Kiedy pisałem wczoraj, że Marta Kaczyńska się doigrała, miałem na myśli spodziewaną falę ataków, którą za chwilę zaserwuje salon rodzinie poległego Prezydenta. Nie chodzi tylko o J. Kaczyńskiego, który z racji swej aktywności politycznej zdążył się przyzwyczaić (uodpornić) na tego rodzaju działania; grom cierpień spotka przede wszystkim Panią Martę i Panią Jadwigę. Najmowani cyngle nie mają litości; wybierają najczulsze punkty i wbijają szpileczki.
Wczoraj na czołówkach wszystkich "poważnych portali" królowały znaczące leady: "Marta Kaczyńska to ignorantka, skompromitowała się ogromnie", "Mąż córki L. Kaczyńskiego robi biznesy z bandytami", etc.
Wiedziałem, że nie poprzestaną. Że im bliżej wyborów, tym ciosów będzie więcej, ciosów haniebnych, wszystkie poniżej pasa.
Dziś kolejny. Szarżują klasycy - diaboliczny duet pseudo-dziennikarzy, zawodowych cyngli, ludzi od brudnej roboty. Cel - L. Kaczyński, on się bronić nie może...
Kublikowa i Czuchnowski rozpisują się o kulisach tzw. incydentu gruzińskiego.:
"Gdy dowódca Tu-154 nie chciał wykonać rozkazu prezydenta Lecha Kaczyńskiego, aby lecieć do objętej wojną Gruzji, wiceszef sił powietrznych chciał, aby stery przejął drugi pilot. A był nim wtedy kpt. Arkadiusz Protasiuk, który 20 miesięcy później dowodził prezydenckim lotem do Smoleńska."
Zasadniczym źródłem, które pozwoliło czerskim cynglom "wysmażyć" właściwy tekst jest gen. Artur Kołosowski, w tamtym czasie szef sekretariatu ministra obrony narodowej Bogdana Klicha. Wszak to człowiek nad wyraz obiektywny, nie ma żadnego interesu, by bronić decyzji ministra Klicha, prawda?
Kilka cytatów z "obiektywnych" enuncjacji współpracownika skompromitowanego szefa MON:
"Wtedy zaczęły się naciski. - To były wręcz próby wymuszenia zmiany decyzji - opisuje w rozmowie z "Gazetą" gen. Artur Kołosowski, wówczas szef sekretariatu ministra obrony narodowej. To on na polecenie szefa MON badał okoliczności incydentu gruzińskiego.
Stasiak miał przekonywać dowódcę argumentami "politycznymi" (tak nazywa je w notatce kpt. Pietruczuk), że "do Tbilisi wybiera się prezydent Sarkozy i musimy być tam przed nim".(...)
- Kapitan Pietruczuk (pilot, który odmówił lotu do Tbilisi - przyp. chinaski) po tych zdarzeniach był rozbity emocjonalnie, był w złym stanie. Gdy poprosiliśmy o zrelacjonowanie tego, co się działo w Symferopolu, pytał, co teraz z nim będzie - wspomina w rozmowie z "Gazetą" gen. Kołosowski. - Wyraźnie obawiał się o przyszłość w wojsku. Zapewniłem go, że postąpił bardzo odpowiedzialnie i że na pewno włos mu z głowy nie spadnie.
Gen. Kołosowskizwraca uwagę, że świadkami przepychanek i nacisków 12 sierpnia byli kpt. Arkadiusz Protasiuk i nawigator mjr Robert Grzywna. To oni pilotowali Tu-154, który 10 kwietnia 2010 r. rozbił się w Smoleńsku. - Nie jestem psychologiem, ale lecąc do Smoleńska, mogli mieć w tyle głowy wydarzenia z Symferopola - mówi generał."
Sprawa była wałkowana przez media już wielokrotnie. Co z tego? Zbliża się rocznica tragedii, trzeba ludziom przypomnieć: pogrubić w tekście przemawiające do wyobraźni Polaków "fakty". Jest to też działanie mające służyć "zamydleniu" kompromitacji salonu: przecież przed kilkoma dniami z pełnym przekonaniem wmawiali nam, jak to generał Błasik rugał kapitana Protasiuka przed feralnym lotem do Smoleńska (kamery przemysłowe na Okęciu zarejestrowały "rozmowę"). Później, mimo zaangażowania specjalistów od czytania z ruchu warg, nie udało się potwierdzić "właściwych" tez...
Dlatego trzeba wnioskować na wątpliwych przesłankach i jawnych manipulacjach. Posiłkując się takim materiałem należy wbić do głowy przeciętnego Polaka, że Prezydent Kaczyński i jego przyboczne "pieski (Błasik) to fanatyczne rusofoby, dla chęci utarcia nosa Putinowi byli skłonni ryzykować życie dziesiątek ludzi...
Jakież to smutne. Idąc dziś rano po chleb, zauważyłem w oknie kiosku, na okładce jednej z gazet - zdjęcie Lecha i Marii Kaczyńskich. Prezydent szarmancko obejmuje Pierwszą Damę - piękny obrazek. I to wszystko w szmatławcu, jak niektórzy (choćby prof. Sadurski i jego znajomi z opiniotwórczej "Gazety") bardziej lub mniej otwarcie nazywają dziennik "Fakt"...
"Wyborcza", periodyk ludzi "światłych", celuje w nieco inne emocje Polaków.
Inne tematy w dziale Polityka