Prof. Kuźniar w Kontrwywiadzie RMF FM, dzisiejszy poranek:
"Ja rozumiem, że nie chodziło o słowo ludobójstwo. Chodziło o to, że tablica została powieszona bez odpowiedniej konsultacji. (...)Wysoce niefortunne było to, że Rosjanie uczynili to przed samą wizytą prezydentów i tym samym wpisali się w scenariusz, który zaplanowały osoby, które tablicę powiesiły. One niewątpliwe dążyły do tego, żeby wysadzić w powietrze te uroczystości, żeby je zepsuć, ponieważ te osoby nie miały się tam pojawić."
źródło
Wobec tych - nie bójmy się tego słowa - oczywistych oszczerstw, nasuwają się dwa fundamentalne pytania:
Primo, skąd prof. Kuźniar wywodzi swą teorię, w myśl której Rosjanie demontując tablicę upamiętniającą katastrofę lotniczą w Smoleńsku, zupełnie abstrahowali od jej treści? Zdaniem prezydenckiego doradcy chodziło po prostu o przestrzeganie jednego z przepisów rosyjskiego prawa administracyjnego, zgodnie z którym na wywieszenie jakiejkolwiek tablicy pamiątkowej trzeba uzyskać zgodę odpowiedniego urzędu (ewentualnie dokonać stosownych konsultacji na szczeblu konsularnym). Zaiste, oryginalne to rozumowanie. Przez wiele miesięcy Rosjanie opierali się przed zastosowaniem ów normy (zwyczaju); podobno z uwagi na bezprecedensowy charakter katastrofy. Taktownie przypomnieli sobie o niej... w przeddzień rocznicy tragedii. Słowa Kuźniara nie tylko nie mają poparcia w faktach, podstawowych zasadach rozumowania, wyciągania wniosków; one są zupełnie niekompatybilne z pierwszymi opiniami na temat tego "incydentu" głoszonymi przez wszystkie salonowe media...
Secundo, dlaczego prof. Kuźniar, prezydencki doradca, osoba publiczna, oskarżą wdowy: Kurtykę, Mertę, Gosiewską o to, iż zaplanowały "wysadzenie w powietrze uroczystości rocznicowych"? Czy urzędnik tej rangi może publicznie wyrażać bez źdźbła dowodów tak poważne oskarżenia? Bo cóż on tak naprawdę twierdzi? W jego ocenie montując "wiertarkami" tą słynną już tablicę, rodziny ofiar nie działały motywowane względami moralno-etycznymi, chęcią oddania hołdu poległym, upamiętniania rangi wydarzenia; one chciały zaszkodzić rządowi, cynicznie zniszczyć efekty miesięcy starań czynionych przez Nałęcza, Sikorskiego, Kuźniara...
Pan Kuźniar przy okazji żenującej próby tłumaczenia swojej ewidentnej "wpadki" związanej z kwestionowaniem rangi zbrodni katyńskiej (twierdził, iż nie może być ona traktowana w kategoriach ludobójstwa), powołuje się na normy prawa międzynarodowego. Podobnie czyni (także każe opierać się o surowe, obowiązujące normy i zwyczaje prawne), kiedy usprawiedliwia działania Rosjan wobec "tablicy smoleńskiej". Dlaczego więc pomija fakt, iż Rosjanie wymieniając tablice i umieszczając "swoje", nie poczynili żadnych konsultacji ze stroną Polską? Wszak także złamali ustalone w tym zakresie normy, konwencje, zwyczaje międzynarodowe. Poza tym ich wina jest ewidentna, nieporównywalnie większa od "winy" Pani Kurtyki, Merty, Gosiewskiej. Oni podejmowali decyzję na zimno, prawdopodobnie uczynił to urzędnik wysokiego(najwyższego?) szczebla, ktoś z Kremla. Natomiast rosyjskie przepisy administracyjne złamały...podłamane ogromem tragedii wdowy...Kuźniar nie widzi po stronie "ruskich" problemu, w każdym razie nie ma ochoty go zauważyć. Czyich interesów broni Kuźniar: słabych, polskich wdów czy rosyjskich decydentów, byłych KGBistów, dyktatorów?
Inne tematy w dziale Polityka