Praski Zamek, siedziba prezydenta, foto autor
Praski Zamek, siedziba prezydenta, foto autor
cepol cepol
134
BLOG

Rekordowe wybory

cepol cepol Polityka Obserwuj notkę 9
Wybory prezydenckie w Czechach są bardzo widowiskowe, acz mało istotne, ale ich znaczenie symboliczne jest wielkie.


W piątek i sobotę odbyła się w Czechach pierwsza tura elekcji głowy państwa. Od 2013 r. są to wybory bezpośrednie, wcześniej prezydenta wybierało Zgromadzenie Narodowe, połączone izby parlamentu. W trzeciej elekcji czwartego prezydenta w nowoczesnej historii Czech odnotowano aż pięć rekordów, należą do nich:

- najmniejsza różnica pomiędzy zwycięzcami – odstęp drugiego Andreja Babiša od Petra Pavla, który wygrał to jedynie 0,4 proc. (ok. 23 000 oddanych głosów)

- największa frekwencja – 68 proc. (dotyczy wyborów prez.) – większą frekwencję miały tylko wybory do Izby Poselskiej w 90. latach (wówczas 76 i 74 proc.)

- Pavlovi udało się w jednym województwie uzyskać ponad 50 proc. wynik (dotyczy Pragi, 51 proc.), co dotąd w tego typu elekcji nikt nie osiągnął

- Najwięcej głosów nieważnych – 44 227, dotąd rekord wynosił 29 tys. głosów (2018 r. tura pierwsza)

- Po raz pierwszy jeden z kandydatów dopuszczony do wyborów zrezygnował – chodzi o szefa największych związków zawodowych J. Středulę.-

Tyle o rekordach, przyjrzyjmy się teraz bardziej szczegółowo temu, co nad Wełtawą właściwie zaszło.

Fakty – spośród 8 kandydatów elektorat wyłonił dwóch awansujących do drugiej tury, która odbędzie się za dwa tygodnie.

Są to:

generał Petr Pavel (62 lata), kandydat obywatelski, popierany przez część partii obecnej koalicji rządzącej, wojskowy w rezerwie.

Inż. Andrej Babiš (68 lat), kandydat opozycyjnego ruchu ANO, były premier i min. finansów. Przedsiębiorca (oligarcha) zajmujący się od ponad 10 lat polityką.

Na obu zagłosowało prawie 2 mil. wyborców, znacząco wyprzedzili resztę, czego nie uchwyciły żadne sondaże robione przed wyborami. W ogóle sondaże, nie po raz pierwszy zresztą, okazały się mocno odchylone od rzeczywistości – wygranych nie doszacowały, przegranych (głównie trzecią D.Nerudovą) przeszacowały.

image

Obaj prezentują co prawda jakiś program polityczny, ale w zasadzie nie jest to zbyt istotny czynnik tej kampanii, ponieważ kompetencje prezydenckie są tradycyjnie w Czechach stosunkowo małe, znaczenie jest raczej symboliczne, konstytucyjnie czeska głowa państwa należy do tych „słabych” przynajmniej z formalnego punktu widzenia. Niemniej faktyczna władza głowy państwa w następstwie tradycji politycznej jest nieco większa, ponieważ – ujmując to krótko – politycy wykonujący tę funkcję dotychczas (Havel, Klaus, Zeman) byli rzeczywistymi mężami stanu i bardzo wyrazistymi osobistościami politycznymi z niemałym autorytetem. Nie bez znaczenia jest także ulokowanie urzędu na Zamku Praskim, co jest wraz z imponująca katedrą św. Wita potężny symbol tożsamościowy Czech, była siedziba królów, lokalizacja z mocną symboliką historyczną i estetyczną.

Dlatego też taka wysoka frekwencja, ponieważ ten symbol przebija wszystko inne w czeskiej polityce, wybory te są dla obywateli najbardziej czytelne i najłatwiejsze co do podejmowanych decyzji.

Po 33 latach od przewrotu listopadowego (tzw. Rewolucji Aksamitnej w 1989 r.) doszło do niebywałego zjawiska, też pod pewnym względem rekordowego, ale w innym ujęciu. Dotychczasowe głowy państwa czeskiego (i czechosłowackiego od grudnia 89) to politycy biorący czynny udział w przemianie ustrojowej, politycy związani z przejściem od totalitarnego systemu do demokracji. Dochodzi zatem do naturalnej zmiany pokoleniowej, ale tej towarzyszy pewien nieprzyjemny zgrzyt. W tym wypadku zmiana ta przynosi coś gorszego od poprzedniego stanu. Podczas gdy trójka dotychczasowych prezydentów miała dosyć klarowny stosunek do partii komunistycznej (Havel nie był członkiem partii, Klaus nie był, Zeman był tylko dwa lata w okresie 1968-1970 i został z partii wyrzucony za „prawicowe poglądy”), tegoroczni pretendenci do zamieszkania na Zamku Praskim byli aktywnymi członkami Partii Komunistycznej aż do 1989 r. Jeden z nich był nawet przewodniczącym organizacji zakładowej (w jednostce wojskowej). Obaj co prawda odżegnują się od swej przeszłości nazywając ją błędem i niejednokrotnie za to przeprosili, ale już to pokazuje, że to karta życiorysu, która im chwały nie przynosi. Ale u obu jest jeszcze ciekawszy element przeszłości – jeden i drugi byli bowiem związani z komunistycznymi służbami specjalnymi. Generał Pavel od 1988 r. był kursantem szkoły szpiegowskiej wojskowego wywiadu przy Sztabie Generalnym czechosłowackiej Armii Ludowej (był to odpowiednik sowieckiego GRU), kurs ukończył po trzech latach już w nowych warunkach politycznych i przez jakiś czas pracował dla wywiadu wojskowego. Andrej Babiš natomiast był od 1982 r. zarejestrowany jako agent tajnej policji StB. I od tej sprawy każdy z nich na swój sposób ucieka. Pavel najpierw w ogóle nie chciał przyznać, że miał cokolwiek wspólnego z czechosłowackim GRU, później twierdził, że chodziło o kurs zwiadowców wojska spadochronowego, następnie jego narracja brzmiała, że chodziło o dyplomację wojskową, ale dokumenty archiwalne oraz świadectwa uczestników kursu pokazały, że za każdym razem kłamał – było to przygotowanie szpiegowskie przeciwko krajom NATO. Z kolei Andrej Babiš przekonuje, iż żadnym agentem nie był, że to nieprawda i od 10 lat bezskutecznie stara się sądowo oczyścić.

Pavel i Babiš naturalnie podkreślają swoje dokonania w warunkach demokratycznych i obaj mają się czym pochwalić, na czym zbudować swoją „narrację”. Pavel był w państwie demokratycznym w służbie wywiadowczej (odpowiednik WSI), brał udział w misji pokojowej w byłej Jugosławii (gdzie miał uratować życie jednostce żołnierzy francuskich), w XXI wieku był naczelnikiem sztabu generalnego armii czeskiej i w latach 2015-2018 wykonywał funkcję przewodniczącego Komitetu wojskowego NATO w Brukseli. Właśnie brukselski etap jego życia jest w kampanii wyborczej Pavla mocno podkreślany, ponieważ do tej wysokiej funkcji NATO zasiadł jako pierwszy przedstawiciel z państw byłego Układu Warszawskiego. Pavel jest po rozwodzie, obecnie ma drugą małżonkę.

Andrej Babiš w czasach komunistycznych pracował w przedsiębiorstwie handlu zagranicznego, w tym także na placówce w Maroku. Po przewrocie, mimo że Słowak, zaczął budować firmę Agrofert, z początku jako filię przedsiębiorstwa handlu zagranicznego, w którym pracował. W cudowny sposób nabył majątek, dzięki któremu z biegiem czasu wybudował olbrzymi holding zatrudniający w Czechach ok. 40 000 osób (ponad 250 firm, przemysł spożywczy, nawozy sztuczne, media i inne gałęzie). W 2011 roku założył ruch ANO mający walczyć z korupcją. Od r. 2014 był ministrem finansów, w 2017 r. po wygranych wyborach został premierem. Babiš jest po rozwodzie, obecnie ma drugą małżonkę.

Programowo się obaj kandydaci różnią, ale jak już wskazałem, to nie jest zbyt istotne, ważne jest to, iż Pavel zapowiada, że nie będzie przeszkadzał obecnemu rządowi, że chce z nim konstruktywnie współpracować, natomiast Babiš jako lider najsilniejszej partii opozycyjnej głośno i mocno krytykuje poczynania władzy, co zamierza robić i jako głowa państwa, gdyż jego misją jest „pomaganie ludziom”, jak twierdzi.

Dziwnym elementem tych wyborów jest również i to, że obecna koalicja rządowa (tworzy ją pięć partii od lewoliberalnej i najsłabszej partii pirackiej aż po prawicową Obywatelską Partie Demokratyczną na czele z premierem Fialą) nie była w stanie wyłonić własnego jednego kandydata. Skończyło się na tym, że rząd ogłosił poparcie dla kilku (trzech – czterech) kandydatów, wśród których był i Petr Pavel.

Według obliczeń faworytem głosowania w drugiej turze jest niezaprzeczalnie generał. Może on bez większych kłopotów uzyskać wsparcie od prawie wszystkich wyborców głosujących na kandydatów, którym się nie udało. Czyli ma do dyspozycji ok. 1 mil. potencjalnych głosów, natomiast rezerwa Babiša (uwzględniając aktywnych wyborców) jest na poziomie 250 000 – tyle zagłosowało na drugiego jednoznacznie z opozycją związanego kandydata J.Baštę. Według analiz generał wygrał w dużych miastach (młodzi, piękni i wykształceni, w Czechach się to nazywa „obóz prawdy i miłości” w nawiązaniu do sloganów Havla)), podczas gdy inżynier w małych miasteczkach i na wsi, co oznacza, że Babiš przejął elektorat Miloša Zemana, czyli jak się to mówi „biednych i sfrustrowanych“ a także – acz to absurdalne – elektorat zorientowany bardziej patriotycznie. Absurd polega na tym, że Babiš to Słowak nie znający nic z czeskiej historii czy kultury. Emeryci w Czechach go uwielbiają, bo on jako premier zagwarantował im duże podwyżki emerytur (przy okazji, w czasach covidu, totalnie rozwalił budżet, ale to zdarzyło się właściwie w całej Europie…). Babiš próbuje wykorzystać jeszcze jeden istotny czynnik – powołując się na swoje relacje z różnymi politykami światowymi (przyjaźń z Macronem, Erdoganem, Orbanem itd.) twierdzi, że jest w stanie zainicjować wielką konferencję pokojową i sprawić, by wojna na Ukrainie skończyła się. Konferencja odbyła by się naturalnie na Praskim Zamku. Babiš, szczególnie gdy jest w emocjach, mówi długo i bezskładnie, zazwyczaj na końcu zdania zaprzecza temu, co było na początku wypowiedzi. Co gorsza, gdy się zdenerwuje, mówi jakimś miksem czeskiego i słowackiego języka. Jego polityka polega na tym, że każdego dnia twierdzi co innego, deklaracje to jedno, czyny drugie. Nie ma żadnej orientacji wartościowej, nie czyta książek, nie słucha opinii innych, jest to pragmatyczny praktyk.

Generał jest zaprzeczeniem Babiša, jego wypowiedzi cechują się niezwykłą zwięzłością, trudno z niego wydobyć dłuższe zdanie mające więcej niż pięć wyrazów. Z jednej strony to sympatyczne – w konfrontacji z gadającymi głowami wszystko wiedzących polityków jego podejście jest ożywcze, ale z drugiej strony jest pewien niedosyt. Z jego krótkich wypowiedzi nie wynika jasno, jakie ma poglądy, są to zazwyczaj dosyć banalne i pozbawione głębszych treści komunikaty, z których trudno odczytać, jakie jest ich tło, co za nimi stoi.

Generał to typ milczka, na którego twarzy zazwyczaj nie widać żadnych emocji, u Babiša jako typa cholerycznego aż psychopatycznego od razu widać, co kryje się wewnątrz.

Z powyższego wynika, że następne dwa tygodnie intensywnej kampanii wyborczej będą bardzo żywe, by nie rzec brutalne. Dla dziennikarzy gratka, dla zwykłych obywateli … nie wiem, ale jak wskazuje frekwencja w pierwszej turze – jest to widowisko wciągające i aktywizujące wyborców.

Vl.Petrilákimage


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj9 Obserwuj notkę
cepol
O mnie cepol

Czechy i Polska, osobno i razem, https://cepol.pl Działania wywiadu komunistycznej Czechosłowacji w latach 50 -80 XX wieku, szczególnie w Ameryce Łacińskiej.  Czasami można mnie usłyszeć w Radio Wnet albo nawet zobaczyć i usłyszeć u Witolda Gadowskiego. 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka