Tadeusz Nowak - c.d.
Godny uwagi jest wątek zmagań Schillera o możliwość wynagradzania Nowaka. Zasadniczo t.w. „Ares” nie godził się na wynagrodzenie za współpracę, z początku w żadnej formie. Kolejne propozycje składane mu przez Schillera odrzucał, niekiedy dość szorstko, podkreślając, że spotyka się z oficerem SB i rozmawia z nim nie jako konfident, lecz jako działacz katolicki zatroskany o dobro państwa i Kościoła. Zapewne w jego oczach przyjmowanie podarunków od SB (a tym bardziej pieniędzy) przekreślałoby ten status współpracy, do jakiego aspirował. Schiller, naturalnie, zapamiętał dobrze ten motyw i później przez wiele lat nim grał. Ale nie odstąpił łatwo od prób wręczania Nowakowi okolicznościowych upominków. Z czasem Nowak na to przystał, jak się wydaje najbardziej dlatego, że Schiller umiejętnie go podszedł, tłumacząc jakiś kolejny drobiazg osobistą sympatią. Na to Nowak był czuły i w ten sposób pękły lody. Jak zanotował Schiller podczas jednego ze spotkań w 1962 r., ponieważ „atmosfera rozmowy poprzedzającej ten fakt była dosyć swobodna t.w. nie miał możliwości odmówienia upominku. Początkowo onieśmielony bardzo mi dziękował za pamięć, gdy zaś już wychodziłem powiedział, że jest w tym wieku, że mógłby być moim ojcem i że chyba się nie pogniewam gdy mnie pocałuje, co też uczynił z tzw. <<dubeltówki>>. Był to pierwszy upominek, który w czasie swej współpracy t.w. przyjął”. Nowak był w ogóle człowiekiem sentymentalnym, łatwo się rozrzewniał i czasami okazywał to wobec otoczenia, np. w stosunku do swoich pracowników w administracji „TP”. Dlatego też całowanie Schillera „z dubeltówki” będzie się jeszcze powtarzać.
Jeśli zaś chodzi o prezenty, to początkowy rygoryzm Nowaka na tym polu znacznie się zmniejszył w latach późniejszych, szczególnie gdy Schiller odwiedzał go w latach 1973 – 1983 już jako szef SB w Nowym Sączu, przyjeżdżając w tym celu do Krakowa. W tym okresie znajdujemy w aktach sporo pokwitowań na koniaki wręczane Nowakowi podczas spotkań, a raz nawet – 7 września 1976 r. – pokwitowanie na aparat fotograficzny wręczony mu w „związku z planowanym przez t.w. <<Ares>> wyjazdem do Włoch i RFN, gdzie będzie realizował zlecone mu zadania na rzecz Służby Bezpieczeństwa”.
Nowak nie pisał osobiście donosów. W rozmowie z oficerem SB odpowiadał na jego pytania, popadając od czasu do czasu w obszerne dygresje, szczególnie gdy chciał przekazać swój punkt widzenia. Rozmawiali prawie zawsze w biurze Nowaka w gmachu filharmonii. Budynek ten przed wojną był własnością kurii, po 1945 r. został Kościołowi odebrany, ale w charakterze swego rodzaju resztówki kuria zachowała prawo użytkowania pomieszczenia, w którym urzędował Nowak. Tam przychodził do niego raz w miesiącu oficer prowadzący (od 1962 r. Józef Schiller). Ta specyfika form kontaktów z Schillerem pozwalała Nowakowi symbolicznie podkreślić, że rozmowy są czymś innym niż współpracą z SB. „Niewątpliwie chodzi mu o zachowanie osłabionego akcentu współpracy z nami, co w wypadku pójścia na lokal służbowy stałoby się wyraźne i niedyskusyjne” – skomentował to Schiller w okresowej charakterystyce „Aresa” za rok 1964.
Ponieważ Nowak nie pisał donosów ani ich nie dyktował (istniała też taka pośrednia forma) podczas spotkania, Schiller poprosił go po ok. półtora roku od pierwszych konwersacji o zgodę na ich nagrywanie. Nowak po pewnym wahaniu się zgodził. Kiedy jednak Schiller na następnym spotkaniu szykował się do włączenia magnetofonu, Nowak zaoponował: „T.w. <<Ares>> – zanotował po spotkaniu Schiller – jednak przeprosił mnie i powiedział, że obiecał mi istotnie poprzednio, że będę mógł nagrywać z nim rozmowy, lecz że byłoby mu to bardzo nie na rękę, że przemyślał tą sprawę i prosi mnie abym zrezygnował z nagrywania. Nagrana rozmowa byłaby dla niego ciążąca moralnie i pogorszyłaby jego samopoczucie”.
Nowak był kawalerem wielu odznaczeń, m.in. papieskich. Na pogrzebie abpa Baziaka w roku 1962 wystąpił w galowym stroju szambelana papieskiego. Pytany o ten tytuł przez Schillera w 1963 r. zaprzeczył, jakoby go posiadał. Być może ta niespójność informacji niepokoiła SB, bo w aktach znajdujemy prawdopodobnie próbę jej wyjaśnienia w donosie tajnego współpracownika występującego pod pseudonimem „C” (Czesława Lechickiego), który powołuje się na wywód Kazimierza Szwarcenberg-Czernego, niewątpliwie specjalisty w tej materii. Szwarcenberg-Czerny mówi Lechickiemu, że godność szambelana papieskiego jest nadawana na okres jednego pontyfikatu. Zatem Nowak mianowany szambelanem papieskim przez Jana XXIII, był nim jeszcze w roku 1962, ale stracił prawo do używania tytułu po śmierci Angelo Roncalliego. Dlaczego jednak nie przyznaje się do posiadania tytułu w rozmowie z Schillerem już w połowie maja 1963 r., a więc trzy tygodnie przed śmiercią papieża?
W każdym razie za nowego pontyfikatu Nowak uzyskał nowe odznaczenia papieskie (najpierw w 1965 r. Krzyż Szambelański i medal Pro Ecclesia et Pontificio, a w 1969 r. Order św. Sylwestra), co warto odnotować mniej ze względu na fakt sam w sobie, a bardziej ze względu na atmosferę, jaka temu towarzyszyła w środowisku „TP”, ponieważ to rzuca nieco światła na pozycję Nowaka tamże. Z opisu tych sytuacji w dossier Nowaka wynika, że dziennikarze i redaktorzy „Tygodnika” nie tylko nie doceniali tych jego wyróżnień, ale nawet sobie z niego po cichu pokpiwali. Nowak skarżył się na to Schillerowi, a ten w umiejętny sposób podsycał tę atmosferę.
Ciąg dalszy w następnym odcinku.
Inne tematy w dziale Kultura