Edward Leśniak - ciąg dalszy
A więc znowu klapa. Nie wiedzieć czemu, ppor. Bolon w końcowych wnioskach znowu proponuje dotarcie do Leśniaka przez powiązania rodzinne, co planowano już niemal rok wcześniej (pisze, że planuje się przedsięwzięcia „przy pomocy tow. Romowicza z Wydziału III, a zmierzające do ponownego spotkania z kandydatem na t.w. W trakcie rozmowy, którą przeprowadzi pracownik nieznany kandydatowi na t.w., zaproponuje się w/wym. udzielenie określonych informacji odnośnie nadużyć w Drukarni”). Edward Leśniak lawirował, co oficerowie musieli przecież zauważyć. Dlaczego w tej sytuacji powielali stare pomysły? Wydaje się, że po nieudanej próbie zwerbowania Leśniaka „na paszport” proces „pozyskiwania kandydata” nabiera pewnej urzędniczej rutyny. Chwilami można odnieść wrażenie, że SB działa na zwolnionych obrotach – podobnie jak cały aparat państwowy tamtej doby.
Do sprawy Leśniaka powrócono w 1983 r. Być może bodźcem do działania był donos agenta umiejscowionego w SIW Znak, t.w. „Arendta”, w którym ten stwierdza, że prawdopodobnie w tym roku Edward Leśniak zastąpi Zygmunta Pawlusa na stanowisku redaktora technicznego w firmie. Można przyjąć, że ta okoliczność podziałała na SB mobilizująco: skoro Leśniak miał awansować, automatycznie wzrastała waga jego ewentualnego „pozyskania do współpracy”.
W roku 1984 sprawę Leśniaka przejmuje porucznik Elżbieta Markowska. Ton jej raportu z 10 kwietnia 1984 r. o zgodę na rozmowę z Leśniakiem w związku z jego drugim wyjazdem za granicę wskazuje, że od początku miała ona wątpliwości, czy ten „kandydat na t.w.” w ogóle rokuje. Ale spotkanie niebawem się odbyło. Leśniak złożył na nim drugie oświadczenie o zachowaniu tajemnicy (czego w 2007 r. nie pamiętał). Być może to sprawiło, że nadzieje na jego „pozyskanie” odżyły.
W notatce ze spotkania jest jeden znamienny fragment. Zapytany o kontakty w pracy Leśniak miał odpowiedzieć, że utrzymuje „kontakty koleżeńskie z osobami ze swego działu – Pawlusem, Ciepaczem, Morycem. Nie ma natomiast bezpośredniego kontaktu z pracownikami merytorycznymi, dziennikarzami itp.”. Leśniak świadomie ukrył przed Markowską swoje kontakty z dziennikarzami i redaktorami, co niżej podpisany wie z własnego doświadczenia jako pracownik SIW „Znak” w roku 1984. To świadome pominięcie jest w zgodzie z wyjaśnieniami Leśniaka z 2007 r., gdy tłumaczył swoją taktykę tak: „dużo gadać; dużo i o niczym, sprawiać wrażenie człowieka ogólnie grzecznego i nienastawionego do nich wrogo”[1].
Gdy Leśniak oddawał paszport po powrocie z zagranicy, urzędnikiem, który go odbierał, była – jakżeby inaczej – por. Ewa Markowska. W notatce służbowej z tego spotkania, sporządzonej 4 grudnia 1984 r., napisała: „Kandydat, wyrażając opinię środowiska stwierdził, że jest dla niego niezrozumiałe, iż cenzura formułuje takie zastrzeżenia wobec redakcji[2], skoro ma po prostu możliwość bieżącego kontrolowania całości przedstawianych materiałów, a każdy tekst może zostać odrzucony. Kandydat solidaryzuje się tu ze stanowiskiem redaktorów, którzy po prostu chcą pisać tak, jak myślą, jak im to dyktuje ich własne przekonanie. (...) Wykorzystując dogodną sytuację – w trakcie prowadzonej rozmowy zasugerowałam kandydatowi potrzebę dalszych kontaktów z pracownikiem Służby Bezpieczeństwa, na co «Getty» zareagował w sposób jednoznacznie negatywny, stwierdzając, że zawsze jest gotów przyjść na oficjalne wezwanie i udzielić informacji wynikających z faktu swoich kontaktów z drukarnią, sprawami wydawniczymi, poinformować o swoich wyjazdach, kontaktach zagranicznych itp. Jako wieloletni pracownik redakcji «Znak» jest ideowo związany z tym środowiskiem i chce [być] i jest wobec niego lojalny. Natomiast nieoficjalna forma kontaktów z pracownikiem Służby – tę jego lojalność stawiałaby pod znakiem zapytania. (...) Analiza całości zebranych w czasie opracowania materiałów, jak i przebieg ostatniej z «Gettym» rozmowy upoważniają mnie do sformułowania wniosku, iż pozyskanie w/wym. do współpracy zgodnie z opracowanym wcześniej planem nie jest możliwe. (...) W tej sytuacji proponuję zaprzestanie opracowania wym. w charakterze kandydata na tw. i objęcie go rozpracowaniem w ramach kwestionariusza ewidencyjnego”. Mimo to przełożony Markowskiej nalegał, aby dalej prowadzić jego „opracowanie”.
Mus to mus: porucznik Markowska kontynuowała „opracowanie”. Edward Leśniak został wezwany pod koniec kwietnia 1985 r. m.in. pod pretekstem udzielenia wyjaśnień w sprawie wycieczki-pielgrzymki do Rzymu pracowników SIW „Znak” z okazji 40-lecia „Tygodnika” oraz w sprawie włamania do samochodu Leśniaków podczas ich nieobecności w kraju. Znowu mówił ogólnikowo. Pytany o kradzież pieniędzy Ludwikowi Kubikowi, jednemu z uczestników rzymskiej eskapady, odpowiedział, że nic o tym nie wie. Podobnie stwierdził, że nic nie wie o kradzieży dokumentów Sabinie Kaczmarskiej podczas tego samego wyjazdu. Po prostu nie mówił prawdy – bo o tych niedogodnościach, jakie spotkały Kubika i Kaczmarską, wszyscy uczestnicy wycieczki wiedzieli. Zaprzeczył, jakoby coś wiedział o przywozie bezdebitowej literatury przez uczestników wycieczki – podczas gdy w tym czasie to było zachowaniem nagminnym w kręgach inteligenckich, a tym bardziej w kręgu „Tygodnika”. Nagabywany o stosunki w drukarni w kontekście zbliżających się obchodów 1 i 3 Maja (podziemna „Solidarność” organizowała wtedy demonstracje), wykpił się od odpowiedzi, mówiąc, że jako odpowiedzialny za druk „Tygodnika” utrzymuje kontakt tylko z kierownikiem zmiany. Kierownik zmiany – dodajmy – to był element ówczesnej nomenklatury. Edward Leśniak obszernie omawiał za to sprawę włamania do samochodu.
Dokończenie historii zmagań Edwarda Leśniaka z SB w następnym odcinku
[1] Relacja Edwarda Leśniaka z 29 sierpnia 2007
[2] W tym czasie głośna była próba politycznej nagonki na środowisko „Tygodnika” poprzez posłużenie się statystyką ingerencji cenzorskich. Na czele tej statystyki stały pisma SIW „Znak”. Wydaje się, że w opinii publicznej ujawnienie tej statystyki raczej wzmocniło autorytet środowiska, niż go osłabiło. Do tej sprawy prawdopodobnie nawiązuje ten fragment rozmowy z Edwardem Leśniakiem
Inne tematy w dziale Kultura