Niewielu Kolumbom było dane dożyć dnia, w którym przywrócono w sposób godny narodową pamięć o ostatnim polskim zbrojnym zrywie narodowowyzwoleńczym. Kiedy kanclerz Niemiec i sekretarz stanu USA oddali symboliczny hołd najlepszym synom i córkom naszego narodu, sygnatariuszom szlachetnych cnót będących owocem narodowej tradycji: patriotyzmu i solidarności, poświęcenia i wiary. Nie odbyłoby się to, gdyby nie osobiste zaangażowanie ś.p. L. Kaczyńskiego.
Wczoraj Maryla z blogmedia24 napisała pod moim wpisem:
"Dzisiaj w Muzeum PW Komorowski tradycyjnie odznaczał resztki żyjących Bohaterów PW.
Media tego już nie pokazują, ale w transmisji na żywo Komorowski powiedział zdanie o swoim poprzedniku - Lechu Kaczyńskim - zgromadzeni kombatanci nie dali mu kontynuować jego przemówienia - długą owacją uczcili pamięć Lecha Kaczyńskiego."
Nie było w pookrągłostołowej Polsce polityka, który cieszyłby się tak wielkim uznaniem kombatantów - powstańców z 1944 r. jak właśnie poległy Prezydent RP. Pamiętajmy przy tym, że w Powstaniu Warszawskim uczestniczyła młoda elita ówczesnej stolicy, to nie byli ludzie z ulicy. Wystarczy wspomnieć Gajcego, Baczyńskiego, Białoszewskiego, etc. etc.
L. Kaczyński po demokratycznym wyborze na Prezydenta RP spotkał się ze zmasowanym atakiem mediów i polityków. "Mały człowiek", "cham", "alkoholik", "niedorozwinięty głupek", "kartofel" - to tylko niektóre z obelg, które publicznie zaserwowano urzędującej głowie państwa.
W nagonce na Prezydenta uczestniczyli również czołowi politycy PO, dziś piastujący najwyższe funkcje państwowe. Zaoszczędzę sobie i czytelnikom znanych, kompromitujących cytatów autorstwa R. Sikorskiego, B. Komorowskiego, D. Tuska, J. Palikota, S. Niesiołowskiego.
Po tragedii z 10 kwietnia osoby te nie wyciągnęły żadnych wniosków ze swych wcześniejszych póz i zachowań; nadal w paskudny, chamski sposób atakowały - pośrednio lub bezpośrednio - niemogącego się już bronić Prezydenta RP.
Istotna, świadoma część społeczeństwa wreszcie stanowczo zaprotestowała. Powstał Ruch Solidarni2010, wiele filmów, tekstów, książek traktujących o niszczeniu wizerunku człowieka prawego i honorowego - patrioty. Zareagowały również środowiska kombatanckie, zwłaszcza dawni powstańcy, walczący w 1944 r. o wolną stolicę, namiastkę suwerennej ojczyzny.
Znany bloger Rybitzky twierdzi w swej dzisiejszej notce, że "buczenie" i "gwizdy" są "złe i głupie". Że nie wolno w taki sposób traktować Prezydenta Komorowskiego, przedstawicieli rządu i warszawskiego ratusza. Radzi, by pogwizdać w inny dzień.
Nie sposób zgodzić się z takim stawianiem spraw. Wśród gwiżdżących/buczących są także powstańcy warszawscy. Jakim prawem Rybitzky odbiera im szansę na zaprotestowanie, na bycie słyszanym? Oni przeżyli warszawskie piekło w 1944 r, potem piekło Polski stalinowskiej, w której - w najlepszym razie - porównywano ich do bękartów i szpiclów Hitlera. Polska po 1989 r. również nie zaproponowała im nic szczególnego - w najlepszym razie pensję/emeryturę 10-krotnie niższą od tych zagwarantowanych dla zasłużonych budowniczych nowego ładu - Jaruzelskiego, Kiszczaka, Urbana, Kwaśniewskiego i Millera...
Ci ludzie mają prawo buczeć i gwizdać. To jest z resztą z ich strony oczywista zachęta dla nas - młodych, którzy nie godzą się - jak oni - na status quo ustalony pomiędzy ósmym a dziewiątym toastem zaintonowanym przez Adasia, ewentualnie Czesia, na pomagdalenkowej biesiadzie.
Inne tematy w dziale Polityka