Christianitas Christianitas
560
BLOG

Rowiński: Co po "Znaku"? Pytania do nowej redakcji

Christianitas Christianitas Kultura Obserwuj notkę 1

Pamiętam dość dobrze, gdy przez siedmiu czy ośmiu latu dostały mi się do rąk liczne numery francuskiego przeglądu „Esprit”. To założone przez Emmanuela Mouniera, twórcę prądu personalistycznego w myśli współczesnej, pismo miało dla mnie wtedy rangę i sławę. Nawet mogę powiedzieć, że było swego rodzaju legendą. Nie ukrywam, że moja katolicka ogłada intelektualna ograniczała się do tradycji redakcji Znaku, czy Tygodnika Powszechnego lub może liberalnego katolicyzmu - tak zwanego nurtu „Kościoła otwartego”. „Esprit” było mi jednak potrzebna z konkretnych względów – jeden z numerów poświęcony był Charlesowi Peguy i Joannie d’Arc, co stanowiło przedmiot moich zainteresowań. Ponieważ wspomniane numery pisma zalegały w redakcji „Res Publiki Nowej” (wydawanej wtedy przez „Politykę”) zacząłem przeglądać kolejne zeszyty z lat dziewięćdziesiątych, a także te z dwudziestego pierwszego już wieku. Z rozczarowaniem stwierdziłem, że nie mam do czynienia z pismem w którym mógłbym znaleźć ciekawe ujęcie problemów świata katolickiego.

 

Wtedy też przyszła do mnie myśl i pytanie czy „Znak” podąży drogą "Esprit". Związek wydawał mi się oczywisty, chłonąłem w owym czasie dzieje polskiego katolicyzmu w XX wieku, głównie przez pryzmat losów środowisk inteligenckich, których początki opisywał Bogdan Cywiński w „Rodowodach niepokornych”. Myślałem o przygotowaniu doktoratu na temat środowiska Lasek. Czytałem też Mouniera „Co to jest personalizm?”, przedzierałem się przez „Humanizm integralny” Maritaina – kluczowych inspiracji polskiej inteligencji katolickiej. Wtedy wydawało mi się niemożliwe, żeby Znak się zeświecczył – publikował często teksty teologiczne, nawet jeśli bywały kontrowersyjne. Oto teraz jednak przeglądając ostatnie numery pisma mogę powiedzieć: „A jednak się dzieje!” Z pisma katolickiego „Znak” przerodził się w pismo świeckiego humanizmu, czasem zainteresowanego sprawami religii, ale już raczej nie z perspektywy wiary, ale „elementu ludzkiego życia”. Okazuje się, że punkt założycielski idei – mounierowski personalizm, ze swoją „afirmacją osoby”, „życia”, „działania” i „zaangażowania”, a szczególnie „tworzenia historii”, skłania ku określonemu finałowi. Proszę wybaczyć słowo finał, ale dla mnie to pewien finał.

 

Szczególnie nacisk na „tworzenie historii” może sprawiać, że pytania o katolicką tożsamość pisma, będą odebrane jako namawianie do „zawracania kijem rzeki”. Rzeczywiście, „afirmacja osoby” sprawia, że nie możemy „obrażać się na rzeczywistość”, a przecież właśnie to Kościół robi odkąd „pokonaliśmy komunizm”. Teraz należy „afirmować”, włączyć się w działanie tego świata. Oczywiście do takiego podejścia przyczynił się także Maritain przenosząc na poziom polityki i tożsamości neotomistyczną teorię „czystej natury”. Odtąd nie jest już interesująca katolicka opinia w polityce, czy katolickie myślenie, ale powszechny pluralizm, który i tak „musi” z „natury” uznawać nasze wartości, nawet bez łaski, wszak świat składa się z anonimowych chrześcijan (jak dopowiedziałby ks. Rahner). Jeśli tak jest, pojawia się prosta zachęta - włączmy się w to dobro, jakie drzemie w świecie i pozwólmy się mu prowadzić! G. J. McAleer znawca Maritaina i św. Tomasza nazwał takie myślenie „chrześcijańsko-lewicową fantastyką społeczną”. Czysta natura jest jedynie teorią – w świecie działa też łaska, działa też - i to powszechnie - grzech (Ecstatic Morality and Sexual Politics: A Catholic and Antitotalitarian Theory of the Body, New York 2005).

 

Pokolenia się zmieniają, a fantastyka wprowadzana w życie sprawia, że pluralizm zupełnie wypiera katolickość, choć dalej nazywamy go katolickością (“otwartością”, “powszechnością”...). Trudno, żeby było inaczej skoro bardziej nas interesuje świat niż Bóg, bardziewellness i joga (jedne z tematów ostatniego numeru) niżSalvator.

 

Więcej analogii wobec tych procesów można znaleźć choćby w wypłukaniu się treści z programów partii chadeckich, które w ramach realizacji swoich agend doszły do momentu, kiedy uzasadniały „chrześcijańskość” przeciwnymi chrześcijaństwu działaniami - nie mówię dziś, że „Znak” aż tak daleko się posunął. Ale czy możemy sobie wyobrazić, że to środowisko, które odgrywało tak ważną polityczną rolę w historii Polski, zajmie dziś niezależne, samodzielne stanowisko w interesie opinii katolickiej? Choćby w sprawach zasadniczych?

 

Nie wydaje mi się. Spektrum intelektualnego świata katolickiego jest bowiem nieco gdzie indziej niż gwiazdy „Znaku” - John Gray, czy tym bardziej Zygmunt Bauman.

 

Jedne z ostatnich numerów ekipy redaktora Bardela rozważały myśli Charlesa Taylora, pojawiła się teżRadical Orthodoxy – wydawało się, ze pismo zmierza w interesującym kierunku. Trzeba było jeszcze tylko zdać sobie sprawę, że choć Taylor jest wybitnym autorem, stanowi jednak specyficzny punkt w katolickim archipelagu. Podobnie jest choćby z McIntyrem - drugim zbliżonych do Kościoła myślicielem, funkcjonującym w mainstreamie myśli. W każdym razie, pojawiły się znów wspólne punkty odniesienia, które mogły pozwolić na szerszą i przede wszystkim głębszą refleksję katolicką. Niestety, wydaje się, że nowa ekipa “Znaku” przyjęła raczej linię transmisji idei liberalnych do katolicyzmu, zamiast starać się odzyskiwać dla świata spektrum katolickie - mniej znane bezresearchu,ponieważ niemainstreamowe.

 

To, że dużo się dzieje w teologii i filozofii katolickiej pokazała choćby niedawna krakowska konferencja "What is life?". Pokazuje to także cały nowy ruch recepcji Soboru w świetle hermeneutyki kontynuacji. Czy w „Znaku” katolik, czasem wątpiący, czasem osoba niewierząca znajdzie teksty na ten temat? Potem ze zdumieniem odkrywamy, że w ludzkich głowachkatolicyzm stanowi pewną mglistą formacją etyczno-ideowa, charakteryzującą się otwartością na drugiego człowieka. I nic więcej.

 

Zygmunta Baumana mogę czytać w różnych miejscach, a Denisa Sureau, Williama Cavanaugh, Fergusa Kerra czy debatę Emila Poulat z Jeanem Madiranem o uniwersalności spuścizny modernizmu już nie bardzo. To tylko przykłady. Można w nieskończoność publikować liberałów i żyć w nieświadomości tego, co dziś kształtuje chrześcijaństwo.

 

Co więcej, wydaje się również, że “Znak” odszedł już od swojej własnej spuścizny. Nie znajdziemy tu deklarowanego pluralizmu. W każdym razie nie w sensie katolickim. Wstępna wymiana zdań na facebookowym profilu miesięcznika o dzisiejszym kształcie pisma zakończyła się stwierdzeniem osoby ukrytej pod avatarem pisma, że zmiany mają głębszy sens, ale to temat na “dłuuuuga rozmowę”. Był to dla mnie dość jasny sygnał, że nie jest to temat do rozmowy. Dalsza część dyskusji, w której wziął udział jeden z redaktorów zdominowana została przez dziwną dwuznaczność polegającą na tym, że redakator ten tak naprawdę nie chciał być reprezentantem swojego środowiska, nie potrafił też określić obecnej linii pisma. Symptomatyczne było to, że przywołana raczej pobocznie w dyskusji, wśród wielu innych autorów i w kontekście wciąż ważnej debaty nad spuścizną modernizmu katolickiego, osoba Jeana Madirana  wywołała oburzenie, jakiego nie wywołała nawet u niedawnego dyskutanta myśliciela – dalekiego od katolickiej prawicy Emila Poulat. Dziwny to pluralizm - jedyna idea jaką udało mi się wypreparować z dzisiejszego “Znaku” - wykluczający nawet wspomnienie o nielubianym autorze.

 

Pluralizm nie skupia się na wychwytywaniu pojedynczych elementów wzajemnej silnej niezgody, ale na afirmacji tego, co wartościowe (wymienieni byli Taylor, McIntyre, Poulat, Madiran, pismo “Catholica”, konferencja „What is life”, Millbank, Sureau, hiszpańskie środowiska katolickie związane z Radical Orthodoxy, a także poruszenie intelektualne w tym kraju po zamieszkach studenckich i reakcje na nie). Czy spór katolickich myślicieli hiszpańskich z Alainem Badiou jest czymś nudnym? To dzieje się nie tylko w katedrach, ale i na ulicach miast.

 

Takie odwrócenie pluralizmu prowadzi do eskalacji – od Madirana przechodzi się w dyskusji do Brasilliacha, który ma już łatkę faszysty. I w jednej chwili stajemy przed dyskursywną opozycją liberalizm, albo faszyzm. A więc: dualizm zamiast pluralizmu! 

 

Co do Brasillacha, to przywołam pewną niedosłowną seminaryjną wypowiedź Marcina Króla, który mówił, że to był biedak, którego niepotrzebnie rozstrzelano. I to prawda, rozstrzelano go za parę wierszy, a generał de Gaulle długo się wahał czy podpisać wyrok. Przy innych historycznych okolicznościach Zygmunta Baumana może także by rozstrzelano, kto wie. A Brasillach, gdyby pluton egzekucyjny go jednak ominął, może by zasiadał w Academie Francaise. To już jednak inna historia.

 

A może prawda jest taka, że redakcja tego szacownego periodyku nie wie jaka jest jej zasadnicza orientacja?

 

Dlatego z ciekawością pytam - jaka jest dzisiaj tożsamość „Znaku”?

 

Tomasz Rowiński

 

pismo.christianitas.pl

Pismo na rzecz ortodoksji

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura