Andrzej Ro Andrzej Ro
66
BLOG

Deflacja i zanik impulsu konsumpcyjnego w gospodarce Chin

Andrzej Ro Andrzej Ro Gospodarka Obserwuj notkę 0
Chińska Republika Ludowa, której gospodarka przez dekady była synonimem nieprzerwanego wzrostu i globalnej ekspansji, znalazła się dziś w punkcie zwrotnym. Jednym z najtrudniejszych wyzwań, z jakim mierzy się obecnie Pekin, jest zjawisko deflacji sprzężonej z zanikiem impulsu konsumpcyjnego. W warunkach kurczącej się populacji, kryzysu zaufania do rynku nieruchomości i stagnacji dochodów, tradycyjne mechanizmy stymulowania popytu przestają działać. W niniejszym scenariuszu strategicznym omówiono, jak te zjawiska splatają się w groźne dla gospodarki błędne koło, oraz jakie kierunki działania mogą zdecydować o tym, czy Chiny wyjdą z pułapki deflacyjnej czy też ugrzęzną w niej na lata.

Współczesne Chiny, mimo imponującej pozycji drugiej największej gospodarki świata, znalazły się w pułapce zjawiska, które paradoksalnie jest odwrotnością problemu, z jakim mierzy się większość rozwiniętych państw Zachodu. Podczas gdy Europa i Stany Zjednoczone borykają się z podwyższoną inflacją, Chiny od pewnego czasu dryfują w kierunku deflacji, której źródłem jest coraz bardziej widoczny zanik wewnętrznego impulsu konsumpcyjnego. To zjawisko, trudne do szybkiego odwrócenia, ma charakter strukturalny i systemowy, co czyni je jednym z najpoważniejszych wyzwań dla dalszego rozwoju Państwa Środka.

U podstaw deflacji leży splot kilku procesów zachodzących w tym samym czasie. Po pierwsze, od dekad chiński model rozwoju był oparty na wysokich inwestycjach infrastrukturalnych i eksporcie tanich dóbr przemysłowych, co skutecznie podtrzymywało tempo wzrostu gospodarczego. Wraz z dojrzewaniem gospodarki i koniecznością zmiany modelu wzrostu na bardziej zrównoważony, oparty o konsumpcję wewnętrzną i usługi, dotychczasowy impuls inwestycyjny zaczął wygasać. Jednocześnie mechanizmy, które miały stymulować konsumpcję prywatną — czyli rosnące dochody klasy średniej, urbanizacja oraz rozbudowa sektora usług — napotkały granice swojej skuteczności.

Wyraźnie widać to zwłaszcza w kontekście kryzysu na rynku nieruchomości. Przez lata sektor budowlany i deweloperski działał jak gigantyczny bufor i akumulator kapitału — chińskie rodziny lokowały w mieszkaniach oszczędności pokoleń. Ta forma inwestycji była źródłem pewności, stabilności i poczucia bezpieczeństwa. Dziś, kiedy nadpodaż pustych mieszkań, spadające ceny nieruchomości oraz niewypłacalność wielkich deweloperów stają się faktem, Chińczycy tracą zaufanie do rynku nieruchomości jako ostoi wartości. W obliczu braku realnych alternatyw inwestycyjnych i niepewności co do przyszłości, preferencje gospodarstw domowych przesuwają się w stronę oszczędzania na czarną godzinę, a nie na wydawanie. To zachowanie jest dodatkowo potęgowane przez demografię: rosnące obciążenie młodych pracowników kosztami utrzymania rosnącej populacji osób starszych wymusza większą ostrożność w podejmowaniu decyzji konsumpcyjnych.

Deflacja, pogłębiana przez spadające ceny mieszkań i towarów konsumpcyjnych, rodzi błędne koło. Firmy widząc, że popyt jest słaby, odkładają inwestycje, zamrażają rekrutacje i ograniczają wynagrodzenia. Konsumenci, obawiając się o swoje dochody, jeszcze bardziej wstrzymują zakupy, licząc na dalsze spadki cen. W efekcie druga największa gospodarka świata znalazła się w fazie, która przypomina syndrom Japonii lat 90.: długotrwała deflacja, stagnacja płac i utrata dynamiki popytu wewnętrznego.

