Roman.Graczyk Roman.Graczyk
192
BLOG

Rozdział czwarty - W sidłach - odcinek 35

Roman.Graczyk Roman.Graczyk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

 

 

Pozyskiwanie agentury w tym środowisku odbywało się podobnie trudno i podobnie łatwo jak w innych kręgach. SB stosowała tu podobne co gdzie indziej chwyty z dziedziny psychologicznej manipulacji i uzyskiwała podobne rezultaty. Podobne było nasycenie agenturą. Środowiska tego specjalnie nie ochroniła pod tym względem ani jego ideowa zwartość, ani ziemiańskie pochodzenie części jego uczestników, ani silne patriotyczne tradycje. Okazało się nawet, że taką ochroną może nie być bardzo dobra antykomunistyczna biografia1. Nie chodzi przy tym o to, że osoby, które albo pochodziły z ziemiaństwa, albo miały silne tradycje patriotyczne czy antykomunistyczne, koniecznie same popadały w sidła agentury. Ale o to, że – wbrew temu, czego można byłoby się spodziewać – w środowisku nie wytworzyły się mechanizmy chroniące przed popadnięciem w te sidła.

Nie jest łatwo odpowiedzieć, ilu pomocników komunistycznej tajnej policji działało w tym środowisku. Niekiedy nie jest jasne, czy daną osobę zaliczyć raczej do agentury tego, czy raczej innego środowiska. Bywa też i tak, że z powodu wielkich zniszczeń w dokumentacji mamy trudność z określeniem rzeczywistej roli danej osoby w jej kontaktach ze Służbą Bezpieczeństwa. Z tych wszystkich powodów ujęcia kwantytatywne zjawiska agentury wydają się zajęciem raczej pozbawionym sensu.

Te obiekcje nie pozwalają jednak uniknąć praktycznego problemu: o kim pisać, a o kim nie pisać w rozdziale o agenturze wokół krakowskiej części ruchu „Znak”. Opowiadam się w tej kwestii za pewną powściągliwością i zaliczam tu tylko tych, którzy współpracowali przez dłuższy czas i których donosy (lub inne formy współpracy) dotyczyły już to głównie tego środowiska, już to (w jednym przypadku) miały swoją rangę ze względu na rangę konfidenta i jego koneksji w środowisku.

Jednak mimo pełnej świadomości, że kategoryzacja rzeczywistości opisanej w archiwach byłej SB jest trudna i najeżona wątpliwościami, to jedno nie ulega wątpliwości: osoby przedstawione w tym rozdziale z całą pewnością współpracowały ze Służbą Bezpieczeństwa, w sposób świadomy i tajny inwigilując środowisko „Tygodnika Powszechnego”.

W tym sensie nadana im przez SB kategoria „tajny współpracownik” znaczy to, co potocznie rozumiemy pod tym terminem. Ale w ramach tej pojemnej kategorii znajdziemy tu różne przypadki, tak jak różni byli to ludzie.

Jedni z bohaterów tego rozdziału zostali zwerbowani do współpracy łatwo, inni z oporami, a o okolicznościach werbunku jeszcze innych nic nie wiemy. Jedni wykazywali pewne zrozumienie czy nawet sympatię dla ustroju realnego socjalizmu, inni uchodzili za jego zagorzałych wrogów; jedni brali za współpracę pieniądze, inni traktowali przysługi wyświadczane SB jako swego rodzaju misję ...

Tytuł „W sidłach” jest przemyślany: oznacza przekonanie, że ludzie współpracujący z komunistycznym aparatem represji byli w jakiś sposób osaczeni. Można nawet posunąć się do twierdzenia, że osaczeni byli także ci, którzy podjęli współpracę chętnie i bez oporów – w tym wypadku mamy do czynienia z jakimś rodzajem zniewolenia ideologicznego. A jednak niewątpliwy fakt, że pomocnicy Służby Bezpieczeństwa znajdowali się w sytuacji pośredniego czy nawet bezpośredniego przymusu, nie oznacza, że na tym aspekcie problem ich współpracy się kończy. Warto to w tym miejscu podkreślić, ponieważ wciąż dosyć popularna jest obiegowa opinia redukująca zjawisko agentury do charakterystyki realnego socjalizmu jako ustroju powszechnego zniewolenia. W tej perspektywie agentura jest tylko skutkiem zniewolenia, a agenci to tylko ofiary tamtego ustroju. W skrajnej postaci ta interpretacja powiada, że wszyscy, którzy się w PRL-u buntowali, byli narażeni na popadnięcie w agenturę, bezpieczni zaś byli tylko ci, którzy nic nie robili. Idąc tym tropem rozumowania, dochodzimy do czystej wody nonsensu, że agentura to – w gruncie rzeczy – inna twarz buntu.

Otóż przy całej empatii, jaką należy okazywać ludziom współpracującym ze Służbą Bezpieczeństwa, trzeba powiedzieć, że tego rodzaju interpretacja historii PRL-u jest głęboko myląca, a niekiedy jest świadomą manipulacją.

Studiowanie akt Bezpieki ma na celu lepsze zrozumienie polskiego komunizmu, w tym także lepsze zrozumienie pogmatwanych losów ludzi złamanych przez system. Ale ma ono także ambicję przeciwstawienia się ponawianym od wielu lat próbom relatywizowania historii.

 

 

 

 


1

To casus Wacława Dębskiego, t.w. „Erski”, żołnierza AK, skazanego na karę śmierci (zamienioną na dożywocie) w procesie WiN-u (IPN Kr 009/7132, szerzej o tym: Roman Graczyk, Tropem SB. Jak czytać teczki?, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007, s. 221-253)

 

ostatnio także badaniem najnowszej historii Polski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura