Godziemba Godziemba
491
BLOG

Załamanie się morale polskich żołnierzy

Godziemba Godziemba Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 28

Agresja sowiecka na Polskę w 1939 roku w sposób znaczący wpłynęła na morale dużej liczby polskich żołnierzy.

        W momencie agresji sowieckiej na Polskę, armia polska nie została jeszcze pobita i w dalszym ciągu walczyła z Niemcami.

       Wiele jednostek, które mocno ucierpiały w trakcie walk z Niemcami było w trakcie reorganizacji.  


       Wszystkie polskie pułki piechoty wykształciły w okresie pokoju środowiska pułkowe, skupiające nie tylko oficerów zawodowych, ale także oficerów i podoficerów rezerwy. Tak więc dopóki pułk istniał – dopóki istniało środowisko pułku, zawsze można było go odbudować, wystawiając taką liczbę batalionów, na ile wystarczało oficerów rezerwy i  pułkowego esprit de corps. I tak czyniono we wrześniu 1939 roku.


      Spośród 90 pułków piechoty czasu pokoju przed 17 września całkowicie rozbitych było jedynie 13 pułków, a także 13  innych było pułkami jedynie z nazwy. Reszta jednak funkcjonowała w lepszej czy gorszej kondycji.


       Plan mobilizacyjny zakładał, że bataliony marszowe miały być wysyłane dopiero po 15. dniu mobilizacji powszechnej. Tymczasem bataliony marszowe (kompanie marszowe) uzupełniały pułki już od pierwszych dni walk. Tak były uzupełniane zarówno pułki pomorskie i wielkopolskie, jak i małopolskie.  Świadczy to dobrze o efektywności administracji wojskowej.


       Tak więc sytuacja była dynamiczna – polskie pułki piechoty były we wrześniu 1939 roku rozbijane, odbudowywane, a niektóre ponownie rozbijane.


       Bardzo ważną rolę w  reorganizowaniu Wojska Polskiego miała Warszawa. Zasoby stolicy pozwoliły na wystawienie kilku improwizowanych pułków rezerwowych i na odtworzenie gotowości bojowej wielu pobitych pułków, a nawet dywizji.


      Podobnie ważną rolę odgrywał Modlin oraz  ośrodki miejskie na Lubelszczyźnie.


       Co istotne – odtworzenie gotowości bojowej pułku trwało dość krótko,  nie przekraczało tygodnia, czasem trwało kilka dni.


      Charakterystyczne jest to, że niemal wszystkie pułki, które można uznać za pełnowartościowe 17 września, były pułkami stacjonującymi przez kilka dni w jednym miejscu. Potwierdza to, że w czasie wojny 1939 roku bardzo poważnym problemem były straty marszowe.

     W wojskowych magazynach i składach znajdowała wiele uzbrojenia. W większości zostało ono ewakuowane do wschodniej Polski i mogło zostać wykorzystane przez jednostki, którym udało się wycofać. Istniały również środki transportu, którymi można było przewieźć uzbrojenie pozostawione w składach w środkowej Polsce. Ze Stawów pod Dęblinem samochodami i autobusami przewożono uzbrojenie na Polesie (m.in. dla późniejszej 60. DP), a transportem kolejowym – na przedmoście rumuńskie.


      W dniu 17 września duch bojowy szeregowych żołnierzy Wojska Polskiego nie był jeszcze  zły. Nie doszło do „rozpełznięcia” się formacji bojowych w stylu tak fatalnym, jak miało to miejsce w Norwegii, Holandii czy Francji


      Nie było fali dezercji  ani w Małopolsce, ani w Wielkopolsce. Armia „Pomorze” – przechodząca obok swych garnizonów i domów rodzinnych – wręcz odbudowała swoją zdolność bojową. Pewne problemy nastąpiły na Lubelszczyźnie, jednak i tam generał Bortnowski zdołał zreorganizować rozproszone formacje. Także zgrupowanie generała Sosnkowskiego – przechodzące przez Małopolskę Wschodnią – zwiększało swoją spoistość, a Rusini z tych jednostek nie wykorzystywali okazji do ukrycia się wśród życzliwej im ludności.


      Po agresji sowieckiej sytuacji uległa zasadniczej zmianie. I tak np. liczba żołnierzy dywizji Armii „Karpaty”, którzy przeszli w odwrocie dziesiątki kilometrów i 16 września zwyciężyli w Lasach Janowskich, po otrzymaniu informacji o sowieckiej agresji błyskawicznie stopniała.


      Generałowi Sosnkowskiemu nie udało się przebić do Lwowa nie dlatego, że nie miał na to szans – jeszcze rankiem 17 września miał nad Niemcami olbrzymią, kilkukrotną przewagę. Następnego dnia był jednak od nich kilkukrotnie słabszy. Tego dnia  „wiadomości o przekroczeniu granicy polskiej przez armie sowieckie  - jak wspominał gen. Sosnkowski - [...] dotarły jakimś sposobem do wojska i rozeszły się lotem błyskawicy, wywołując zrozumiałe przygnębienie”.


      Załamali się nie tylko szeregowi żołnierze, lecz także oficerowie – „major S. [...] wypowiedział jawnie posłuszeństwo dowódcy dywizji i odmaszerował samowolnie ze swym batalionem, oświadczając, że idzie poddać się Niemcom”.


        19 września generał Sosnkowski podjął mimo wszystko próbę przebicia się do Lwowa. Gdy to się nie udało postanowił maszerować dalej na wschód. 20 września spośród kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy, którymi dysponował jeszcze 17 września, zostało przy nim „tysiąc, mniej więcej, bagnetów”. Po nocnym marszu jego kolumna liczyła już tylko 500 ludzi. Wreszcie, gdy przyszło ruszyć w ostatni etap drogi, „w miejscu, gdzie [...] zostawiliśmy kolumnę, nikogo już nie było”. Ugrupowanie  generała Sosnkowskiego nie zostało ani rozbite w boju, ani otoczone i zmuszone do poddania się, tylko rozeszło się do domów.


       Podobnie było także na innych odcinkach frontu.  Jeszcze 17 września 10 000 polskich żołnierzy twardo broniło swoich pozycji na Kępie Oksywskiej. Następnego dnia większość z nich po prostu rozeszła się  do swoich pobliskich domów. Ich dowódca – pułkownik Stanisław Dąbek – nie mając kim dowodzić, popełnił samobójstwo.


        W tym czasie zadaniem Frontu Środkowego, liczącego,  nie uwzględniając kawalerii oraz drobnych pododdziałów marszowych, 50 batalionów piechoty, wspieranych przez ponad setką czołgów oraz ponad 200 dział,  było jak najszybsze przedostanie się na przedmoście rumuńskie.


      Rankiem 17 września generał Szylling zaproponował marsz przez pola leżące na południe od Tomaszowa Lubelskiego. Drogę zagradzał jedynie stojący w Narolu kombinowany pułk pościgowy z niemieckiej 28. Dywizji Piechoty. Uderzenie na Tomaszów Lubelski pozwalało na wykorzystanie całości sił Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej.

     Bitwa rozpoczęła się rankiem 18 września. Jak wspominał dowódca Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej: „natarcie rozwinęło się szybko i łatwo”. Wojska podchodzące pod Tomaszów zostały powitane przez Niemców wiadomościami o najeździe sowieckim nadawanym przez gigantofony kompanii propagandowej.


       Informacje o sowieckiej odebrały wolę walki zarówno szeregowym żołnierzom, jak i dowódcom. Ponawiane przez trzy dni polskie próby wyjścia z zaciskającego się okrążenia nie przynosiły rezultatów, w dodatku ze wschodu zaczęły napływać wysunięte formacje Armii Czerwonej.


      W tej sytuacji 20 września zgrupowanie generała Tadeusza Piskora kapitulowało wobec Niemców. W sumie do niemieckiej niewoli trafiło 80 000 polskich żołnierzy, z tego ponad 50 000 poddało się – z powodu załamania się morale - jeszcze przed formalną kapitulacją.


       Taki był przerażający skutek wieści o sowieckiej zdradzie, oznaczającej przekreślenie jakichkolwiek szans na obronę ojczyzny.


        Oczywiście nadal bronili się żołnierze w Warszawie, Modlinie, spoistość zachowała Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie”, ale agresja sowiecka w sposób zdecydowany wpłynęła na załamanie się morale polskich żołnierzy.



Wybrana literatura:
 
T. Pawłowski – Sowieci nie wchodzą. Polacy mogli wygrać w 1939 roku
M. Porwit - Komentarze do historii polskich działań obronnych 1939 r., t. 1–3
L. Moczulski - Wojna polska. Rozgrywka dyplomatyczna w przededniu wojny i działania
obronne we wrześniu i październiku 1939 roku
R. Szawłowski  - Wojna polsko-sowiecka 1939
K. Sosnkowski - Cieniom Września


Godziemba
O mnie Godziemba

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura