Tadeusz Nowak był – jak powiedziano – mentalnie typem PAX-owca. Oceniał PRL jako ustrój nie tylko doskonale bezalternatywny, ale też na swój sposób odpowiedni dla Polaków. Zatem wszelki opór wobec władzy widział jako działanie w najlepszym razie bezrozumne: tak było w 1953, podobnie w 1968, nie inaczej w 1976 r. w nowej sytuacji politycznej, w której środowisko „Tygodnika Powszechnego” dokonało istotnej korekty swojego zaangażowania w życie publiczne. W notatce z jego słów po spotkaniu 19 października 1976 r. czytamy: „W Warszawie spotkałem się z opinią, że jest organizowana pomoc dla robotników, którzy nie zostali przyjęci do pracy po wydarzeniach w Radomiu i Ursusie
[1]. To jest według mojej opinii akcja niesłuszna i pozbawiona logiki. Nie można pomagać tym, którzy nie rozumieją realiów naszego życia i poddają się żywiołom”. „Tygodnik” zmieniał pozycję polityczną, Nowak – nie.
Był też jednak Tadeusz Nowak gorliwym i zaangażowanym w życie Kościoła katolikiem. Te dwie racje – afirmacji PRL-u i afirmacji katolicyzmu – łączył w ten sposób, że próbował pośredniczyć między tymi rzeczywistościami. W tamtej epoce próbowało tego wielu. Nowak angażował się w tę „misję” jawnie i to było dla wszystkich oczywiste – taki wybór. Nie było wtedy wiadome, że działał na tym polu z inspiracji Służby Bezpieczeństwa – chociaż niektórzy to podejrzewali
[2]. W każdym razie Nowak cały czas zachowywał przekonanie o sobie jako o autentycznym działaczu katolickim. Schiller ujął to krótko w jednej z charakterystyk t.w. „Aresa”: „Nie traktuje siebie jako źródła informacji Służby Bezpieczeństwa, lecz jako działacza katolickiego. Kieruje się racjami dobra narodu – co w jego pojęciu oznacza m/in rozwiązywanie na drodze dialogu spraw kościół – państwo w naszym kraju, a nie na drodze konfliktów. Ten element decyduje o charakterze kontaktu t.w. <<Ares>> ze Służbą Bezp.”.
Na tym przykładzie widać dobrze, jak Służba Bezpieczeństwa potrafiła ustawić profil współpracy, by unikając wrażenia przymusu czy choćby psychicznego dyskomfortu, jak najpełniej wykorzystać indywidualne możliwości i temperament swoich współpracowników.
Temat tej pracy wyklucza solidne streszczenie dossier t.w. „Aresa” pod kątem spraw czysto kościelnych, ale nie sposób ich całkiem pominąć. Po pierwsze dlatego, że Nowak-kurialista to ta sama osoba co Nowak-dyrektor „TP”. Po wtóre, i to wydaje się ważniejsze, jego wiarygodność i miarodajność prezentowanych przez niego opinii brała się po trosze stąd, że w jakiś sposób stał za nim autorytet „Tygodnika Powszechnego”.
Wspomniano już wyżej o niektórych sprawach kościelnych, w które zaangażowany był Nowak. Jego działanie w tym zakresie było znacznie bogatsze i, w przekonaniu piszącego te słowa, dużo ważniejsze niż współpraca w zakresie „Tygodnika Powszechnego”. Wprawdzie oficerowie prowadzący niejednokrotnie podkreślali, że Nowak mówi więcej i chętniej o „Tygodniku” niż o kurii, ale w rzeczywistości realna waga tych dwóch aspektów jego współpracy układa się odwrotnie. Stało się tak być może dlatego, że o ile w „Tygodniku” Nowak nie był dopuszczany do omawiania najważniejszych spraw, o tyle w kurii w pewnym stopniu – tak. Wyjaśnijmy to.
Nowak był cenionym finansistą. Uporządkował sprawy finansowe kurii już na początku rządów biskupich Karola Wojtyły. Doprowadził do sytuacji niespotykanej wtedy w innych diecezjach, iż kuria stopniowo pozbyła się zaległości podatkowych, po czym regulowała swoje zobowiązania fiskalne na bieżąco. Dodajmy jednak, że to z inspiracji Służby Bezpieczeństwa Nowak przekonał kurię krakowską do prowadzenia ksiąg inwentarzowych, które to księgi były instrumentem kontroli władz na finansami Kościoła i jako takie budziły opór części kleru. W każdym razie Nowak był niewątpliwie fachowcem. Niejednokrotnie umiał skutecznie doradzić, jak rozwiązać taki czy inny problem z zakresu swej kompetencji – zawsze w duchu dogadywania się z władzami, ale też w poszanowaniu żywotnych interesów Kościoła. W tym charakterze bywał konsultantem finansowym rządców innych diecezji oraz – od lat 70. – członkiem komisji prawnej Episkopatu Polski. Wielokrotnie był wzywany do Warszawy w sprawach pilnych przez bpa Bronisława Dąbrowskiego (sekretarza Episkopatu), a nawet przez samego kardynała Wyszyńskiego. Jednym słowem, był człowiekiem jeśli nie niezastąpionym, to na pewno trudno zastępowalnym. I jako taki zaczął od pewnego momentu (mniej więcej od 1962 r., kiedy to przyczynił się do pozytywnego rozwiązania sporu o budynek seminarium krakowskiego) być konsultowany przez kurialistów, a także przez samego ordynariusza, również w sprawach, które wykraczały poza jego zawodowe obowiązki. Był czynnym członkiem katolickiego laikatu i z upływem lat zdobył sobie w tych kręgach poważną pozycję.
Po pozytywnym rozwiązaniu sporu o seminarium Schiller napisał po spotkaniu w listopadzie 1962 r.: „Z uwagi na aktywne włączenie się t.w. w sprawę załatwienia honorowego dla obu stron konfliktu o seminarium, wyraziłem mu w imieniu kierownictwa naszej służby uznanie. T.w. był z tego bardzo zadowolony i okazał gotowość współdziałania z nami przy załatwianiu spraw poważniejszych jakie mogą wyniknąć między lokalnymi władzami, a hierarchią kościelną. Wykluczył drobniejsze problemy”.
Tadeusz Nowak został w ten sposób utwierdzony w swojej zakulisowej roli działacza i budowniczego konsensusu. Jego reakcja na słowa Schillera pokazuje zarazem, że cenił się w tej roli wysoko.