Roman.Graczyk Roman.Graczyk
445
BLOG

Rozdział czwarty: W sidłach - odcinek 48

Roman.Graczyk Roman.Graczyk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Kazimierz Szwarcenberg-Czerny - cd.

 Od czerwca 1963 r. Szwarcenberg-Czerny brał co miesiąc wynagrodzenie za współpracę. Niecały rok później Schiller oceniał, że systematyczne „wynagradzanie t. w. w sposób zasadniczy wpłynęło na jego związek z naszą służbą. Zadania wykonuje sumiennie, jest obowiązkowy i punktualny. Mówi wszystko co wie (w okresie poprzednim nie chciał wymieniać nazwisk osób, od których zasłyszał określone informacje).

Po 1956 r. jego źródłem informacji o sytuacji wewnątrz „Tygodnika” był niemal wyłącznie Tadeusz Myślik. Ten niezobowiązująco, ale – jak się zdaje – dość regularnie konwersował ze swoim dużo starszym znajomym, a on przekazywał te informacje Bezpiece. Był też Szwarcenberg-Czerny uważnym czytelnikiem „Tygodnika” i potrafił oficerom SB sporo wytłumaczyć ze specyfiki tego nurtu ideowego polskiego katolicyzmu na tle innych środowisk katolickich – tu był niewątpliwie fachowy. Wydaje się, że szczególnie cenione były jego analizy dotyczące kwestii, w których zaangażowane było prawo kanoniczne.

Schiller jednak chciał go „zagospodarować” jeszcze bardziej ambitnie. Przy udziale t.w. „Kace” przygotowane zostały trzy akcje specjalne przeciwko „Tygodnikowi”. Uprzedzając fakty, powiedzmy od razu, że żadna nie wypaliła.

W maju 1963 r. Schiller zaproponował Szwarcenberg-Czernemu systematyczne pisanie recenzji „Tygodnika Powszechnego”, „a szczególnie poważniejszych artykułów ideowo-politycznych z punktu widzenia polemiki z wysuwanymi w nich tezami i poglądami”. Nadto zaproponował mu pisanie tekstów, które następnie byłyby podsuwane do druku „Tygodnikowi”: „W wypadkach szczególnych t. w. mógłby pisać nawet artykuły, oczywiście oddając nam ich autorstwo (umieszczenie ich pod pseudonimem nie konspirowało by należycie t. w.)”.

Gdy chodzi o recenzje dla potrzeb SB, sprawa jest prosta. Nie jest natomiast jasne, jak Schiller wyobrażał sobie suflowanie konkretnych artykułów „Tygodnikowi”. Sformułowanie, że „t.w. oddawałby autorstwo” tych artykułów SB, znaczy chyba tyle, że Szwarcenberg-Czerny przygotowywałby tekst, któremu ostateczny kształt nadawałaby SB, i dopiero taki tekst byłby w jakiś sposób „kierowany do redakcji”. Problem w tym, jak by się to dało przeprowadzić.

    Wydaje się to przedsięwzięciem karkołomnym. Wysłanie takiego artykułu pocztą do redakcji i podpisanie go pseudonimem nie gwarantowało sukcesu, bo redakcja znana była ze swego ekskluzywizmu i raczej nie miała zwyczaju drukować tekstów nieznanych sobie autorów (szczególnie na ważkie politycznie tematy, a tylko wtedy całe przedsięwzięcie miałoby sens). Co trudniejsze, jak w takim artykule przemycić „słuszne” treści? Ostatecznie o druku tekstów decydowała redakcja. Mimo cenzury i innych ograniczeń (omówionych w rozdziale drugim) ostatnie słowo należało do Jerzego Turowicza lub osób wyznaczonych przez niego. Wydaje się, że coś takiego mogłoby się udać jedynie w przypadku, gdyby SB miała „swojego człowieka” w ścisłym kierownictwie, a i to nie na pewno. Bo przecież taki agent wpływu musiałby przekonać pozostałych członków kierownictwa pisma, że ten – nazwijmy go: prorządowy – tekst należy publikować. Nie byłoby to proste.

W aktach Szwarcenberg-Czernego znajduje się maszynopis artykułu, który prawdopodobnie miał być w ten właśnie sposób podrzucony „Tygodnikowi”. Jego tytuł brzmi Kościół na rozdrożu czy na przełomie?. Jest to tekst pisany po śmierci Jana XXIII, ale jeszcze przed wyborem jego następcy. Autor (niepodpisany) wykazuje szczególną rolę zmarłego papieża w historii papiestwa, podkreślając zwłaszcza jego otwarcie na świat. Autor nie formułuje tego wprost, ale wyraźnie daje do zrozumienia, że chodzi o bardziej wyrozumiałe spojrzenie na komunizm. Kończy tezą, że przyszłość Kościoła w znacznej mierze zależy od tego, czy następca Jana XXIII będzie kontynuował jego politykę otwarcia: Cała ludzkość pragnie dzisiaj korzystać z dobra pokoju, owoców postępu, z perspektyw lepszego jutra świata zarysowanego w polityce Jana XXIII. Odejście od nich «in minus» byłoby ciężkim zawodem, pociągającym za sobą nieuchronnie następstwa szkodliwe dla Kościoła, szkodliwe dla chrześcijaństwa, szkodliwe dla tych wszystkich, którzy w postępie ludzkości pragną widzieć nie tylko osiągnięcie techniczne ale i wzlot ku wiekuistym wielkim ideałom. Gra idzie tutaj o tak wielkie stawki, że spodziewać się należy, iż nowy Papież z całym męstwem i zrozumieniem istotnych wartości i ryzyk [tak w oryginale, archaizm – RG] pójdzie jako kontynuator linji [j.w. – RG] Jana XXIII (a poniekąd i Piusa XII) w kierunku dostosowania Kościoła, jego urządzeń i jego polityki do potrzeb czasu a zatym [j. w. – RG] i postępu.

Taki tekst nie ukazał się w „Tygodniku” pomiędzy 3 czerwca (dzień śmierci Jana XXIII) a 20 października 1963 r. (na początku tego miesiąca rozpoczęła się druga sesja Soboru, zwołana już przez Pawła VI). Należy więc przyjąć, że intryga się nie powiodła, chociaż wyrażone w tym tekście poglądy korespondowały z ówczesnymi poglądami liderów „TP”. Nie wiemy, czy i w jaki sposób artykuł trafił w ręce redaktorów „Tygodnika”. Wydaje się jednak, że gdyby przyszło im decydować o losie takiego tekstu, raczej nie przyjęliby go do druku, choćby tylko z jednego powodu: z powodu ambicji autora, by w ten sposób doradzać Kolegium Kardynalskiemu. Coś takiego raczej nie leżało w stylu „Tygodnika”.

Dokończenie historii współpracy Kazimierza Szwarcenberg-Czernego z SB w następnym odcinku

ostatnio także badaniem najnowszej historii Polski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura