203 obserwujących
1531 notek
1588k odsłon
  776   0

Thriller wojenno - polityczny "Meldunki ze schronu"

Telewizja alarmowała. Kaczyści byli już gotowi aby z pełzającego stadium zamachu stanu przejść do fazy galopu. Można było spodziewać się najgorszego. "A u nas na razie spokój" - pomyślałem niefrasobliwie... 

 
Rankiem tatko przez okienko na strychu przyuważył jakiś kaczystowski czołg. Jużżeśmy z tatkiem kosy  zaczynali ostrzyć, gdy kaczyści zawrócili, a ze środka stalowego potwora było tylko słychać "Na Gdańsk! Cała naprzód! Na Gdańsk!". 
 
Tatko szybko ze strychu zleźli i mówią: "Teraz do schronu! Wszystko co się na wojnie może przydać to we schronie musi być!".
 
Całą żem taczkę granatami zapakował! Pode schron żem podjechał, a tatko jak nie fuknie: "Telewizor najsampierw baranie! Telewizor! "
 
"Jakże to tatku telewizor, kiedy czołgowych gasieniców rozbijać trzeba? - otępiały całkiem żem zapytał.
 
A tatko na to "Ot, durak z ciebie! Leppera nie słyszałeś? To psychologiczno-psychiatryczna wojna. Jak się uzbroimy, kiedy nam wróg łączność telewizorową z całym postępowym światem odetnie?". 
 
Słusznie tatko prawił! Z telewizorem psychologiczno-psychiatycznej agresji kaczystów nie ulegniemy! Tatko włączyli telewizor."Wolna Polska broni się nadal!"-  krzyczał do kamery dziennikarz w wojskowym podartym mundurze, z zakrwawioną twarzą.
 
"Żywcem nas nie wezmą"- wyszeptał calkiem blady tatko.Dziennikarz ciężko dyszał, ale nie wypuszczał  mikrofonu z ręki. "Musimy walczyć! Żołnierze kaczystowskiego reżimu są wszędzie... "- telewizor nagle zaczął śnieżyć. A po paru tatkowych stuknięciach rozbłysnął i... całkiem zgasł.
 
Tatko wciagnął do środka antenę zrobioną z puszek po konserwie "Turystycznej" i zamknął właz do schronu. "Te kaczki to są chamy! Takiego telewizora zniszczyli..." - cedził przez zęby tatko spluwając łuskami słonecznika.
 
"Ciiii!!! Tatku,czołgi idą!" -krzyknąłem słysząc rumor nad naszymi głowami.
 
"Raz kaczce śmierć!" - tatko z bagnetem w ręce podszedł do włazu i lekko uchylił klapę. 
 
Nie wierzyliśmy wlasnym oczom. Ta szlachetna, zakrwawiona twarz, to był... bohaterski dziennikarz z telewizji! Zobaczył nas.
 
"Ratujcie! Tam, za lasem! Kaczyści..." - zawołał chrapliwie i zemdlał.
 
Tatko wciągnął krwawiącego bohatera do schronu i zaraz gabką, co to kiedyś do Gazety Wyborczej była dodana - że niby suwenir - zmył mu krew z czoła.
 
"Dycha jeszcze" - uśmiechnął się tatko. Ale czasu na wzruszenia nie było. Ktoś zacząłł mocno stukać w schronowy właz.
 
"Kto tam?" - chytrze zapytał tatko i wskazując na dziennikarza, szeptem rzucił w moją stronę "Pod dywan go! Pod dywan!"
 
"Ja z gazowni, instalacje sprawdzam" - odpowiedział stłumiony głos. 
 
"Ale my tu nawet kuchenki gazowej nie mamy" - zablefował tatko.
 
"W takim razie przychodzę z elektrowni" - przebiegle poinformował głos.
 
Otworzyłem klapę schronowego włazu. Do środka wtoczyli się kaczyści.
 
"Raus! Hande hoch! "Hande hoch" - ryczał na całe gardło kaczystowski żołdak o twarzy Brunnera ze "Stawki większej niż życie" mierzący w naszą stronę z kałasznikowa. Za jego plecami zobaczyłem dowódcę kaczystów. Miał krótkie kacze nóżki i twarz podobną do kartofla. Jego czarny, hitlerowski mundur był wyraźnie niedopięty. W rękach trzymał służbowy pejcz z kaczystowskimi emblematami.
 
"Ty inteligencki polski szwajne! Muf! Muf gdzie jest żurnalist!"- kaczysta podszedł do tatki, po czym strzelił pejczem przed tatkowym nosem.
 
Poczułem, że zasycha mi w gardle... Różowe płaty zaczęły wirować mi przed oczami. Nie było już słychać nawet warkotu czołgowych silników. Leciałem w jakąś przepaść...
 
"Jędruś! Jędruś obudź się!" - usłyszałem głos tatki.
 
Otworzyłem oczy. Tak, to był On. Za nim majaczyła jakaś postać... Zaraz, czy to nie ten kaczystowski żołdak z pejczem?!!
 
"Spokojnie Jędruś, to Janusz. Przyjaciel nasz. On tylko chwilowo na służbie u kaczystów. On życie nam uratował, kaczystowski pluton egzekucyjny w stronę bagien wysłał. On bohater jest! Słyszałeś kiedyś o Wallenrodzie?" -klarował uspokajająco tatko.
 
Spojrzałem na kaczystę. Rzeczywiście może i nie miał takiego kartoflanego łba jak wydało mi się, gdy go pierwszy raz zobaczyłem.
 
"Chłopcze, długo uczyłem się chamstwa i głupoty, żeby upodobnić się do kaczystów. Wczuwałem się. Z czasem nawet kartoflane bulwy zaczęły mi na twarzy wyrastać, ale nie daj się zwieść" - nowy Wallenrod, Janusz wyjął zza pazuchy pomiętą, zatłuszczoną książeczkę.  Poznałem ją od razu.
 
"Ferdydurke" - wymamrotałem z wysiłkiem."Widzisz chłopcze, to nasz znak rozpoznawczy. Dla kaczystów nie do rozszyfrowania. Na szczęście nie potrafią czytać" -wyjaśnił bohater.
 
Rozejrzałem się po schronie.
 
"A gdzie ten postrzelony przez kaczystów dziennikarz?" - zapytałem z wolna dochodząc do siebie.
 
Spojrzeli po sobie z zakłopotaniem. Zapadła głucha cisza.
 
"Wiesz synku" - zaczął tatko i przez chwilę łza błysnęła w jego oku - "Nie dało się go uratować. Miał ze sobą białą myszkę, wiesz takiego gryzonia... I kaczyści uznali, że to może być myszka do komputera. Od tego momentu był stracony" -tatko po cichu przełnął gorzką , męską łzę.
 
"Pomścimy go chłopcze" - rzucił twardo nagle zachrypłym głosem Janusz "Wallenrod".
 
"Kiedyś reżim upadnie, a wtedy nikt już nie będzie wstydził się, że zna alfabet, że nawet umie czytać. Znów będzie można przez całą dobę oglądać telewizję. A w niej będzie sama tylko prawda..." - zawiesił głos jakby zdając sobie sprawę z tego, że wybiegł bardzo daleko w przyszłość.
 
"Ale Pan zostanie wtedy premierem?" -zapytałem z nadzieją w głosie.
 
Wallenrod uśmiechnął się bagatelizująco. Nie zależało mu na zaszczytach. Wiedziałem jednak, że dla wolności i demokracji gotowy byłby do największych poświęceń.

 
Ciąg dalszy nastąpi...
Lubię to! Skomentuj16 Napisz notkę Zgłoś nadużycie

Więcej na ten temat

Komentarze

Inne tematy w dziale