Christobal82 Christobal82
357
BLOG

Bunt elit i "nowa normalność"

Christobal82 Christobal82 Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Wiosną 2013 r. Mateusz Morawiecki, prezes zarządu BZ WBK oraz członek Rady Gospodarczej przy premierze RP podczas nieformalnego spotkania w restauracji "Sowa i Przyjaciele" przedstawił osobliwą prognozę gospodarczą dla Europy: "Będziemy zapier... i rowy, k... kopać, a drudzy będą zakopywać, będziemy zadowoleni. Będziemy (…) wtedy my jako ludzie mniejsze firmy mieć, emerytury. Mniejsze oczekiwania. W tym młodszym pokoleniu to ja widzę zjawisko niebezpieczne (...). Oczekiwania. Nic nie robić, dużo zarabiać, nie? (...) Oni jakby nie rozumieją, że idą ciężkie czasy."

Ciężkie czasy faktycznie nadeszły. Nie będziemy jednak teraz rozliczać premiera "Krzywoustego" za nieautoryzowane wypowiedzi sprzed lat, które mogły zostać wycięte z kontekstu, powstały w szczególnych okolicznościach, a z obecną "pandemiczną" rzeczywistością nie muszą mieć absolutnie nic wspólnego. I przyjmijmy na chwilę, że Morawiecki pod wpływem solidarnościowej tradycji rodzinnej i własnego wykształcenia historycznego przebył szczerą ewolucję z bankiera-liberała na etatystę o skłonnościach protekcjonistycznych i bogoojczyźnianych poglądach. Z doradcy Tuska został szefem rządu jego politycznych oponentów. Ale słowa wypowiedziane przez eksperta "ponad podziałami partyjnymi" tym bardziej dają pewne pojęcie o sposobie myślenia naszych politycznych elit nie tylko na temat polityki gospodarczej, ale przede wszystkim mówią o spojrzeniu tych elit na społeczeństwo, na ten "ciemny lud" i jego oczekiwania wobec państwa.

Komentarze ekonomistów z ostatnich kilku lat wskazują, że kryzys gospodarczy o globalnej skali był istotnie oczekiwany, a niektóre państwa jak Chiny i Rosja od dawna gromadziły rezerwy walut i złota przygotowując się na głęboki spadek koniunktury i rozkład światowego handlu. Nawet Jarosław Kaczyński po wyborach parlamentarnych zapowiadał okres gorszej koniunktury. Jeszcze niedawno szerzej mówił na ten temat między innymi Cezary Mech obserwując wojnę handlową między USA i Chinami oraz krytykując przy okazji niektóre decyzje gospodarcze polskiego rządu dotyczące choćby "polonizacji" banków, poziomu długu w obcych walutach czy utrzymywania niskich kosztów pracy poprzez popieranie imigracji zarobkowej. Można tylko domyślać się motywacji PLL LOT w dokonaniu niedawnego zakupu obciążonej finansowo niemieckiej firmy Condor, która w warunkach kryzysu turystyki może pogrążyć polską państwową spółkę. Nie znamy też niestety realnej kondycji polskich finansów, poziomu zadłużenia, bezrobocia czy oszczędności spółek i firm zwłaszcza w dramatycznych dla Polski warunkach "zawieszenia gospodarki". Wszystkie powyższe czynniki stawiają intencje polityki gospodarczej Morawieckiego (oraz jego kompetencje w tym zakresie) pod wielkim znakiem zapytania. Teraz wszystkie kluczowe projekty rozwojowe w naszym kraju na czele z CPK, rozwojem szlaków komunikacyjnych, przekopami mierzei, "wstawaniem z kolan" wraz całą wizją "doganiania" Zachodu, które już wcześniej budziły wątpliwości zostały pogrzebane katastrofą "kwarantanny", którą rzucono na Polskę z siłą podobną agresji niemiecko-sowieckiej z 1939 r.

Nasz kraj nie jest oczywiście w tym dramacie odosobniony, ale obecny kryzys obnażył znacznie więcej niż "wielką nieobecność" UE - widoczny jest brak wszelkich regionalnych grup konsultacyjnych jak Grupa Wyszehradzka i inicjatywa Trójmorza, nastąpiło odwrócenie się USA od Europy (naszego "strategicznego sojusznika"), widoczna jest bezradność i samotność państw (bynajmniej nie samodzielnych jak chcą niektórzy) zdających się na wytyczne WHO, no i otrzymujących wreszcie "pomoc" ze strony reżimu chińskiego lub innych globalnych decydentów kierujących nowym rozkładem sił światowych. Wygląda to na dobrze zaplanowany scenariusz, ale niestety to nie nasz scenariusz. Wypada więc zapytać czy przed podjęciem brzemiennych w skutkach decyzji o ograniczeniu działalności gospodarczej i swobód obywatelskich władze RP nie mogły skonsultować się z regionalnymi sojusznikami w kwestii wyboru własnej drogi walki z epidemią bez naśladowania wzorców chińskich czy niemieckich? Robiono to wcześniej choćby przy okazji kryzysu migracyjnego czy polityki klimatycznej. Nie było przecież wątpliwości, że zastosowane metody doprowadzą do zapaści gospodarczej lub ją znacząco pogłębią. Wszak obecny szef rządu przewidywał "ciężkie czasy" kilka lat wstecz bez względu na epidemię. Dodajmy, że "tarcza antykryzysowa" to nie jest żadne rozwiązanie w dłuższej perspektywie - kapitału finansowego oczekują banki, ale przedsiębiorstwa potrzebują nie tyle pieniędzy co ludzi do pracy, produkcji, pomysłów i obrotu towarami. Ponowne wprawienie tej maszyny w ruch to zadanie znacznie trudniejsze i czasochłonne niż drukowanie i pompowanie pieniędzy. Kapitał społeczny nie tworzy się w warunkach rygoru kwarantanny, ograniczeń w ruchu, powszechnego lęku szerzonego przez media i izolacji milionów ludzi w domach. Wygląda na to, że rząd nie wziął pod uwagę licznych głosów lekarzy i specjalistów od początku kwestionujących zasadność powszechnej kwarantanny i nieuzasadnionych restrykcji nakładanych na całe społeczeństwo (w Polsce do tych głosów zaliczyć należy dra Jerzego Milewskiego w NRR przy Prezydencie RP). Czy naprawdę polski rząd jest do tego stopnia bezradny wobec nacisków społeczności międzynarodowej czy zagranicznych grup interesu? Gdzie ta celebrowana do niedawna "podmiotowość", "niepodległość" i walka o racje narodowe? Teraz można się spodziewać, że konkurencyjne gospodarki świata i wielkie korporacje międzynarodowe, które najpewniej okażą się głównymi beneficjentami walki z "pandemią" skorzystają z okazji do zdominowania rynków wschodzących m.in. w Europie Środkowo-Wschodniej.

Perspektywa ekonomiczna jest jednak zbyt wąska dla zrozumienia pełnego charakteru przemian doświadczanych obecnie przez Polskę i cały zachodni świat, które obejmują szeroko pojęty układ sił międzynarodowych, relacje między władzą i społeczeństwem, stosunki międzyludzkie, wartość kapitału społecznego czy kulturę życia codziennego. Pod tym względem współczesny reżim "powszechnej kwarantanny" stosowany przez wiele krajów świata jest nieporównywalny z jakimkolwiek wydarzeniem z najnowszej przeszłości jak 11 września 2001 r., tragedia smoleńska, kryzys finansowy z 2008 r. czy kryzys migracyjny. Uderza on bowiem bezpośrednio w warunki codziennej egzystencji materialnej i duchowej każdego niemal człowieka.

Ewidentnie represyjne, absurdalne, a nade wszystko bezprawne zarządzenia Rady Ministrów z 31 marca zakazujące wstępu do parków, lasów, miejsc publicznych i ograniczające swobodę poruszania się i funkcjonowania obywateli pozostają bez merytorycznego związku z epidemią. Jak podaje w swoim stanowisku Krakowski Instytut Prawa Karnego: "Poza sytuacją nadzwyczajną, przekazywanie szerokich kompetencji do ograniczania konstytucyjnych praw i wolności człowieka w drodze regulacji podustawowych przez organy władzy wykonawczej jest sprzeczne z konstytucyjną zasadą wyłączności regulowania tej materii w drodze ustawy". Nie wprowadzono bowiem żadnego z konstytucyjnych stanów nadzwyczajnych. Co więcej, "pod pozorem walki z koronawirusem „przemycono” do systemu prawnego przepisy karne pozbawione związku z materią antykryzysową, budzące poważne wątpliwości merytoryczne". Rozwiązania prawne zapowiadające wysokie kary pieniężne (w drodze mandatu lub kary administracyjnej) dla zdrowych obywateli opuszczających miejsce zamieszkania nie tylko podważają zaufanie obywateli do państwa, ale zwyczajnie ośmieszają organy władzy publicznej, które dążą do wykluczenia możliwości odwołania się obywatela do sądu. Zrobiono to pomimo tego, że o odpowiedzialności represyjnej orzekać może wyłącznie sąd, a nie inspektor sanitarny, wojewoda czy jakikolwiek minister. Pomijając skutki gospodarcze i społeczne walki z epidemią mamy więc do czynienia ze stworzeniem przez rząd zagrożenia dla obywateli wiążącego się z ryzykiem chaosu prawnego i arbitralnej interpretacji prawa. Stróże prawa wypytujący obywateli o cel wyjścia z domu, podjętej podróży, zakupów lub witający spacerowiczów w parku pytaniem "co pan tu robi" są ponurą groteską państwa pozorującego troskę o bezpieczeństwo i zdrowie publiczne. To także niebezpieczny precedens, który może mieć fatalne skutki dla wolności politycznej, gospodarczej i wszelkiej społecznej aktywności w Polsce zwłaszcza w warunkach nieuchronnego kryzysu gospodarczego. Ostatnie doniesienia o zamówieniu przez policję ponad 120 nowych furgonetek do przewozu ludzi oraz wozów z armatkami wodnymi zapowiadają przygotowania władz do poważnej konfrontacji.

Oczywiście zawsze pozostaje nadzieja na powrót rządzących do zdrowego rozsądku i przywrócenia normalności w życiu społecznym i gospodarczym (co zapowiadają już Norwegia, Austria i Czechy), ale niedawne zapowiedzi ex-wicepremiera Gowina, że powrotu do sytuacji sprzed połowy marca już nie będzie wskazują na zgoła odmienne zamiary rządzących. Kolejne prognozy premiera o spodziewanym "szczycie zachorowań" na przełomie maja i czerwca ukazują wyraźnie polityczną funkcję narzędzia, jakim stała się walka z epidemią. Jej docelowym założeniem nie będzie żaden powrót do "status quo ante bellum", ale "nowa normalność" (pojęcie Morawieckiego) oparta na "dystansowaniu społecznym" na "nowym equilibrium". Cokolwiek to oznacza, należy się przygotować na rzeczywistość, w której zaciskaniu ekonomicznego pasa towarzyszyć będzie nowy aparat represji ograniczający społeczną aktywność, trwale odbierający przynajmniej część swobód obywatelskich, anonimowość i wolność zgromadzeń oraz przemieszczania się. Wszystko to dla "naszego dobra".  

A więc wojna...chyba nieprzypadkowo w dniu przyjęcia nowych represyjnych zarządzeń 31 marca doradca GUS Włodzimierz Gut zapowiedział, że "kto nie słucha ojca, matki, posłucha psiej skóry", dlatego jeśli ludzie "się nie zastosują, będą następne zakazy. Schematy wypracowano na Dalekim Wschodzie". Jeżeli komunistyczne Chiny stały się faktycznie modelem dla Europy, to jej przyszłość rysuje się w czarnych barwach. Ale skoro zdaniem Guta "to jest wojna, wojny nie toczy się metodami demokratycznymi" to wypada zapytać z czym lub z kim ona się toczy - wygląda na to, że wcale nie z epidemią, ale jak to historii bywało - z ludźmi. W końcu "większość ludzi to ludzie zdrowi, którzy są potencjalnymi kandydatami do zakażenia i obciążenia systemu", jak tłumaczył niedawno Prof. Gut. To niestety typowy przykład pogardliwego i przedmiotowego stosunku elit władzy do społeczeństwa, który Polacy znają z czasów PRL.  Ludzie są "obciążeniem" dla państwa, są "zbędną nadwyżką", niemal jak w neomaltuzjańskiej, ludobójczej logice reżimów totalitarnych XX wieku. Oddając znowu głos "klasykowi" z "Sowy i przyjaciół" z 2013 r. musimy pamiętać, że "być może zakończy się to dobrze, jeżeli my ludzie, we the people, prawda, a już zwłaszcza we the people w Niemczech czy w Hiszpanii, we Francji, musimy obniżyć nasze oczekiwania. Bo jak obniżymy, to w ślad za tym wszystko pójdzie dobrze, się da zreperować". Jego zdaniem w warunkach pokoju i normalnego funkcjonowania społeczeństw "to jest trudne", ale "najlepszym sposobem zawsze była wojna", ponieważ tylko ona "zmienia perspektywę w pięć minut". Ale przecież w warunkach rządzonych przez nowoczesną technologię XXI w. wystarczy ekwiwalent wojny.

Mamy tutaj do czynienia nie tyle z "buntem mas" jak chciał dawniej Jose Ortega y Gasset, ale właśnie z "buntem elit" w ujęciu Christophera Lascha. Buntem objawiającym się nienawiścią elit do wszystkich i wszystkiego, którzy nie podzielają ich świata podporządkowanego "higienicznemu reżimowi", owej bezgraniczności w zmienianiu natury człowieka drogą ustawicznego postępu (ekologia, zdrowie). W postawie rządzących w trakcie obecnego kryzysu dostrzec można arogancję i niepewność odnoszącą się do społeczeństwa "z mieszaniną lekceważenia i obawy", ponieważ zwykli ludzie "są zarazem absurdalni i w jakiś niesprecyzowany sposób zagrażający - nie dlatego, że chcieliby zburzyć stary porządek, ale właśnie dlatego, że ich obrona tego porządku wydaje się tak głęboko irracjonalna". Elity liberalne na całym Zachodzie stworzyły w ten sposób specyficzną "kulturę strachu", o której pisał Zbigniew Szczęsny, w świecie postmodernistycznym, w którym "rządy rozumu" w imię postępu stworzyły rzeczywistość "przepełnioną lękiem" i poszukiwaniem bezpieczeństwa "aż do granic absurdu". Wynika to stąd, że zagrożenie dla elit płynie z ludzkiej spontaniczności, bezinteresowności, nieprzewidywalności ludzkich odruchów, z nieracjonalnych postaw człowieka, lub, jak kto woli z "etosu agresywnej męskości". Jak stwierdził niedawno amerykański psycholog Ryon McDermott: "jeśli będziemy potrafili zmienić mężczyzn, to będziemy w stanie zmienić świat". Pozbycie się skłonności do ryzyka, do działania, do budowania realnych interakcji z innymi ludźmi drogą izolacji w domach, pracy zdalnej, "sprywatyzowania" aktywności zawodowej i publicznej, zasilanej atmosferą powszechnego lęku to budowanie nie tylko nowej gospodarki, ale nowego społeczeństwa złożonego z wytresowanej zbiorowości ludzi postępujących w sposób wykalkulowany, przewidywalny, automatyczny, zwierzęcy. Czy to zapowiedź "końca człowieka" o której pisali europejscy filozofowie od XIX w.? Czy poddamy się tej tresurze nowej politycznej poprawności?

W mojej poprzedniej notce jeszcze z połowy marca pisałem o wojnie wypowiedzianej społeczeństwu przez władzę. Nie tylko zresztą w naszym kraju. Wszystkie wydarzenia kolejnych tygodni utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Wciąż widoczne jest niestety wysokie społeczne poparcie dla działań godzących w interesy przeciętnego obywatela, mimo, że entuzjazm dla decyzji rządu spada. Nadal znajdujemy się więc na etapie przypominającym początek Wielkiej Wojny z lat 1914-1918, kiedy europejskie narody oszukiwały się myślą o szybkiej dwutygodniowej i zwycięskiej wojence, okazji do przemienienia świata na lepsze, do świata bez wojen, nowej sprawiedliwości, do odbudowy wspólnoty, do "bycia razem". Musiało upłynąć kilka lat horroru zanim te mrzonki upadły w morzu ofiar. Dlatego obawiam się, że bez zdecydowanego i zbiorowego odruchu obywatelskiego nieposłuszeństwa okazanego rządzącym teraz, zaraz, natychmiast, już w te Święta Wielkanocne, który wymusi zmianę obłędnej i szkodliwej polityki "powszechnej kwarantanny" możemy niebawem bezpowrotnie obudzić się w zapowiadanej przez Morawieckiego "nowej normalności". Ralph Waldo Emerson pisał, że materializm zwrócił ludzi przeciwko sobie w takim stopniu, że zaczęli oni szanować tylko instytucje władzy stając się rzecznikami własnego zniewolenia. Do nas należy teraz przypomnienie rządzącym, że jesteśmy w tym kraju suwerenem. W czasach, kiedy do rangi wykroczenia urasta zwykłe wyjście z domu tak niewiele wysiłku wymaga kontestacja tego niedorzecznego porządku - wystarczy spacer z rodziną, dla zdrowia, dla najbliższych i dla wolności. Niech Święto Zmartwychwstania Pańskiego będzie dla nas wszystkich świętem wyjścia z aresztu, odrodzenia więzi międzyludzkich, świętem Życia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości