Od jakiegoś czasu nie oglądam sztandarowego programu Tomasza Lisa. Po pierwsze, nie mam (z wyboru) i nie oglądam telewizji. Dla osoby takiej jak ja: człowieka z umiarkowanymi poglądami prawicowymi, zwolennika czerpania z tradycji, młodego konserwatysty, media "wizyjne" (, zwłaszcza w ostatnich czasach - po skoku PO na TVP) nie mają żadnej oferty. Po drugie, T. Lis już dawno przestał chcieć rozmawiać z osobami widzącymi świat nieco inaczej od niego: zapraszani "dla równowagi" goście - adwersarze, stanowią mniejszość (format programu na zasadzie 3 <z prowadzącym> na 2 albo na 1), są permanentnie i skutecznie odcinani od głosu, kreuje się ich udział w audycji tak, by widz widział w nich "oszołomów" odciętych od rzeczywistości (tej "lisowej"). Wreszcie po trzecie, "Gazeta Wyborcza" dostarcza wyjątkowo skrupulatne informacje na temat przebiegu kolejnych programów; niektóre jej teksty mają wręcz "obiektywną" formę stenogramów. Można więc, nie zwiększając Lisowi oglądalności, dowiedzieć się, jak tym razem obśmiano Kaczyńskiego, polski Kościół, o. Rydzyka, nieprawomyślnych obywateli...
Jest jeszcze aspekt kwalifikacji samego prowadzącego. Lis wielokrotnie dowiódł, że nie ma szacunku do zasadniczych zasad rzetelnego dziennikarstwa (tego na wzór amerykański - Pan Tomasz z premedytacją udaję, że na tych wzorach bazuje): nie nadaje własnym słowom i obietnicom, jakiejkolwiek wartości; często po konfabuluje, bądź po prostu kłamie.
Przykłady dwa z brzegu. Pierwszy związany ze słynną deklaracjąpartnera H. Smoktunowicz, w której obiecywał publicznie, że jeśli L. Kaczyński nie wystartuje w wyborach prezydenckich, utnie sobie język. Ja oczywiście nie wymagam po Smoleńsku od Lisa realizacji tej idiotycznej obietnicy. Autorytet (na takiego kreują Tomka zaprzyjaźnione media), mógłby jednak za tamto niefortunne stwierdzenie przeprosić, wyrazić jakąś skruchę, poradzić sobie z wykreowaną przez siebie sytuacją.
Drugi przykład z wczoraj. Otóż jak czytam na wyborcza.pl, "chytrusek" zadeklarował, że przynajmniej 4-krotnie głosował na kandydatów PIS w wyborach:
"Ale Tomek, przecież ty nie musisz niczego deklarować, żeby każdy wiedział - mówił (M. Meller). I zwrócił się do publiczności: - Proszę państwa, ktoś sobie wyobraża, że Tomasz Lis głosuje na PiS? Odpowiedział mu Lis: - Oczywiście, że tak. Nie raz, nie dwa, nie trzy głosowałem, a mamy wybory do Sejmu, Senatu, na kandydatów PiS."
Śmiem wątpić. Wielokrotnie były mąż K. Rusin wypowiadał się wyjątkowo brutalnie o PIS. Jednoznacznie bronił III RP, przestrzegał przed widmem kaczyzmu, w J. Kaczyńskim dostrzegał ignoranta, psuja, zwolennika "państwa strachu", "państwa szantażu". O jednym z członków Prawa i Sprawiedliwości mówił: "chłoptaś", "chłystek"...Można wyliczać w nieskończoność. A wczoraj, wbrew temu wszystkiemu, przyznał, że po wielokroć głosował na ludzi "psuja" Kaczyńskiego... Cóż za niekonsekwencja, głupota? Jeśli potraktujemy wczorajszą lisową enuncjację na poważnie, trzeba stwierdzić, że nasz celebryta przez wiele lat robił ze swych słuchaczy idiotów. Nie ładnie. Czy należałoby ciągnąć ( nie tylko w tej sprawie) Lisa za język? Pytanie retoryczne.
Inne tematy w dziale Polityka