Dodatkowym wymiarem problemu jest struktura rynku pracy i organizacji pracy w Chinach. System „996”, będący synonimem wyzysku, wypala kadry, zniechęca młodych do zakładania rodzin i jednocześnie nie buduje zdrowego zaplecza klasy średniej, która w naturalny sposób mogłaby stać się stabilnym fundamentem konsumpcji. Wysokie bezrobocie wśród młodych ludzi — szczególnie w dużych aglomeracjach — ogranicza możliwość ożywienia popytu w segmencie dóbr wyższego rzędu. Brak silnego popytu przekłada się na niski wskaźnik PMI w usługach i niewielką skłonność do otwierania nowych biznesów w sektorze prywatnym.

Próby pobudzenia gospodarki poprzez zwiększanie dostępności kredytu i obniżanie stóp procentowych mają ograniczoną skuteczność w sytuacji, gdy społeczeństwo nie chce się zadłużać na zakup kolejnego mieszkania, którego wartość jutro może być niższa niż dzisiaj. Jednocześnie rosnący dług publiczny, wynikający z ratowania deweloperów i banków, ogranicza zdolność rządu do prowadzenia szeroko zakrojonych programów stymulacyjnych na wzór Zachodu.

Scenariusz najbliższej dekady rysuje się zatem niejednoznacznie. Jeśli Pekin nie zdecyduje się na głęboką i kosztowną reformę, której istotą będzie faktyczne przerzucenie ciężaru wzrostu z inwestycji i eksportu na konsumpcję wewnętrzną, Chiny mogą ugrzęznąć w pułapce deflacyjnej na lata. Taka pułapka osłabi nie tylko wzrost PKB, ale przede wszystkim pozycję geopolityczną — bowiem słabnąca gospodarka oznacza ograniczone zasoby na ambitne projekty infrastrukturalne za granicą czy ekspansję technologiczną. Wbrew pozorom nie jest to problem wyłącznie wewnętrzny, bo deflacja w Chinach oznacza deflacyjne impulsy eksportowane globalnie: tanie produkty z Państwa Środka będą jeszcze tańsze, co może wpływać na presję cenową w krajach importerach.

Wyjście z tej spirali wymagałoby od Chin zrobienia kroku, który dotąd zawsze był odkładany — większej redystrybucji bogactwa i faktycznego wzmocnienia siły nabywczej obywateli, nawet kosztem obniżenia konkurencyjności eksportowej. Do tego należałoby dodać reformę polityki pracy, ograniczenie patologicznego modelu „996”, wzmocnienie ochrony socjalnej, a także otwarcie rynku pracy na imigrację wykwalifikowaną, która mogłaby częściowo złagodzić skutki starzenia się społeczeństwa.

Jeśli taki scenariusz nie zostanie zrealizowany, a władze w Pekinie ograniczą się do działań punktowych, to stagnacja konsumpcji będzie się pogłębiać. Deflacja stanie się nową normalnością, a młodzi Chińczycy, zmęczeni brakiem perspektyw, będą szukać szans rozwoju za granicą lub w alternatywnych formach życia poza systemem, co tylko pogłębi problem z dostępnością siły roboczej w kluczowych sektorach gospodarki.

Kluczowym, często niedocenianym elementem chińskiego krajobrazu gospodarczego jest fakt, że sektor nieruchomości — rozumiany szeroko, jako budownictwo mieszkaniowe, deweloperka komercyjna i infrastruktura towarzysząca — odpowiadał w szczytowym momencie za nawet 29% całego chińskiego PKB. To proporcja absolutnie wyjątkowa w skali świata. Dla porównania, w rozwiniętych gospodarkach OECD udział tego sektora w PKB waha się zazwyczaj między 10% a 15% — na przykład w Stanach Zjednoczonych jest to około 12–14% (licząc łącznie sektor budowlany i operacje na rynku nieruchomości), w Niemczech około 11–13%. Tak silne uzależnienie tempa wzrostu gospodarczego od boomu budowlanego oznacza, że każda turbulencja na rynku nieruchomości w Chinach działa jak potężny hamulec całej gospodarki i uruchamia efekt domina, obejmujący banki, samorządy lokalne (które finansują się sprzedażą gruntów deweloperom) oraz popyt na stal, cement i inne materiały.

Nadmierna koncentracja kapitału w betonie doprowadziła do sytuacji, w której około 65–90 milionów mieszkań w Chinach stoi pustych. To równowartość miejsc w mieszkaniach dla całej populacji Brazylii lub ponad dwukrotnie więcej niż liczba ludności Polski. Zjawisko to w sposób systemowy zamroziło ogromne zasoby kapitałowe — pieniądze, które mogłyby zasilać konsumpcję prywatną lub inwestycje w sektorach o wyższej wartości dodanej, zostały uwięzione w nieruchomościach, których wartość teraz stopniowo spada, a możliwość szybkiego upłynnienia ich jest praktycznie zerowa. Rząd, próbując zapobiec upadłości kolejnych gigantów deweloperskich, takich jak Evergrande czy Country Garden, angażuje coraz większe środki z budżetu centralnego i rezerw banków państwowych, co ogranicza pole manewru w innych obszarach polityki fiskalnej.

Na tle tego rozbuchanego i kryzysogennego sektora nieruchomości kontrastuje stosunkowo skromny udział sektora usług w strukturze PKB Chin. Według danych za 2023 rok usługi generowały około 54–56% PKB. Dla porównania, w większości rozwiniętych gospodarek udział sektora usług przekracza 70% PKB — w Stanach Zjednoczonych jest to blisko 77–79%, w krajach Europy Zachodniej najczęściej 70–75%. Oznacza to, że wbrew narracji o transformacji w stronę gospodarki opartej na konsumpcji, Chiny wciąż mają relatywnie płytki i wąski rynek usług. Brakuje wystarczająco rozbudowanych, wysokomarżowych branż takich jak zaawansowane usługi finansowe, konsulting, kreatywne technologie, edukacja premium czy rozwinięta opieka zdrowotna — czyli tych segmentów, które w krajach bogatych są naturalnym miejscem wydatkowania rosnących dochodów klasy średniej.

Efektem tego deficytu jest zjawisko częściowego importu usług przez zamożniejszych Chińczyków. Obywatele, którzy mogą sobie na to pozwolić, korzystają z zagranicznych usług edukacyjnych, medycznych czy turystycznych. W 2019 roku, jeszcze przed pandemią, Chiny były największym źródłem turystów zagranicznych na świecie, a wydatki chińskich podróżnych za granicą przekroczyły 277 miliardów dolarów rocznie, co zasilało PKB innych krajów, a nie wewnętrzny obieg pieniądza. Po pandemii popyt ten odżywa, a środki odpływają z krajowego obiegu usług, co osłabia sektor wewnętrzny. Jednocześnie, ograniczone możliwości rozwoju usług w kraju zmuszają część rodzin do redukcji konsumpcji, bo lokalna oferta jest często niskiej jakości lub nie odpowiada aspiracjom nowej klasy średniej.

To wszystko razem tworzy strukturalny paradoks: kraj, który miał rosnąć dzięki wewnętrznej konsumpcji i sile rynku krajowego, traci kapitał z powodu zbyt mało atrakcyjnego rynku usług, jednocześnie utrzymując absurdalnie wielki sektor nieruchomości, który pochłania zasoby finansowe i generuje bańki cenowe. W rezultacie dochodzi do dławienia popytu konsumpcyjnego i pogłębiania deflacji — bo konsumpcja wewnętrzna nie ma wystarczająco silnych motorów napędowych, a jednocześnie nie ma już wystarczającego miejsca na dalszy wzrost inwestycji w budownictwo.

Dlatego też kluczowym priorytetem polityki gospodarczej Chin musi być stopniowe odwrócenie proporcji: ograniczenie nadmiernego znaczenia sektora nieruchomości do poziomu typowego dla dużych gospodarek świata — czyli w okolice 12–15% PKB — oraz przyspieszone budowanie konkurencyjnego i zróżnicowanego sektora usług, który nie tylko zatrzyma kapitał w kraju, ale również umożliwi bogacącej się części społeczeństwa konsumpcję dóbr i usług wysokiej jakości bez konieczności ich importu. Dopiero to może złamać spiralę deflacyjną i otworzyć drogę do bardziej stabilnego i zrównoważonego wzrostu w drugiej połowie XXI wieku.

Pełny obraz problemów strukturalnych Chin nie byłby kompletny bez zwrócenia uwagi na szczególne miejsce, jakie zajmuje w nim sektor rolniczy — sektor, który w ujęciu nominalnym wnosi do PKB zaledwie około 7–8% (według danych za 2023 rok wynosił 7,1%), ale w praktyce absorbuje blisko 22% wszystkich aktywnych zawodowo Chińczyków. To nieproporcjonalnie wysoka liczba jak na państwo, które aspiruje do statusu nowoczesnej, postindustrialnej potęgi technologicznej. Dla porównania w USA rolnictwo i powiązane sektory stanowią poniżej 2% miejsc pracy, przy znacznie wyższej wydajności i znacznie bardziej sprzyjających warunkach klimatycznych.

Problem chińskiego rolnictwa ma głębokie podłoże geograficzne. Mimo olbrzymiego terytorium (ponad 9,5 miliona kilometrów kwadratowych, co plasuje Chiny w ścisłej czołówce największych państw świata), zaledwie około 10% powierzchni kraju nadaje się do upraw rolnych. Z tego obszaru połowa wymaga intensywnego nawadniania, co czyni Chiny jednym z największych użytkowników systemów irygacyjnych na świecie. Pozostała część kraju to w dużej mierze góry, wyżyny, pustynie lub obszary o nieurodzajnych glebach, które nie nadają się do masowej produkcji rolnej. To strukturalne ograniczenie sprawia, że rolnictwo chińskie jest nie tylko nisko wydajne, ale też bardzo wrażliwe na wahania klimatyczne, susze i powodzie — czego skutki coraz częściej nasilają się w dobie zmian klimatu.

Szczególnym przykładem tej nieefektywności i jednocześnie strategicznego ryzyka jest hodowla trzody chlewnej. Chiny posiadają największą populację świń na świecie — odpowiadają za około 50% globalnego pogłowia. Wieprzowina jest głęboko zakorzeniona w chińskiej kulturze kulinarnej i stanowi podstawę diety setek milionów ludzi. Paradoksalnie jednak, mimo tej skali produkcji, kraj nie jest w stanie w pełni zaspokoić swojego wewnętrznego popytu ani zapewnić wystarczających ilości pasz. Produkcja pasz białkowych — głównie soi i kukurydzy — nie nadąża za zapotrzebowaniem trzody, co zmusza Chiny do ogromnego importu tych surowców. W praktyce oznacza to, że bezpieczeństwo żywnościowe kraju jest częściowo uzależnione od stabilności dostaw z USA, Brazylii, Kanady czy Argentyny. W razie konfliktów handlowych, embarga lub kryzysów logistycznych, chińskie łańcuchy żywnościowe mogą być poważnie zagrożone, co jest punktem presji geopolitycznej, dobrze rozumianym przez partnerów Zachodu.

Tak zorganizowane rolnictwo wiąże ogromne rezerwy pracy na obszarach wiejskich, gdzie produktywność na osobę jest wielokrotnie niższa niż w sektorze przemysłowym czy usługowym. To oznacza, że znaczna część ludności wiejskiej, mimo formalnego zatrudnienia, funkcjonuje na granicy biedy i nie generuje znaczącego popytu konsumpcyjnego. Tym samym, potencjał konsumpcyjny niemal jednej czwartej pracujących Chińczyków jest znacznie ograniczony i nie może zostać łatwo uwolniony bez radykalnych zmian strukturalnych: modernizacji rolnictwa, zwiększenia skali gospodarstw, automatyzacji oraz stworzenia alternatywnych miejsc pracy w miastach.

Z historycznego punktu widzenia rolnictwo było przez dziesięciolecia stabilizatorem społecznego spokoju w Chinach — zapewniało pracę i podstawowy byt dla setek milionów ludzi. Dziś jednak w epoce urbanizacji i wzrostu sektora nowoczesnych usług, jego przerost staje się ciężarem, który utrudnia uwolnienie rezerw pracy i kapitału na inne, bardziej produktywne sektory.

W połączeniu z ogromnym, przeinwestowanym sektorem nieruchomości i relatywnie płytkim rynkiem usług oznacza to, że struktura gospodarki chińskiej jest obciążona trzema wielkimi, współzależnymi balastami: nadmierną rolą rolnictwa w zatrudnieniu, nadmierną rolą nieruchomości w PKB oraz niedorozwiniętym rynkiem usług. To trio stanowi wyzwanie, które ogranicza zdolność Chin do szybkiego wyjścia z pułapki deflacyjnej i osiągnięcia stabilnego modelu gospodarki opartej na wysokiej jakości konsumpcji wewnętrznej.

Rozwiązanie tego problemu wymaga wieloletnich, równoległych reform: konsolidacji rozdrobnionego rolnictwa, modernizacji technologicznej, zwiększenia produkcji pasz, jednoczesnego przesuwania nadwyżki siły roboczej do usług i przemysłu zaawansowanego oraz rozwoju sektora usług, który byłby zdolny do absorpcji tej nowej, uwolnionej energii społecznej. Bez tego gospodarka Chin pozostanie wewnętrznie rozwarstwiona i zbyt krucha, by utrzymać status globalnej potęgi tylko na filarach eksportu i taniej produkcji.

Chiński smok, który przez dekady karmił świat potokiem tanich dóbr i nieprzerwanego wzrostu, może więc w nadchodzącej dekadzie stanąć w obliczu cichego kryzysu, którego fundamentem będzie nie wybuch, lecz systemowe wygasanie energii gospodarczej. W tym kontekście deflacja i zanik impulsu konsumpcyjnego stają się nie tylko problemem ekonomicznym, ale także fundamentalnym testem dla modelu politycznego, który dotąd umiejętnie łączył autorytaryzm z obietnicą nieustającego wzrostu dobrobytu. Jeśli ta obietnica zostanie złamana, władza w Pekinie stanie przed pytaniem, jak utrzymać społeczną lojalność w czasach spadających dochodów i gasnących marzeń o lepszym jutrze.

Wnioski strategiczne

Deflacja w Chinach nie jest jedynie krótkoterminowym odchyleniem koniunkturalnym — jest sygnałem, że dotychczasowy model rozwoju osiągnął swoje granice i wymaga nowej architektury instytucjonalnej, fiskalnej i społecznej. Kluczowym wnioskiem dla decydentów w Pekinie jest konieczność przełamania strukturalnego strachu gospodarstw domowych przed wydatkami. Tego nie da się osiągnąć jedynie poprzez poluzowanie polityki monetarnej czy punktowe dopłaty do wybranych branż. Potrzebna jest głębsza zmiana: odbudowa zaufania społecznego, większe bezpieczeństwo socjalne oraz trwałe zwiększenie udziału dochodów gospodarstw domowych w PKB. Inaczej mówiąc — bez realnego wzrostu siły nabywczej ludności, programy stymulacji popytu nie przyniosą trwałego efektu.

Drugim strategicznym wnioskiem jest to, że rynek nieruchomości, który jeszcze niedawno był stabilizatorem i lokomotywą wzrostu, stał się dziś balastem dławiącym inwestycje i apetyt konsumentów na wydatki. Władze muszą rozwiązać problem pustostanów i bańki zadłużenia deweloperów, nawet jeśli oznacza to trudne politycznie decyzje, jak wymuszona restrukturyzacja czy przekształcenie niewykorzystanych zasobów mieszkaniowych w tanie mieszkania na wynajem lub lokale społeczne.

Trzecim elementem, który wyłania się z analizy, jest potrzeba transformacji rynku pracy. Model oparty na intensywnej eksploatacji siły roboczej w systemie „996” nie buduje trwałej klasy średniej i nie sprzyja innowacjom. Modernizacja prawa pracy, wsparcie dla automatyzacji i robotyzacji oraz tworzenie zachęt dla młodych do pozostania w kraju i zakładania rodzin są niezbędne, by przywrócić zdrowy popyt wewnętrzny i zapobiec drenażowi talentów.

Z punktu widzenia partnerów zagranicznych i inwestorów, Chiny w stanie długotrwałej deflacji oznaczają trudniejsze warunki prowadzenia działalności: większą presję na marże cenowe, nieprzewidywalność polityki gospodarczej i możliwe ryzyko nagłych interwencji administracyjnych, które mają wymusić sztuczne ożywienie popytu. Firmy globalne muszą więc dywersyfikować rynki zbytu, przygotowując alternatywne źródła popytu w regionach o stabilniejszym wzroście konsumpcji, takich jak Azja Południowo-Wschodnia czy Indie.

Wreszcie, deflacja w Chinach to również ryzyko geopolityczne: reżim, który nie może już kupować lojalności społeczeństwa obietnicą ciągłego wzrostu, może być bardziej skłonny do poszukiwania legitymizacji w polityce zagranicznej — od silniejszej projekcji morskiej po instrumentalne wykorzystywanie zasobów strategicznych, jak metale ziem rzadkich, jako narzędzia nacisku w wojnach handlowych. Świat musi być na to gotowy.

Podsumowując, kluczowym testem dla Chin będzie nie tyle kontrolowanie wskaźnika cen, ile umiejętność zbudowania nowego fundamentu rozwoju gospodarczego, który przeniesie ciężar z inwestycji i eksportu na zrównoważony, inkluzyjny wzrost oparty na zamożnym i stabilnym społeczeństwie. Od tego, czy Pekin zdoła tę transformację przeprowadzić bez wewnętrznych wstrząsów, zależy nie tylko przyszłość chińskiej gospodarki, ale także równowaga gospodarcza i polityczna całego świata w XXI wieku.

Andrzej Ro
O mnie Andrzej Ro

Przekazuję realistyczne scenariusze strategicznie

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka