnia ta nie cieszy się sympatią w środowisku <<TP>>. Że radio <<WE>> ogłosiła ten dokument, to nie jest wina posłów. Po prostu jakiś korespondent zachodni wszedł w posiadanie tego dokumentu i przekazał go do <<WE>>. Osobiście Kołątaj nie wierzy, że wydarzenia zostały wywołane przez ośrodki syjonistyczne. On sam jest synem kupca i mając 7 lat przed wojną wywieszał w oknie wystawowym hasła, by kupowano u katolika, a nie u Żyda. W miasteczku (Szczebrzeszyn) jego ojciec był jedynym właścicielem sklepu – katolikiem. Do syjonizmu nie ma go potrzeby ujemnie nastawiać. Mimo tego nie może uwierzyć w tak wielkie wpływy syjonizmu w naszym kraju. Starcie studentów z władzami porządkowymi jest faktem tragicznym. To pozostanie długo w pamięci ludzi, niezależnie od oceny samego wydarzenia. Zajęcie stanowiska w tej sprawie przez posłów [koła poselskiego „Znak” – RG] nie należy traktować jako akt wrogi. Przynajmniej on (Kołątaj) nie może tego zaliczyć jako aktu wrogiego. Tu rozmówca podkreślił, że on sam jest patriotą tak jak i posłowie. Stanowiska władz państwowych i środowiska <<Znaku>> nie są sobie przeciwstawne, przeciwnie, są one bardzo zbliżone, gdyż wypływają z tych samych racji patriotycznych. (...) Zawieyskiego bliżej nie zna (...). O Stommie ma zdanie jak najbardziej pozytywne. Uważa go za człowieka wartościowego i poważnego. Absolutnie w jego stanowisku nie widzi szkodnictwa politycznego. W rozmowie Kołątaj kilkakrotnie podkreślał swoją lojalność wobec władz państwowych i prawomyślność. Pracę w <<TP>> traktuje jak każde inne zajęcie. Pracował kiedyś uczciwie w instytucji państwowej, teraz pracuje uczciwie w redakcji <<TP>>. Z kolegami z zespołu redakcyjnego jest zżyty i czuje się w ich gronie b. dobrze. Pod koniec rozmowy podkreśliłem, że niezależnie od wypowiadanych przez niego opinii paszport otrzyma. Chodziło mi o jego zdanie w pewnych sprawach i odpowiedź otrzymałem. Możliwe, że nie taką jaką ja bym chciał, ale wydaje mi się, że szczerą i to jest istotne. Kołątaj wykazywał wyraźne zadowolenie z moich uwag. Wtedy stwierdziłem, że może się zdarzyć, iż za granicą spróbuje ktoś z nim rozmawiać, prosić o jakiś <<wywiadzik>> itp.  W tym wypadku jest konieczne zachowanie dużej ostrożności z jego strony i po powrocie podzielenie się ze mną uwagami na ten temat. Kołątaj wyraził zgodę na rozmowę z nim po powrocie. Podkreślił, że aparat bezpieczeństwa ma prawo żądać od niego wyjaśnień w sprawach, które mogłyby być szkodliwe dla kraju. Po powrocie mam zadzwonić do niego i wyznaczyć termin rozmowy”.

Ciąg dalszy historii zmagań Jerzego Kołątaja z SB w następnym odcinku  

[1] Wszystkie informacje o „kontroli operacyjnej” Jerzego Kołątaja pochodzą, o ile nie zaznaczono inaczej, z teczki zatytułowanej „Kwestionariusz ewidencyjny <<Błażej>>„ (IPN Kr 010/12308)

[2] Pseudonim nadany przez SB Stefanowi Pappowi, patrz wyżej (fragment tego rozdziału poświęcony Pappowi) 

ostatnio także badaniem najnowszej historii Polski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura