Jeśli zaś chodzi o „Tygodnik”, to oprócz informowania SB o wewnętrznej sytuacji pisma (pod wieloma względami: oczywiście finansów, ale też napięć między poszczególnymi osobami, linii politycznej pisma, jego zamiarów na przyszłość etc.) Nowak był dla SB ważny przede wszystkim jako agent wpływu. Zaczynał jednak od prostego informowania.
Z Schillerem chyba od razu przypadli sobie do gustu, bo już na „spotkaniu zapoznawczym”, które odbyło się 10 stycznia 1962 r., od razu przeszli do rzeczy: „starzy” i „młodzi” w redakcji „TP”, podstawy finansowe pisma, plany wydawnicze Kisiela, wystawa Stefana Pappa, obowiązki pracownicze Haliny Żulińskiej.
W 1962 r. odbył się w krakowskim KIK-u odczyt prof. Adama Krzyżanowskiego na temat gospodarki socjalistycznej – który wywołał polityczny skandal. Była już o tym mowa w rozdziale pierwszym. Tu pokażemy jaką role odegrał w tej sprawie Nowak. Schiller zanotował w uwagach po spotkaniu 11 czerwca 1962 r.: „Poinformowałem t.w. o wrogich wystąpieniach prof. Krzyżanowskiego w Klubie Inteligencji Katolickiej i wyraziłem wobec niego naszą dezaprobatę wobec tego rodzaju faktów. T.w. po powrocie Turowicza do kraju przeprowadzi z nim na ten temat rozmowę i wysunie sugestię, że w działalności KIK-u pojawiają się elementy awanturnicze, szkodliwe dla stowarzyszenia. Przyczyną tego jest Bugajski, który nie umie kierować Klubem[1], jest zbyt małym politykiem, aby sprostać temu zadaniu. Naraża Klub na represje i stwarza sytuacje prowokujące nieporozumienia między władzami a katolikami, co jest w obecnej chwili niesłuszne. (…) T.w. będzie sugerował odsunięcie Bugajskiego od działalności klubowej”. Miesiąc później, po spotkaniu 10 lipca 1962 r. zanotował: „T.w. poinformował Turowicza o sytuacji w Klubie Int. Katolickiej, a szczególnie o nieodpowiedzialnych poczynaniach (np. odczyt Krzyżanowskiego) (…). Wysunął również sugestię, że aktualny zarząd KIK-u nie potrafi umiejętnie prowadzić działalności stowarzyszenia. Podkreślona została przy tym osoba Bugajskiego jako tego, który w KIK-u ma obecnie najwięcej do powiedzenia i wykorzystuje swoją pozycję niewłaściwie. Turowicz oświadczył, że przy wyborach w jesieni trzeba będzie dobrać zarząd taki jak należy. (…) Turowicz obiecał omówić tą sprawę jeszcze ze Stommą. Zdaniem t.w. ani Stomma, ani Turowicz oficjalnie nie będą chcieli eliminować Bugajskiego z Zarządu, tym bardziej, że istotnie wkłada dużo pracy w poczynania stowarzyszenia. Jest przekonany, że raczej <<pouczą>> go jak winien pracować”.
Jak z powyższego widać, Tadeusz Nowak wykonywał sugestie Schillera. Trudno byłoby założyć, że systematycznie okłamywał Schillera. Trudno to założyć choćby dlatego, że środowiskowa opinia przez lata traktowała Nowaka jako człowieka nader uległego wobec władz – zatem ta opinia pośrednio potwierdza treść donosów pod tym względem.
Studiując dossier Nowaka, z łatwością dostrzeże się tam ślady (widoczne i u innych długoletnich tajnych współpracowników z kręgu „TP”) rozgrywania przez policję polityczną różnicy zdań między Prymasem Polski a arcybiskupem krakowskim i – wtórnie – powstałą na tym tle różnicę zdań między redaktorami „Tygodnika” a abpem Karolem Wojtyłą. Oto kilka wymownych przykładów.
Notatka ze słów tajnego współpracownika „Ares”, sporządzona po spotkaniu odbytym 10 stycznia 1964 r.: „Większość kurialistów jak również redaktorów <<Tygodnika Powszechnego>> jest przekonana, że kard. Wyszyński specjalnie <<stopuje>> objęcie przez Wojtyłę stanowiska ordynariusza. Jego życzeniem jest przysłać do Krakowa ks. Fedorowicza z Lasek k/ Warszawy. Wyszyński obawia się bowiem szybkiego wzrostu autorytetu i pozycji bp. Wojtyły po jego nominacji wśród członków episkopatu. Bp. Wojtyła uważany jest za człowieka inteligentnego, otwartego, giętkiego, który potrafi się przyznać do pomyłek, ale który również widzi i umie odróżnić problemy wielkie od małych i dla osiągnięcia większych celów potrafi zrezygnować z małych. Z tego typu postawą na pewno nie wahałby się w interesie kościoła rozpocząć dialogu z władzami, czego próbki zresztą już pokazał. (…) Giętka postawa Wojtyły mogłaby w przyszłości zmusić Wyszyńskiego do zmiany frontu lub wykazać, że kardynał popełnia błędy zasadnicze. Tego się obawia i to mu przeszkadza, aby Wojtyłę mianował”[2]. Mamy tu do czynienia, podobnie jak w donosach Czesława Lechickiego czy Sabiny Kaczmarskiej, z obrazem młodego biskupa Wojtyły jako człowieka usposobionego raczej koncyliacyjnie w stosunku do komunistów. To koresponduje z przekazami z innych źródeł. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że zgoda władz politycznych na nominację Wojtyły miała za podstawę takie właśnie oceny dostarczane przez Służbę Bezpieczeństwa. Nie były to oceny fałszywe, a mimo to zgoda na tę nominację okazała się po latach – z perspektywy PZPR – fatalnym błędem. Ten przykład każe wystrzegać się wiary we wszechwładzę i wszechwiedzę służb specjalnych – nawet w ustroju totalitarnym. Bo chociaż SB trafnie oceniała postawę Wojtyły we wczesnych latach 60., to nie zgłębiła do końca jego sylwetki intelektualnej. A Wojtyła miał zacięcie intelektualisty i kiedy – wprawdzie nieco później – zainteresował się systemem marksistowskim, doszedł do wniosku, że jest on radykalnie sprzeczny z chrześcijańską antropologią. Ale wtedy było już za późno.
Notatka ze słów tajnego współpracownika „Ares”, sporządzona na spotkaniu 10 lutego 1964 r., a dotycząca „rzymskiej opinii Stommy”: „Bp. Choromański[3]powiedział, że <<memoriałem>> <<Znakowcy>> wystawili prymasa do wiatru. Absolutnie nie wierzy on w tłumaczenie Stommy, że dokument przypadkowo dotarł do Watykanu i że <<opinia>> nie została celowo po to opracowana. Tłumaczenie takie może przyjąć kardynał ze względów taktycznych, jednak jest pewne, że tego typu polityk co Stomma, wiedział co robi. Czterodniowy wyjazd ze szczegółowo opracowanym dokumentem, <<zgubiony>> za granicą i przekazany do adresata dokument, to fakty tak wyraźne, że trudno popełnić pomyłkę. Dokument został na pewno uzgodniony z władzami i Stomma wyjechał za granicę właśnie po to, aby go przekazać. (…) Osobiście jestem przekonany, że Stomma wyjechał przekazać uzgodniony w kraju dokument. Dowodem tego może być bardzo przychylne potraktowanie planu wydawniczego <<Znaku>> na rok 1964. <<Znak> otrzymał zgodę na druk 14 pozycji książkowych. W ubiegłym roku w trakcie początkowych pertraktacji wydawniczych wydawnictwo otrzymało zgodę na druk tylko trzech książek, później zaś ośmiu. (Ostatecznie wydano jednak w 1963 r. dwanaście pozycji)”. Zarówno interpretacja bpa Choromańskiego, bądź co bądź, osoby bardzo dobrze zorientowanej, jak i samego Nowaka, zadają kłam tłumaczeniom tego incydentu upowszechnianym w 1964 r. przez liderów środowiska. Znamienne zresztą, że sprawa „rzymskiej opinii Stommy” później nie była przypominana w tych kręgach[4].
Notatka ze słów tajnego współpracownika „Ares”, sporządzona na spotkaniu 10 października 1967 r., na temat odmowy wyjazdu na Synod Biskupów przez kard. Wojtyłę jako gest solidarności z Prymasem, któremu odmówiono paszportu: „Wyjście <<z honorem>> ze sprawy próbował wskazać ks. Bardecki. Jego zdaniem gest solidarności wyrażany przez Wojtyłę i innych biskupów z delegacji na Synod powinien zadowolić Wyszyńskiego. Wyszyński publicznie powinien nakazać udział w Synodzie biskupom mimo, że sam pozostałby w kraju. Ks. Bardecki rozmawiał na ten temat z Wojtyłą i sugerował mu powyższe rozwiązanie. Jednak bez rezultatu. Wśród księży w kurii b. mało mówi się na powyższy temat. Wszyscy, nawet Kuczkowski dają odpowiedzi wymijające. Ks. Pieronek zaś i Marszowski bezpośrednio zainteresowani wyjazdem w ogóle milczą. Trudno im zresztą inaczej się zachować. Jechać do Rzymu by chcieli, wyjazd zaś ich zależy od kard. Wojtyły. Zarzuca mu się zbytnią uległość wobec Wyszyńskiego i przecenianie potrzeby manifestowania solidarności z prymasem. Od chwili otrzymania biretu kardynalskiego Wojtyła kilkakrotnie wygłaszał hołdownicze przemówienia w stosunku do Wyszyńskiego. (…) Dla Wojtyły winno być problemem działanie, przystosowywanie kościoła do warunków w jakich wypadło mu działać, a nie ciągłe mówienie, że jest razem z Wyszyńskim. Osobiście jestem przekonany, że Wojtyła awansując tak bardzo szybko nie może wykorzystać i wyegzekwować przysługującej mu władzy, po prostu nie widzi wszystkich swoich możliwości. Jest z nim podobnie jak z kapralem, który został niespodziewanie mianowany oficerem. Zakres jego władzy i kompetencji został b. poważnie powiększony. Kapral przyzwyczajony do dowodzenia drużyną gubi się. Jego dotychczasowe metody i sposoby postępowania są już nieadekwatne do nowej sytuacji. Dostrzega to i widzi potrzebę zmian, nie wie jednak jeszcze jak i co ma robić. Lepiej więc nie wychylać się z własnymi sądami”. Tu z kolei widzimy, analogicznie jak w donosach Sabiny Kaczmarskiej, silne oczekiwanie wobec Wojtyły, że ten zdystansuje się od Wyszyńskiego. Z pewnością, w jakimś stopniu ta postawa była podsycana przez SB, ale pierwotnie była autentyczna. Nowak, ale także (jak zobaczymy po donosach Sabiny Kaczmarskiej) redaktorzy „Tygodnika” autentycznie zarzucali Wojtyle uległość wobec Wyszyńskiego. Stwierdzenie, że ta postawa niezmiernie wprost cieszyła łapsów z SB, nie zamyka, rzecz jasna, dyskusji. Były przecież powody, żeby się na styl duszpasterski Prymasa zżymać. Dziś jednak nie ma żadnego dobrego powodu, by o tym milczeć.